A Plague Tale: Requiem powaliło moje PS5 na kolana. Jest piękne - recenzja
Chociaż pełne rozkładających się zwłok i zwierzęcych wnętrzności, A Plague Tale: Requiem potrafi być powalająco piękne. Niestety, za spacer po pełnym detali średniowiecznym mieście muszę płacić naprawdę słono. Gra rzuca moje PlayStation 5 na kolana, ograniczając zabawę do 30 klatek na sekundę. Miałem nadzieję, że to już przeszłość, która na konsole nie wróci.
Raptem wczoraj debatowaliśmy na Spider's Web o (nie)zasadności konsol PlayStation 5 oraz Xbox Series w wersji pro. Nie czuję potrzeby ich wprowadzania na rynek i stoję na stanowisku, że PS5 i XSX to maszyny wystarczające. Zwłaszcza na tle PS4 i XONE, które już w momencie premiery wydawały się archaiczne. Z drugiej strony dywagowałem na temat nowej fali gier - już na Unreal Engine 5 - które mogą zadusić nowe konsole, podobnie jak zrobiło to interaktywne demo Matriksa na tym silniku.
Czytaj również: Silent Hill 2 Remake oficjalnie. Nowa gra powstanie w Polsce
Uderz w stół, nożyce się odezwą. Idealnym tłem dla mych rozważań jest premiera A Plague Tale: Requiem. Tytuł przechodziłem na PS5, ale można go ograć również bez kupowania, w ramach abonamentu Game Pass. Ba, ograć go wręcz trzeba, ponieważ to jedna z ładniejszych gier, jakie kiedykolwiek zadebiutowały. Bogate efekty świetlne, masa detali na planie, szeroki zasięg widzenia, mnóstwo jednocześnie wyświetlanych modeli - gra robi gigantyczne wrażenie. Niestety, wielkim kosztem.
Myślałem, że ta część grania na konsoli to już przeszłość. A Plague Tale: Requiem zmusza mnie do zabawy w 30 fps.
W 2020 roku powiedziałem sobie: nigdy więcej 30 klatek na stacjonarnej konsoli. Od momentu premiery PS5 oraz Xboksa Series zawsze korzystam z trybów wydajności w grach wideo. Wolę 60 fps od natywnego 4K, a dzięki portom HDMI 2.1 w niektórych sieciowych strzelaninach wyciskam nawet 120 fps. Słowem: w końcu gram jak człowiek. Niestety, nad moją norą gracza zaczęły pojawiać się ciemne chmury, które miały bezpowrotnie zniknąć wraz z włożeniem PS4 do kartonu.
A Plague Tale: Requiem oraz Gotham Knights - obie te gry właśnie mają swoje okno premierowe i obie działają w zaledwie 30 fps. Gotham Knights wygląda przeciętnie, więc tutaj ograniczenie klatek wynika głównie z niedostatecznej pracy deweloperów. Jednak w przypadku A Plague Tale: Requiem nie można powiedzieć, że producenci to lenie. Gra jest tak piękna, że doskonale rozumiem, dlaczego moje PlayStation 5 dyszy podczas renderowania.
Te 30 klatek było początkowo jak mokra szmata lądująca na twarzy. Fatalne uczucie, jakby bohaterowie poruszali się w smole, a kamera rotowała z opóźnieniem. Oczywiście do 30 fps jak najbardziej da się przyzwyczaić - wszakże z taką płynnością przeszedłem większość gier na PS4, XONE i Switchu - ale wyższy klatkarz to coś, czego od razu zaczęło mi brakować. Wracając do innych gier na PS5, pojawiało się coś na kształt poczucia ulgi.
A Plague Tale: Requiem wynagradza dyskomfort niesamowitymi widokami. Wizja średniowiecza w tym tytule zachwyca.
Twórcy Plague Tale serwują nam średniowiecze brudne, mroczne i bezwzględne. Pełne slumsów, w których ludzie ściskają się jeden obok drugiego razem z trzodą i nieczystościami. Wypełnione bezwzględnymi ludźmi, skłonnymi zabić za coś do jedzenia lub kilka złotych monet. Z drugiej strony to samo średniowiecze jest niezwykle bogate w tradycje i zwyczaje. Widzimy festiwalowe ozdoby, rzemieślnicze wyroby, handlarzy kuszącymi własnymi produktami. Autentycznie przystawałem przed wirtualnymi straganami i przeglądałem ich dobra. Niesamowita sprawa.
Średniowieczna aglomeracja będąca sercem opowieści w A Plague Tale: Requiem jest tak pełna, tak gwarna i tak ciekawa, że spacer po wirtualnym mieście jest przyjemnością samą w sobie. Coś jak pierwsze zwiedzanie Aleksandrii w Assassin's Creed Origins. Człowiek rozgląda się na lewo i prawo, jak dziecko na wakacjach w egzotycznym kraju. Chylę czoła przed twórcami Requiem za to, jak drobiazgowo i profesjonalnie podeszli do projektowania lokacji. To poziom pietyzmu porównywalny z najlepszymi grami AAA, jak The Last of Us II czy Uncharted 4.
W parze z niesamowitym otoczeniem idą jedne z najbardziej przekonujących modeli postaci, jakie ma do zaoferowania branża. W oczach głównych bohaterów dosłownie tli się życie. Ich emocje malują się na twarzach bezbłędnie. Bez przerysowania i bez pola do błędnych interpretacji. Obsada tej przygody jest tak wiarygodna, że bez problemu myślę o nich jak o żywych ludziach. Aktorach z krwi i kości, którzy grają w wysokobudżetowym serialu, w którym z odcinka na odcinek atmosfera gęstnieje i staje się coraz bardziej ponura.
Tak naprawdę najsłabszym elementem A Plague Tale: Requiem jest… rozgrywka. Ponownie.
Tak jak poprzednia odsłona, również Requiem chce być wszystkim po trochu. Nieco skradanką. Nieco przygodówką. Nieco grą akcji. Wychodzi z tego uniwersalna hybryda znośna w każdym obszarze, ale bez przesadnej jakości w którymkolwiek z nich. Złapałem się na tym, że sekwencje skradane bezceremonialnie przebiegałem, głodny kolejnych niesamowitych widoków oraz następnych ciekawych zwrotów akcji. Szkoda, bo gra sama w sobie nie jest przesadnie długa. Trzy - cztery wieczory i zobaczycie napisy końcowe.
Właśnie dlatego wspomniałem na samym początku tekstu o Game Passie. A Plague Tale: Requiem to gra, w którą zdecydowanie trzeba zagrać, chociaż niekoniecznie trzeba ją kupować w pełnej cenie. To przygoda na jeden raz, na kilka wieczorów, dla wczutego gracza z dobrym zestawem słuchawkowym na głowie. Jeśli lubicie filmowe przygody, w których narracja i grafika jest równie ważna - a może nawet ważniejsza - niż czysta rozgrywka, The Plague Tale: Requiem będzie jak znalazł. Musicie tylko mieć na uwadze…
Gra potrafi być bardzo brutalna. Krwawa. Wręcz odrzucająca.
Jak sugeruje tytuł, głównym motywem przewodnim pozostaje śmiertelnie groźna choroba przenoszona przez szczury. Tych potrafi być na ekranie kilka setek jednocześnie, co samo w sobie jest niezwykle imponujące wizualnie (oraz niezwykle zasobożerne). Tam, gdzie pojawiają się te ssaki, pojawia się choroba i śmierć. Twórcy w niezwykle dobitny sposób ją obrazują, karmiąc gracza dziesiątkami gnijących zwłok, często układanych w ogromne stosy, nad którymi latają tysiące much.
Największe zalety:
- Niesamowita oprawa wizualna
- Świetna narracyjnie filmowa przygoda na jeden raz
- Mroczna, brudna, miejscami groteskowa średniowieczna wizja
- Bardzo autentyczni, naturalni, ludzcy i przekonujący bohaterowie
Największe wady:
- Elementy rozgrywki jak skradanie bardziej przeszkadzają niż satysfakcjonują
- Dałbym wiele za alternatywny tryb 45/60 fps na konsoli
Zestawienie tego epidemicznego rozkładu z pięknem miasta oraz otoczenia to unikalna perspektywa, której warto doświadczyć. Chociaż w A Plague Tale: Requiem gra się pomimo rozgrywki, a nie dla niej samej, tytuł jest niezwykle satysfakcjonujący. Trzyma w napięciu, nie daje o sobie zapomnieć, a do tego jest nieco lepszy narracyjnie od poprzedniej odsłony. Chociaż produkcja wciąż nie jest tak dopracowana jak inne wielkie hity, mając aktywnego Game Passa nie można przejść obok niej obojętnie.
Chociażby dla sceny, w której setki szczurów biegną w kierunku gracza, tworząc masę wielką niczym fala tsunami. Coś takiego długo zapada w pamięci gracza.