Pixel, Android, pożegnanie z Inboksem, Google+ i Allo. Jaki był 2018 r. dla Google'a?
To nie był najlepszy rok dla Google.
Firma, co prawda zaliczyła finansowo dobry start, ale mocno wyhamowała w trzecim kwartale, rozczarowując inwestorów. Humorów szefom nie poprawiła ani rekordowa kara od Komisji Europejskiej, ani bunt pracowników żądających porzucenia projektu Maven, a potem Dragonfly. Nie mogła cieszyć też decyzja Epic Games o tym, że ich fantastycznie zarabiająca gra będzie dystrybuowana poza Sklepem Google.
Google w 2018 r. to jednak nie tylko afery i porażki. Niektóre rzeczy naprawdę się firmie udały. Duża część aplikacji wygląda lepiej niż przed rokiem, niektórych z nich można używać w trybie ciemnym, a Pixele, jak to Pixele, zachwycają jakością aparatów.
Ogłoszono wygaszanie trzech aplikacji, wprowadzono jedną nową, a na resztę wylano roczny zapas wybielacza.
Google'owi udało się w ciągu minionych lat działania stworzyć (lub kupić) wiele lubianych i znanych rozwiązań. W tym roku portfolio firmy powiększyły nowe Wiadomości, a sztandarowe produkty przeszły poważny lifting. Zapowiedziano też wygaszanie kilku produktów.
W 2018 r. skończyła się era Material Design w Google. Na komputery, tablety i smartfony zawitał jego następca – Material Design 2. Zgodnie z nowym standardem kolory musiały ustąpić miejsca wszechogarniającej minimalistycznej bieli, która wywołuje mieszane uczucia. Jednych przyprawia o ból oczu, drugich cieszy powiewem świeżości, a trzecim przypomina, że... zapomnieli kupić w sklepie wybielacz. Kolorystyka została ograniczona do minimum, ale kolory są bardziej nasycone, intensywniejsze. Uproszczono ikony i sprawiono, że wyglądają lżej. Obowiązującym fontem stał się piękny Google Sans… Dotyczy to przynajmniej tych przypadków, gdy Google'owi udała się trudna sztuka konsekwencji. Na razie spod świeżego straszą zapomniane elementy protoplasty.
Nowy wygląd dostało wiele aplikacji w tym Gmail, Dysk Google, Chrome i oczywiście kalkulator. Tak, ta kluczowa dla każdego użytkownika Androida aplikacja także dostała nowe szaty w przeciwieństwie do jakiegoś tam niszowego Gmaila na smartfony.
Mimo że Google postanowił rozświetlić cyfrowy świat, to gdzieniegdzie zdecydował się naściemniać. Coraz to nowe aplikacje zyskiwały w tym roku swoje mroczne oblicze – Wiadomości, Kontakty czy YouTube dostały ciemny tryb. Najwięcej wykraczających poza wygląd zmian zanotowała przeglądarka Google. Więcej o tym, co działo się z Chrome'em w 2018 roku, możecie przeczytać tutaj.
Pojawiły się Wiadomości, a Asystent Google zaczął mówić po polsku, choć nie chce jeszcze gadać ze wszystkimi.
Google wystartował w tym roku z nowym agregatorem newsów. Google News to aplikacja, który ma nie tylko proponować swojemu czytelnikowi treści skrojone na jego miarę, ale także podawać mu alternatywne źródła informacji dotyczące danego tematu. W praktyce jest mniej różowo. Zawodzi przede wszystkim algorytm personalizujący treści zgodnie z gustem czytelnika. Aplikacja nie zawsze chce nam uwierzyć, że nie interesują nas najnowsze ploteczki ze świata gwiazd.
Choć na razie okazję, żeby porozmawiać z asystentem Google mieli tylko nieliczni, to i tak firma wyprzedziła o kilka długości konkurencję z ich trzema damami – Siri, Alexą i Cortaną. Dla wszystkich użytkowników Androida i iOS-a, Asystent powinien być dostępny na początku stycznia.
Czas pożegnań z Allo, Google+ i Inboksem.
Najpierw dostali poważną aktualizację, a potem pokazano im drzwi - Google brzydko bawił się w tym roku emocjami trzech ostatnich użytkowników Google+. Portal społecznościowy, mówiąc oględnie, nie był największym sukcesem w dziejach firmy, a mimo to zaskakiwał wszystkich, przez lata utrzymując się na powierzchni. Jego los przypieczętował wyciek danych blisko pół miliona użytkowników. Z Google + zwykli klienci (o ile kogokolwiek, kto jeszcze korzysta z tego serwisu, można tak określić) będą musieli zwinąć manatki do kwietnia przyszłego roku (wcześniej mówiono o sierpniu). Usługa będzie nadal dostępna dla firm i to zgodnie z ich potrzebami będzie się rozwijać.
Na zasłużony odpoczynek odchodzi także Allo, czyli jeden z rozlicznych, acz mało używanych, komunikatorów Google'a. Zespół zajmujący się nim przeszedł już w kwietniu do Chata, który domyślnie ma wszystkim androidowcom zastąpić SMS-y. Ostatni użytkownicy Allo mogą z niego korzystać do marca 2019 r.
Najcięższy cios padł jednak we wrześniu. Wtedy to miłośnicy Inboksa dowiedzieli się, że czas się żegnać z ulubioną pocztą. W przeciwieństwie do poprzednich aplikacji ta nie była sztucznie podtrzymywanym trupem. Niestety Google postanowił skupić się na rozwijaniu tylko jednego klienta pocztowego i chyba nikogo nie zaskoczy, że jest nim Gmail. Inbokx ostatecznie wygaśnie w marcu 2019 r.
Niezłe ciacho, czyli Android Pie.
Kolejny rok, kolejny apetyczny Android. Android Pie zmienił sporo. Przede wszystkim wprowadził, gdzie się tylko da, sztuczną inteligencję. Ma ona zarządzać jasnością ekranu, ułożeniem aplikacji na liście, a także akumulatorem, tak żeby telefon jak najlepiej wykorzystywał dostępne zasoby energii. Pracownicy Google rozbudowali też możliwości sterowania gestami w telefonie i zupełnie inaczej podeszli do trybu nie przeszkadzać, który wreszcie naprawdę nie przeszkadza. Przełączony w ten tryb telefon nie tylko nie dzwoni, ale także ukrywa powiadomienia.
Nie wszystko jest jednak takie różowe. Tych, którzy mają Androida Pie, czekają też niemiłe niespodzianki. Jedną z nich jest koniec możliwości nagrywania rozmów telefonicznych. Jak to zwykle bywa, najnowszym systemem operacyjnym mogą się cieszyć tylko nieliczni i sporo wody w Wiśle upłynie, zanim znajdzie się on na większości telefonów.
Sprzęt nie był aż tak ekscytujący, choć z pewnością nowe Pixele są warte uwagi.
Na jesiennej konferencji Google zaprezentowano dwa nowe Pixele, tablet i coś, co ma uchodzić za inteligentny głośnik, a wygląda jak niańka.
Pixel XL nie ustrzegł się notcha, ale Google zdecydował nie stosować tego cudu myśli designerskiej w mniejszym wariancie telefonu. Firma stawiła też dzielny opór trendom, umieszczając tylko jeden obiektyw w głównym aparacie (o ile w dobie szalejącego selfiizmu tylny aparat nadal jest głównym). Nie przeszkodziło to zupełnie w tym, żeby Pixel nadal robił wyśmienite zdjęcia. Zgodnie z tradycją to jedne z najlepszych smartfonów do robienia zdjęć. Internetowe ptaszki ćwierkają o nowym tańszym Pixelu, który miałby robić równie dobre zdjęcia, jak reszta linii, ale być tańszy.
Pixel Slate, czyli nowy tablet.
Poza smartfonami na swojej jesiennej konferencji Google zaprezentował nowy tablet. Pixel Slate działa pod kontrolą Chrome OS i jest pozycjonowany jako sprzęt premium mający stanąć w szranki z Surfacem Pro czy iPadem Pro. I w teorii wygląda to nawet nieźle – jest zgrabny, ma dobre podzespoły i piękny ekran. Jest też konwertowalny, więc wystarczy doczepić do niego klawiaturę z gładzikiem i próbować się oszukiwać, że kupiło się takiego prawie laptopa. W praktyce zbiera jednak skrajne oceny i raczej nie ma szans zagrozić konkurencji.
Na świat przybył w tym roku też Google Home Hub. Ten inteligentny głośnik ze sporym ekranem do oglądania YouTube'a lub przeglądania zdjęć ma służyć nie tylko do zarządzania życiem, ale i domem u tych wszystkich, którym smart dom udało się jakoś skomponować.
A co poza tym? Dookoła Google było dużo politycznego szumu.
Google będzie musiał rozbić świnkę skarbonkę. Komisja Europejska wlepiła mu ogromną karę.
Komisja Europejska 18 lipca ogłosiła, że Google stosuje praktyki monopolistyczne, wykorzystując Androida, a dokładniej Sklep Google Play, do promowania wyszukiwarki Google i Chrome'a na smartfony. Ponieważ praktyki monopolistyczne są surowo karane w Europie, za ogłoszeniem poszła rekordowo wysoka kara – 4,34 mld euro. Google oczywiście odwołał się od wyroku. Czekając na decyzję sądu, firma zapowiedziała wprowadzenie takich zmian w sposobie dystrybucji Androida, które zadowolą unijny organ. O tym, czy taki projekt będzie miał ręce i nogi, przekonamy się dopiero w praktyce. Niektórzy są jednak przekonani, że to pomysł rodem z powieści grozy Mary Shelley.
Artykuł 11, podatek od linków, artykuł 13 albo ACTA 2. Wiele nazw i jeden problem, także dla Google'a.
Google jest zaangażowany w walkę z artykułem 11 i artykułem 13 dyrektywy ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Pierwszy wprowadza tak zwany podatek od linków. Jeśli wejdzie w życie, kompletnie zmieni sposób działania agregatorów treści takich jak chociażby Google News. Kontrowersje budzi też artykuł 13, który przenosi na właścicieli serwisów i dostawców internetu odpowiedzialność za to, co publikują w sieci użytkownicy. Google rozpoczął nawet kampanię #saveyourinternet, która ma zmobilizować użytkowników YouTube'a do walki z tymi przepisami.
Praca w tajemnicy nad chińską wyszukiwarką nie wyszła Google'owi na dobre.
W tym roku Google zszokował nie tylko opinię publiczną, ale też własnych współpracowników. W sierpniu wyszło też na jaw, że firma od dłuższego czasu pracuje nad wyszukiwarką na rynek chiński. Kusi on wielkimi pieniędzmi, ale żeby się na niego dostać, wyszukiwarka musiałaby dostosować się do wymogów chińskich decydentów. W praktyce oznacza to, że nie pokazywałaby wyników, które znajdują się na czarnej liście partii rządzącej. A te nie dotyczą pornografii dziecięcej czy ochrony prywatności, ale działalności grup opozycyjnych, praw człowieka i tych elementów historii Chin, które nie są miłe uszom i oczom rządzących polityków. Gdy wypłynęły informacje o tym, że Google pracuje nad projektem Dragonfly, firma musiała się gęsto tłumaczyć.
Wkurzeni pracownicy opublikowali list nawołujący do zamknięcia projektu, a zespół odpowiedzialny za dbanie o prawa użytkownika miał poważną rozmowę z szefostwem. Jakby tego było mało Sundar Pichai, CEO Google, był wypytywany o ten projekt podczas przesłuchania przed komisją w parlamencie Stanów Zjednoczonych. W końcu prace nad projektem wstrzymano. Przynajmniej na razie.
Fortnite pokazał, że można być na Androidzie i nie być w Sklepie Google.
Powyższa informacja zdaje się być mało istotna, jak na podsumowanie, ale uważam, że potencjalnie może mieć naprawdę dalekosiężne skutki. Epic Games postanowiło dystrybuować swoje barwne Battle Royale na Androida, nie korzystając ze sklepu Google. Co prawda to szalona popularność pozwoliła Fortnite'owi wyjść poza utarty szlak, ale firma pokazała, że się da i to skutecznie. Nagle obudziliśmy się w świecie, w którym nie wszystko, co popularne na Androidzie musi pochodzić ze sklepu Google'a. O tym czy ktoś pójdzie w jej ślady, dopiero się przekonamy, na razie powstał niebezpieczny z perspektywy Google precedens.