Spędziłem cały dzień z polskim Asystentem Google i wiem już, co potrafi, a czego musi się jeszcze nauczyć
Po cichutku, bez fanfar i bez uprzedzenia, na moim telefonie pojawił się Asystent Google po polsku. Cały dzień sprawdzałem, co potrafi. I czego nie potrafi.
Pewnie nawet bym nie zauważył, że coś się zmieniło, gdyby nie to, że przycisk Home w Xperii XZ3, której aktualnie używam, zaczął się zachowywać jakoś inaczej. Po naciśnięciu go rozpoczynała się animacja, której nigdy wcześniej na tym telefonie nie widziałem. Przytrzymałem przycisk dłużej i voila – pojawił się Asystent Google po polsku.
Ja natomiast cały dzień dziś sprawdzałem, co Asystent Google już potrafi, czego jeszcze nie potrafi i próbowałem sprawdzić, czy w ogóle mi się on na coś przyda.
Co potrafi Asystent Google po polsku?
Zacznijmy od tego, że trudno jest ocenić, co tak naprawdę może, a czego nie może Asystent. Na oficjalnej stronie nie znajdziemy jeszcze pełnego spisu komend w naszym języku. Zostaje więc zapytać samego Asystenta, co potrafi:
A potrafi sporo, choć pozornie jego możliwości niewiele różnią się od tego, co dotychczas oferowało nam wyszukiwanie głosowe w Google Now. Możemy np. zapytać o pogodę. Powiecie „ale to już było” – i będziecie mieli rację. Teraz jednak możemy po zadaniu pytania kontynuować konwersację, dopytując np. o pogodę na kolejne dni. Asystent Google wyświetla też podpowiedzi kontekstowych pytań, jakie można mu zadać:
Możemy poprosić Asystenta o uruchomienie aplikacji. Ustawienie budzika, włączenie latarki, czy np. odtworzenie piosenki. Jeśli powiemy, którą aplikację ma otworzyć Asystent, otworzy tę, o którą prosimy. Jeśli powiemy mu po prostu „włącz piosenkę XYZ”, uruchomi domyślną aplikację muzyki – możemy ją zmienić w ustawieniach.
Niestety, co widać na powyższym zrzucie, wiele pytań Asystent Google po prostu przerzuca do wyszukiwarki. Czasem jest też tak, że potrafi odpowiedzieć na pierwsze zadane pytanie, ale gdy próbujemy coś doprecyzować, odsyła do wyników wyszukiwania:
Asystent potrafi nas także doprowadzić do ciekawych miejsc, wskazać pobliską restaurację czy kwiaciarnię. Teoretycznie. W praktyce bowiem Google Assistant częściej odsyłał mnie do funkcji „w pobliżu” zintegrowanej z Mapami niż sam sugerował coś użytecznego – choć może być to kwestia tego, że nie mieszkam w Warszawie, więc infrastruktura dobrze podłączona do ekosystemu Google’a jest znikoma.
Z Asystentem jest też zintegrowany Obiektyw Google – teoretycznie po skierowaniu aparatu na obiekt powinniśmy otrzymać o nim więcej informacji. W praktyce niestety Google Lens zazwyczaj się myli, albo wskazuje ogólniki (np. „mysz komputerowa” zamiast konkretnego modelu).
Google Assistant jest za to dobry w suchary.
Ekipa lokalizująca Google Assistant odwaliła kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o poczucie humoru Asystenta. Ten wręcz bombarduje nas sucharami w czasie rozmowy i potrafi sam przyznać, że jego żarcikami można nakarmić głodujących.
Poczucie humoru nie opuszcza Asystenta nawet wtedy, gdy jesteśmy dla niego niemili:
Asystent Google po polsku nie potrafi niestety zbyt wiele.
Ale to nie znaczy, że trzeba go z góry skreślać. Oficjalnie Asystenta jeszcze u nas nie ma; Google odblokowuje tę funkcję falami wybranym użytkownikom – co oczywiście oznacza, że premiera jest tuż, tuż.
Gdy Asystent oficjalnie wkroczy nad Wisłę, przyjrzymy mu się jeszcze raz. Do sprawdzenia zostało przecież jeszcze mnóstwo rzeczy, jak choćby integracja z systemami smart-home. Osobiście czekam też na moment, w którym przetestuję Asystenta w czasie jazdy samochodem – asystent głosowy zamiast dotykowego interfejsu w aucie? To może być game-changer.
Na razie jednak traktuję jego obecność na moim smartfonie wyłącznie w kategoriach ciekawostek. Jego faktyczna użyteczność jest znikoma. No chyba, że ktoś lubi czerstwe jak przedwczorajszy chleb dowcipy. Wtedy Google Assistant może się okazać bezcennym towarzystwem na imprezach, gdy najdzie nas ochota na wprawienie towarzystwa w zażenowanie.