Bezpieczeństwo w sieci zaczyna słono kosztować. Giganci mieli gdzieś ochronę, a teraz mówią: płaćcie
Eksperyment pod tytułem "w internecie wszystko musi być za darmo" okazał się dla gigantów fiaskiem. Teraz czas na terapię szokową i próbę wymazania błędów przeszłości pieniędzmi. Szkoda, że na lodzie zostaną ci, którzy nie zdecydują się zapłacić. I to oni poniosą największe konsekwencje.
Mateusz Nowak już jakiś czas temu wyliczył, że za darmo w internecie umarło. Teraz jednak nie można mieć już żadnych złudzeń po tym, jak Meta wprowadziła subskrypcję na brak reklam. Ich wyświetlanie to już nie życie zgodnie z dawnymi ideami, że darmowa sieć nam się po prostu należy, a coś wręcz przeciwnego – zgoda na zepchnięcie na margines, korzystanie z gorszej wersji, która w ostatnim czasie zaczęła budzić sprzeciw unijnych urzędników.
Można by uznać, że taka decyzja giganta – a wcześniej choćby usługa jak YouTube Premium – to wreszcie krok w dobrą stronę. Wszak ta darmowość internetu jest jego grzechem pierworodnym, błędem, który doprowadził nas do tego momentu, po drodze wyrządzając istotne szkody, ze sprzedażą naszych danych za bezcen. Firmy muszą zarabiać, więc walutą były informacje na nasz temat. Po prostu musiało się tak stać i nie ma co udawać zdziwionych.
To jednak specyficzna naprawa szkód czy pomysł na zaczęcie od nowa
Facebook nie mógł wyzdrowieć nawet po tak poważnym problemie, jakim był wyciek danych do Cambridge Analytica czy wykorzystanie do manipulowania społeczeństwami w trakcie wyborów. Uderzenia w pierś były na pokaz. Teraz przemiana ma zajść, bo gigant znalazł sposób, jak nie wyjść na zero, a znając życie – jak zarobić jeszcze więcej. Jeśli tak ma wyglądać kara za grzechy, w piekle muszą mieć niezły ubaw.
Za błędy – o ile możemy nazwać błędami działanie mające na celu przynoszenie zysków... - wielkich firm płacimy więc my. Bo to my musimy opłacić kolejną subskrypcję, to my godzimy się na większy abonament YouTube Premium. Ponieśliśmy szkody dając się profilować, a żeby od tego uciec musimy zapłacić.
Sęk w tym, że pomimo mojego oburzenia nie wyobrażam sobie, jak ten proces mógłby przebiegać inaczej. Budzi to jednak moją złość z bardzo ważnego powodu. I nie chodzi o to, że to my musimy sięgnąć do kieszeni, a w najbliższych latach niewykluczone, że sięgać trzeba będzie głębiej i głębiej. Denerwuję się, bo wszystko to odbędzie się kosztem bezpieczeństwa.
Zapewne nie wszyscy zgodzą się płacić Mecie za brak reklam na Facebooku i Instagramie. Tak samo jak nie wszyscy płacą za YouTube Premium. Co to w praktyce oznacza? Bycie łatwym celem dla cyberprzestępców.
Dosłownie wczoraj wyświetlił mi się sponsorowany wpis oszustów, który na Facebooku wisiał co najmniej od 15 października. Całkiem dużo czasu na to, aby nabierać Polaków na zapisanie się do płatnej usługi za prawie 200 zł pod pretekstem szansy kupna ekspresu za 9 zł. Można machnąć ręką i powiedzieć, że naiwniacy sami byli sobie winni – nie zgadzam się z tym podejściem, a przygotowanie tego przekrętu dobrze pokazuje, dlaczego trzeba wyzbyć się tej nieczułości; oszuści naprawdę są dobrzy z socjotechniki – ale wtedy umknie nam bardzo ważna rzecz. Jak to możliwe, że fałszywa reklama może wisieć na Facebooku aż tak długo?! To przecież nie jest wyjątek, a coś, co zdarza się nagminnie.
Warto zadać sobie jeszcze jedno pytanie. Skoro Facebook przymykał oczy na fałszywe reklamy wówczas, kiedy powinien dbać o bezpieczeństwo wszystkich użytkowników, to dlaczego miałby to robić w momencie, gdy reklamy będą wyświetlane jedynie tym, którzy nie chcą dodatkowo płacić? W tym przypadku można by dodać nawet: płacić za ochronę.
Na Spider's Web pisaliśmy, ile kosztuje dziś korzystanie z usług:
Gdybyśmy żyli w lepszym świecie można byłoby założyć, że może skoro nie trzeba będzie wrzucać reklam jak leci, to sito będzie lepsze, ale jakoś w ten scenariusz nie chce mi się wierzyć.
Czy YouTube oczyścił się z fałszywych reklam dzięki temu, że alternatywnym źródłem zarobku stały się abonamenty Premium?
W marcu serwis Demagog przeanalizował wyświetlane spoty i okazało się, że przed właściwymi filmikami widzowie mogli oglądać treści, w których oszuści podszywali się pod PGNiG czy wiele innych rodzimych spółek, z KGHM Polska Miedź czy Orlenem na czele.
Zasady reklamowe Google (którego YouTube jest częścią) zakazują podszywania się pod firmy i oszukiwania konsumentów – zauważał Demagog – ale „regulacje te są jednak stale obchodzone, na co dowodem są ciągle pojawiające się informacje o nowych próbach internetowych oszustw w formie płatnych reklam”. Kto by pomyślał.
Koniec ery darmowego internetu oznacza też zarazem koniec teoretycznie bezpiecznego internetu dla każdego. Piszę teoretycznie, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że oszuści od dawna robią co chcą w sieci i jeśli mają kaprys, by wyświetlać się jako pierwsza strona po wyszukiwania hasła w Google, to jest to możliwe. Bo czemu nie: pan płaci, pan wymaga. To samo dzieje się z reklamami na Facebooku czy YouTubie.
Mimo wszystko dotychczas każdemu należała się jakaś ochrona. Albo inaczej: mieliśmy prawo jej wymagać, oczekiwać i ewentualnie rozliczać gigantów za brak działań. Teraz żeby przed zagrożeniem uciec, trzeba zapłacić. Jest to skrajnie niesprawiedliwe. Przez wcześniejsze zaniechania dziś nie mamy wyboru. Albo płacimy i nie wyświetlają nam się reklamy, w tym te szkodliwe, albo... jest jak było. A może będzie gorzej? Taka naprawa internetu bardzo mi się nie podoba.