iPhone 15 Pro i 15 Pro Max po kwartale - recenzja. Blisko ideału
Czy warto kupić iPhone’a 15 Pro lub 15 Pro Max? Po trzech miesiącach od premiery znam już odpowiedź na to pytanie. Brzmi ona: to skomplikowane! Przyjrzyjmy się temu, co Apple’owi się tym razem udało, a co niekoniecznie.
Najnowsze topowe telefony Apple’a zadebiutowały nieco ponad kwartał temu. Dostępne są dwa modele, które dzielą ze sobą większość podzespołów. Pierwszy to iPhone 15 Pro z 6,1-calowym ekranem, a drugi to iPhone 15 Pro Max z 6,7-calowym panelem i to właśnie z tego większego korzystam na co dzień. Z mniejszym też spędziłem sporo czasu zaraz po premierze, ale skoro korzystałem wcześniej z 12, 13 i 14 Pro Maksów, to na stałe zostałem przy dużym.
Czytaj inne nasze teksty na temat telefonów Apple’a:
Tak czy inaczej poza gabarytami, a tym samym np. pojemnością akumulatora, iPhone’a 15 Pro Max od iPhone'a 15 Pro odróżnia tak naprawdę tylko jedna istotna rzecz: obiektyw portretowy. W przypadku mniejszego telefonu mamy do dyspozycji znany z poprzednich modeli 3-krotny zoom, podczas gdy ten większy pozwala na 5-krotne przybliżenie względem trybu domyślnego. Poza tym to bliźniacze urządzenia z tymi samymi zaletami i wadami.
iPhone 15 Pro - gabaryty i tytanowa obudowa
Zacznijmy od zalet, a pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, gdy myślę o iPhonie 15 Pro, to odświeżony projekt obudowy. Na papierze wygląda to na typowy kosmetyczny lifting: mamy tutaj ciutkę zakrzywione krawędzie i niższą wagę - ale tylko o niecałe 10 procent. W praktyce iPhone’y 15 Pro i 15 Pro Max są znacznie, znacznie poręczniejsze, niż można byłoby się spodziewać.
Gdy biorę teraz do ręki poprzednie topowe modele, to od razu mi przeszkadza to, jak wbijają się w skórę i fakt, iż wydają się takie… ociężałe. Działa tutaj stara dobra zasada: do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja! Apple’owi udało się przy tym mieć i zjeść jabłko - firma uczyniła swoje telefony wygodniejszymi w użyciu bez rezygnacji z charakterystycznego designu.
Wrażenie lekkości potęguje przy tym fakt, że iPhone 15 Pro jest inaczej wyważony niż poprzednie modele. Związane jest to z rezygnacją ze stali na rzecz aluminium (pod spodem) oraz, co jest nowością, tytanu (na wierzchu) w ramce. Lżejsze materiały znajdują z dala od środka ciężkości urządzenia, dzięki czemu manewrowanie telefonem w dłoni jest prostsze.
Warto też dodać, że lekko ścięte krawędzie pojawiły się również w iPhone’ach 15 i 15 Plus, które są jeszcze lżejsze od modeli 15 Pro i 15 Pro Max i wykorzystują w ramce jedynie aluminium. Różnica w wygodzie pomiędzy tańszymi i droższymi parami sprzętów jest jednak w ramach aktualnej kolekcji zdecydowanie znacznie mniejsza niż rok temu.
U osób, którym przeszkadzała waga iPhone’ów ze stalową obudową i właśnie z tego powodu preferowały znacznie lżejsze telefony z całkowicie aluminiową ramką, jest spora szansa na to, iż tytanowe iPhone’y 15 Pro i 15 Pro Max okażą się dla nich takim złotym środkiem. Warto jednak wziąć urządzenie do ręki przed zakupem i sprawdzić to samemu.
Jeśli z kolei chodzi o sam tytan, to materiał jest ładny i miły w dotyku, no ale nie robi wrażenia, jakby był, nie wiem, z kosmosu. W trzy miesiące zdążył mi się też znudzić nowy niebieski kolor i uważam, że ten drugi nowy, naturalnie tytanowy, na dłuższą metę byłby lepszy (a wybrał go zresztą sam Tim Cook). Podobnie miałem z tym złotym i nieskromnym iPhone’em XS.
Jak sprawuje się Action Button w iPhonie 15 Pro?
Skoro przy obudowie zaś już jesteśmy, to warto nadmienić, że zmieniło się coś jeszcze: zniknął z niej fizyczny przełącznik głośności. Z perspektywy czasu nie uznaję tego jednak ani za wadę (bo wbrew temu, czego się spodziewałem, wcale za nim nie tęsknię), ani za zaletę (bo jego następca jest mi, tak po prostu, obojętny).
To powiedziawszy, haptyczny guzik o nazwie Action Button, pozwalający na wywołanie wielu różnych opcji, wydawał się w sumie niezłym pomysłem. Oprócz przełączania trybu Milczy są dostępne takie ustawienia jak np. odpalanie Dyktafonu, Tłumacza oraz nawet wybranego Skrótu. Po czasie nie jestem jednak fanem tego rozwiązania i praktycznie nie używam tego nowego przycisku.
Wynika to pewnie z faktu, że po przetestowaniu wszystkich dostępnych opcji zdecydowałem się na skrót do aparatu fotograficznego, co wydawało mi się rozsądną decyzją. To, że mogę odpalać teraz aparat bez wychodzenia z obecnie używanej aplikacji ani rozwijania Centrum Sterowania, w jest super opcją - ale tylko w teorii.
Tak jak od razu nauczyłem się wyciszać telefon bez guzika, tak po kwartale aparat i tak odpalam w dotychczasowy sposób - z ekranu blokady, pulpitu albo Centrum Sterowania. Moja pamięć mięśniowa jest tutaj nieugięta i o Przycisku Czynności przypominam sobie, ale dopiero poniewczasie, gdy już wykonałem fotkę.
Zastanowiłem się jednak nad tym, dlaczego tak się dzieje i mam nawet pewien trop. Związane to może być z tym, że chociaż jestem leworęczny, to telefon noszę w prawej kieszeni i sięgam po niego zwykle prawą dłonią. Action Button z kolei trzeba nie tylko wcisnąć, ale i chwilę przytrzymać, by wywołać określoną funkcję, a jego umieszczenie jest dla mnie dość niefortunne.
Przycisk trafił na górę lewej krawędzi i duszenie go palcem wskazującym prawej dłoni, która jednocześnie trzyma telefon, jest niewygodne - zwłaszcza w ogromnym iPhonie 15 Pro Max. Z kolei gdy używam obu rąk do obsługi urządzenia, to mogę przecież wywołać aparat równie szybko tak jak zawsze z poziomu Centrum Sterowania.
Przycisku czynności nie mogę też wygodnie używać jako spustu migawki w trybie poziomym. Skoro telefon trzymam w prawej dłoni, to przekręcam go w lewo, a nie w prawo. W tym układzie Przycisk Czynności ląduje na dolnej krawędzi urządzenia, a nie na górnej w prawym dolnym rogu, jak w klasycznym aparacie.
Nie obraziłbym się, gdyby w przyszłości Apple albo przeniósł Action Button w inne miejsce, czyli np. w okolice guzika blokady (przyszła mi do głowy zamiana ich miejscami, ale wtedy musiałbym się od nowa uczyć blokować telefon, więc to odpada). Póki tak się nie stanie, osobom używającym telefonu głównie w prawej dłoni radzę nie robić sobie zbyt wielu nadziei względem nowego przycisku.
iPhone 15 Pro - procesory i wyświetlacze z najwyższej półki
Jeden dodatkowy przycisk, który w mojej sytuacji się nie sprawdził, nie zmienia faktu, że iPhone’y 15 Pro to urządzenia z najwyższej półki. Nie mogę w żadnym stopniu narzekać na ich wydajność. Fakt, iż odpalają natywnie gry rodem z konsol i to wraz ze śledzeniem promieni, to spore osiągnięcie zarówno inżynierów z Cupertino, jak i deweloperów.
Algorytmy przetwarzania obrazu czynią też cuda podczas nagrywania wideo, zwłaszcza w trybie ProRes. Nie narzekam obecnie również na brak pamięci operacyjnej, bo system iOS sprawniej nią zarządza niż Android i te 8 GB jest w pełni wystarczające, by nie np. ubijać innych aplikacji, gdy robię zdjęcie - przynajmniej dziś; wąskim gardłem może okazać się za kilka lat.
Warto jednak odnotować, że zaraz po premierze Apple miał problem z przegrzewaniem się procesora A17 Pro, ale aktualizacje załatwiły sprawę - no, a przynajmniej w moim przypadku. Do tego telefony nigdy nie rozgrzewały się u mnie na tyle, żeby mnie faktycznie parzyć, nawet jak na odpalałem na nim zasobożerne gry i to przed serią aktualizacji iOS-a.
Nie sposób też narzekać na ekrany w iPhone’ach 15 Pro i 15 Pro Max. Różnią się one długością przekątnej, która ma długość odpowiednio 6,1- i 6,7-cala, ale poza tym oferują zagęszczenie pikseli, jasność oraz odwzorowanie kolorów na tym samym, topowym poziomie. Do tego mamy tu oczywiście odświeżanie w 120 Hz i Always On Display.
Nie zabrakło też Dynamicznej Wyspy znanej z poprzedniej modeli i to również świetna wiadomość. Możliwość wejścia w interakcję z odtwarzaczem muzyki lub aplikacją do zamawiania auta podczas korzystania z innego programu przydaje mi się od roku codziennie. Cieszy przy tym też, że ta nowość trafiła do wszystkich iPhone’ów 15, a nie tylko modeli z najwyżej półki.
Daje to nadzieję, że z czasem więcej i więcej aplikacji będzie ją obsługiwać. Niestety na razie, po ponad roku od jej wdrożenia, nie wszystkie programy, od których bym tego oczekiwał, są z nią spięte poprzez API. Tak to jednak jest z tego typu nowościami i pozostaje mieć nadzieję, że z czasem nie skończy ona jak wygaszony już 3D Touch
iPhone 15 Pro i USB-C zamiast Lightning
Kolejną fundamentalną zmianą, i to we wszystkich iPhone’ach 15, jest wdrożenie standardu USB-C do uzupełniania energii w ogniwie oraz transmisji danych. Nadal co prawda nie mamy tutaj takiego naprawdę szybkiego ładowania, a przy ładowarce 30 W proces trwa około dwóch godzin, ale taki urok telefonów Apple’a i trzeba mieć tego świadomość.
Cieszy natomiast to, że w modelach 15 Pro i 15 Pro Max porty działają w trybie USB 3.0, a nie 2.0, jak w zwykłych 15-tkach (i iPhone’ach z Lightning). Dzięki temu zgrywanie danych z i na zewnętrzny dysk jest bardzo szybkie, a do tego można rejestrować na SSD klipy wideo w ProRes, 4K i 60 FPS-ach. iPhone’a można też podłączyć do… zewnętrznego monitora.
Przyznam jednak, że sam portu USB-C do zgrywania danych i ładowania używam jedynie sporadycznie, bo pokochałem standard MagSafe, a większość plików trzymam w chmurze. To, co natomiast bardzo mi leży, to możliwość zrobienia z iPhone’a powerbanka do ładowania innych sprzętów, w tym np. słuchawek, zegarka lub… innego telefonu, który ma mniej prądu.
Najczęściej używam tego jednak do ładowania e-papierosa z użyciem takiej sprytnej minimalistycznej przejściówki z USB-C na USB-A. Tyle dobrego, że akumulator w iPhonie 15 Pro Max jest na tyle duży, że nie martwię się o to, że rozładuje się przed końcem typowego dnia. Jedynie podczas wyjazdów służbowych, gdy używam go non stop do robienia zdjęć i filmów, posiłkuję się powerbankiem
Wdrożenie USB-C sprawiło jednak, że z nowymi telefonami nie mogę już używać zbieranych przez lata akcesoriów projektowanych z myślą o iPhone’ach z portem Lightning. Z drugiej strony otworzyło to drogę do tego, by podpinać do niego gadżety projektowane uprzednio z myślą o Androidzie. Niestety i tutaj mamy pewien zgrzyt.
Rozczarowaniem były dla mnie istniejące już case’y zintegrowane z kontrolerem do gier, które robią z telefonu namiastkę konsoli Nintendo Switch w wersji z USB-C. W praktyce okazało się, iż pierwszy Razer Kishi nie jest wykrywany przez nowe telefony Apple’a wcale, a BackBone’a i Kishi v2 nie mają wystarczająco miejsca na wyspę aparatu.
Na szczęście producenci akcesoriów dostrzegli ten problem i pojawiają się już pierwsze modele takich padów projektowane z myślą konkretnie o nowych telefonach Apple’a. Niedawno dotarł do mnie GameSir G8 Galileo, który nie kosztował majątku (kupiłem nówkę sztukę w cenie poniżej 400 zł) i mam nadzieję, że na dłuższą metę się sprawdzi.
Nadal jednak nie rozumiem, czemu interfejs iOS-a nie ma trybu poziomego, bo to jest naprawdę upierdliwe. Zrozumiałbym nawet, gdyby był on dostępny wyłącznie w tych największych, 6,7-calowym modelach, ale na razie trzeba jednak pogodzić się z tym, że pulpit wyświetlany jest wyłącznie w pionie, nawet jak telefon umieszczony jest poziomo w kontrolerze. Ech.
iPhone 15 Pro i 15 Pro Max - aparat fotograficzny
Aparatowi w iPhonie 15 Pro poświęcimy jeszcze obszerny osobny materiał, więc z tego miejsca tylko pokrótce powiem, że jestem z niego zadowolony. Urzeka mnie przede wszystkim jakość klipów wideo uchwyconych tymi urządzeniami, a pod względem rejestrowania filmów te najdroższe telefony Apple’a to niezmiennie istny top topów.
A czy w każdej sytuacji wychodzą z niego najlepsze możliwe fotografie? Nie, bo niektóre telefony z Androidem w szczególnych sytuacjach radzą sobie lepiej. To, co jednak istotne, to fakt, że w przypadku iPhone’ów od lat praktycznie nie zdarza się, by zdjęcie wyszło fatalnie w sytuacji, gdy warunki są sprzyjające. Aparaty w telefonach Apple’a są takie… przewidywalne.
Jakość zdjęć poprawiła się też może nie dramatycznie, ale zauważalnie względem tych wykonanych iPhone’ami 14 Pro i 14 Pro Max, głównie za sprawą rejestrowania ich domyślnie w trybie 24 Mpix, a nie 12 Mpix (jeśli używamy głównego obiektywu z matrycą 48 Mpix). Do tego mamy dostęp do zaawansowanej edycji bezpośrednio w galerii.
To, do czego z kolei nie jestem do końca przekonany, to ten 5-krotny zoom w obiektywie portretowym iPhone’a 15 Pro Max. Co prawda w tym głównym (ekwiwalent 24 mm) mogę ustawić 2-krotne powiększenie (48 mm) polegające na wycięciu środka z 48-megapikselowej matrycy, ale kolejny skok (do 120 mm) jest już ogromny.
Po kwartale z nowym modelem nadal łapię się na tym, że jak chcę zrobić zdjęcie z przybliżeniem, to często okazuje się, iż nie jestem w stanie uchwycić całego obiektu w kadrze i muszę zmieniać ustawienia albo się odsunąć. Wolałbym, gdyby Apple poszedł śladem konkurencji i dorzucił po prostu drugi obiektyw portretowy w iPhonie 15 Pro Max.
Z tego powodu nie warto rozpatrywać obiektywów portretowych w modelach 15 Pro i 15 Pro Max w kategorii lepszy/gorszy, bo mają po prostu inną charakterystykę. Z perspektywy czasu preferowałbym wręcz iPhone’a 15 Pro Max z modułem foto z iPhone’a 15 Pro, w którym z 24 mm przeskakujemy najpierw na 48 mm, a potem na 77 mm.
iPhone 15 Pro - czy warto?
Biorąc wszystkie wspomniane rzeczy pod uwagę i podsumowując moją opinię o iPhone’ach 15 Pro po kwartale od premiery, mogę powiedzieć jedno: jeśli szukacie dla siebie telefonu z iOS-em, a cena nie gra roli, to iPhone 15 Pro i iPhone 15 Pro Max będą świetnym wyborem. Nie mam wątpliwości, że to najlepsze iPhone’y w historii, a ich nieliczne wady przyćmiewane są przez wiele, wiele zalet.
A który z tych dwóch modeli wybrać? Wiele osób może zdecydować się na iPhone’a 15 Pro Max ze względu na 5-krotny zoom w aparacie, ale moim zdaniem nie jest to odpowiednie kryterium wyboru telefonu. Nie dość, że nie każdemu przypadnie on do gustu, to znacznie istotniejsze w telefonie są moim zdaniem jego gabaryty.
Przed zakupem warto wziąć oba telefony do ręki i sprawdzić, czy takie droższe 6,7-calowe monstrum będzie odpowiednie, czy jednak praktyczniejszy okaże się tańszy 6,1-calowiec. Sam zdecydowałem się na iPhone’a 15 Pro Max dlatego, że od lat korzystam z ogromnych telefonów, a nowy model jest poręczniejszy niż jego poprzednicy.
Jeśli jednak cena wynosząca katalogowo 6000 złotych za model 6,1-calowy i 7200 zł za 6,7-calowy telefon jest dla kogoś zaporowa, to też nie ma co się spinać. Jeśli ktoś poszukuje telefonu i nie jest zdecydowany konkretnie na iPhone’a, to można przecież znaleźć znacznie tańsze telefony konkurencji, które też są świetne.
Z kolei w przypadku osób, którym zależy na sprzęcie z logo nadgryzionego jabłka i/lub systemem iOS, warto przemyśleć zakup albo jednego z poprzednich iPhone’ów, albo modeli iPhone 15 lub iPhone 15 Plus. To prawda, że iPhone’y 15 Pro i 15 Pro Max są od nich pod wieloma względami lepsze, no ale topowa specyfikacja ma, niestety, swoją cenę.