Era taniego grania na PC dobiega końca. Jesteśmy skazani na abonamenty
Spośród wielu zalet grania na PC jedna przez lata była niepodważalna – koszt gier był bez porównania niższy niż na konsolach. Nowe gry zwykle dostępne były w niższych cenach lub przynajmniej taniały znacznie szybciej. Wygląda jednak na to, że te czasy odchodzą w niepamięć, a jedynym sposobem na tanie granie już wkrótce będą tylko abonamenty.
Niższe ceny gier od zawsze były tym elementem, który najsilniej trzymał mnie przy graniu na PC. Na przecięciu darmówek od Epic Games Store, ustawicznych wyprzedaży i niższej niż na konsolach cenie nowych gier, można było uzbierać na komputerze rozległą bibliotekę tytułów wydając na nią ułamek tego, co trzeba by wydać na podobną bibliotekę na konsolach. Nawet jeśli zakup komputera jest droższy niż zakup konsoli, to cena wyrównywała się szybko w oszczędnościach na grach… no i pamiętajmy, że mało kto kupuje komputer tylko do grania. PC zwykle służy w domu do wszystkiego, czego nie można powiedzieć o konsoli.
Zwłaszcza w tej generacji konsol różnica między cenami nowych gier była uderzająca. Gry na Xboxa Series X czy PlayStation 5 potrafią kosztować nawet 349 zł. Gry na Nintendo Switcha to zwykle wydatek rzędu 250-269 zł, a tytuły na wyłączność niemal nigdy nie trafiają na promocje. W tym krajobrazie średnia cena nowej gry na poziomie sięgającym max 219-249 zł na PC wydawała się okazją. Zresztą, mało która gra trafia na PC w takiej cenie – znakomita większość gier, także nowych, kosztuje grubo poniżej 200 zł. Przykład pierwszy z brzegu? Znakomite A Plague Tale: Requiem kosztuje na platformie Steam 169,99 zł, podczas gdy cena tej samej gry na XSX czy PS5 to już 249 zł.
Niestety już od jakiegoś czasu widać, że coś się zmienia.
Ceny gier na PC zaczęły rosnąć.
Dla mnie pierwszym sygnałem, że z grami na PC dzieje się coś niedobrego, była premiera Final Fantasy VII Remake: Intergrade w 2020 r. Ta gra do dziś kosztuje (bez zniżek) 330 zł, co jeszcze do niedawna było bezprecedensowo wysoką kwotą jak na grę na komputery osobiste. No właśnie – do niedawna. Przewińmy do 2022 r., a tam Call of Duty: Modern Warfare II kosztuje 349 zł. Fifa 23: 299 zł. Gotham Knights: 269 zł. Persona 5 Royal: 259 zł. I wcale nie trzeba daleko szukać, by znaleźć wiele gier kosztujących 249 zł i więcej.
I niestety – będzie tylko gorzej, zwłaszcza w Polsce, bo nas dodatkowo dojeżdża szorująca po walutowym dnie złotówka. Valve opublikował dziś nowe rekomendowane ceny dla konkretnych regionów na platformie Steam. Sugerowana cena gry wartej 60 dol. w Polsce wzrosła z 215 do… 275 zł. 26 proc. podwyżki. Jak zauważa Szymon Radzewicz w swoim artykule:
Innymi słowy: raczej nie ma co się spodziewać, że wydawcy nie skorzystają z możliwości maksymalizacji zysków, skoro ta zostaje podana im na tacy. A to oznacza tylko jedno: era taniego grania na PC dobiega końca.
Abonamenty jedyną receptą na tanie gry.
W przeciwieństwie do graczy konsolowych, pececiarze nie mogą sobie „przyoszczędzić” kupując fizyczny nośnik i odsprzedając go tuż po przejściu gry z niemal zerową stratą. Dystrybucja gier komputerowych od dawna odbywa się w formie stricte cyfrowej, z grami przypisanymi do konta gracza na dobre. Na PC mamy zatem już tylko dwie opcje na tanie granie: albo gramy wyłącznie w przecenione starocie, albo… płacimy abonamenty.
Tych zaś nie brakuje. Przede wszystkim mamy Game Pass PC, do którego trafiają gry na premierę od wydawców współpracujących lub kupionych przez Microsoft. Wcale nie musimy wydawać 169 zł na wspomniane wyżej A Plague Tale: Requiem, bo na PC (oraz Xboksie, oczywiście) zagramy w tę produkcję w cenie abonamentu, czyli za 40 lub 55 zł miesięcznie (zależnie od rodzaju subskrypcji).
Mamy też abonamenty na granie w chmurze. Chmurę oferuje Game Pass, ale też GeForce Now czy Google Sta… a nie, czekaj. Jeśli tylko dysponujemy odpowiednio szybkim łączem internetowym, możemy grać w najnowsze produkcje nawet nie posiadając potężnego komputera. Ba, nie musimy komputera posiadać wcale, bo przecież grać można na telefonie, tablecie czy na telewizorze bez żadnego dodatkowego sprzętu.
I wtedy nie przejmujemy się cenami gier w ogóle, bo – posługując się przykładem wspomnianego Xbox Game Pass PC – w cenie 1,5-2 nowych gier rocznie mamy dostęp do setek gier, w tym wielu świetnych nowości.
Podobną logikę można zresztą zastosować do konsol nowej generacji (nie do ciebie, Nintendo). Zamiast wydawać 349 zł za jedną nową grę, można opłacać abonament Xbox Game Pass lub PlayStation Plus i również cieszyć się dostępem do setek gier za relatywnie niewielką miesięczną opłatą.
Niestety, o ile abonamenty są dziś najtańszym sposobem na granie, to w perspektywie czasu mogą się nie okazać najlepszym. Mają one bowiem tę samą wadę, co serwisy VOD czy streamingi muzyki – nie mamy żadnej gwarancji, na jak długo mamy dostęp do treści.
Przez bardzo długi czas korzystałem namiętnie z abonamentu Game Pass, aż do chwili, gdy w środku przechodzenia Hadesa gra została usunięta z biblioteki. Podobnie miałem z serią Yakuza – rozpocząłem zabawę, a dosłownie miesiąc później gry zniknęły. Potem wróciły, ale to bez znaczenia, bo w tamtej chwili, gdy miałem czas i chęć zagrać w tę konkretną grę, nie mogłem tego zrobić z powodu nieznanych graczom ustaleń wydawniczych.
Ostatnio znów stanąłem przed wyborem grania w abonamencie vs wydania dużej kwoty na nową grę. Persona 5 Royal to zabawa na grubo ponad 100 godzin, a niestety dobrze wiem, że nie jestem w stanie poświęcić tej grze zbyt wiele czasu dziennie. Prawdopodobnie będę ją przechodził miesiącami, tak jak Personę 4 Golden na Steamie. I niestety Xbox nie jest w stanie mi dać żadnej gwarancji, że Persona 5 Royal pozostanie w Game Passie na tyle długo, bym zdążył ją na spokojnie przejść. A zatem mimo tego, że nadal opłacam Game Pass Ultimate za 55 zł/mies., zdecydowałem się wydać 259 zł i kupić Personę na Steamie, skąd przynajmniej mam jako-taką pewność, że gra nie wyparuje z biblioteki, a ja będę mógł ją przechodzić w swoim tempie. A jeśli najdzie mnie taka ochota, będę mógł także do niej wrócić za kilka lat, a ona nadal będzie w mojej bibliotece. W przypadku abonamentów nigdy nie mamy gwarancji, że po kilku latach znajdziemy tam gry, w które gramy dziś.
Jestem niestety więcej niż pewien, że rosnące ceny nowych gier na PC będą pchały coraz to większą liczbę graczy w objęcia abonamentów. Pomijając już to, jak ten fakt wpłynie na jakość i przyszłość produkowanych gier, bardziej niepokoi mnie fakt, że oto kolejna odnoga branży rozrywkowej zdaje odbiorców na łaskę i niełaskę wygasających licencji, geoblokad czy algorytmów polecających.