Obwiniali maszty za złą pogodę. Brzmi znajomo? A to historia sprzed wojny
Lata mijają, a niechęć do masztów jest stała. Może żeby zrozumieć obawy i motywy współczesnych przeciwników 5G trzeba cofnąć się do czasów przed II wojną światową?

Przepiękny drewniany kościół, z pilnującymi go drewnianymi postaciami, nie jest jedyną atrakcją wsi. Wtedy jednak tego nie wiedziałem. Wystarczyłoby objechać świątynię i na pewno bym go zauważył, ale zadowoliłem się rzutem oka na drewnianą konstrukcję, po czym szybko wróciłem na swój szlak.
Dawny dwór wygląda niepozornie, ale uroczo. Znajduje się po drugiej stronie kościoła, ale ja patrzyłem na świątynie jedynie od tyłu. Dokładna data rozpoczęcia i ukończenia budowy dworu jest nieznana – na wszelki wypadek można uznać, że powstał na przełomie XIII i XIX w. Wieś przechodziła z rąk do rąk, aż w okresie międzywojennym dwór wszedł w posiadanie mężczyzny, który ożenił się z córką dawnych właścicieli.
To właśnie on pod koniec lat 20. XX w. zainstalował pierwszy w okolicy aparat radiowy
Do poprawnego działania niezbędne były dwa wysokie maszty. Konstrukcja niepokoiła sąsiadów. A na dodatek przyszło pełne opadów lato i "deszczowe żniwa". Rolnicy połączyli fakty i stwierdzili, że to anteny ściągają chmury.
Była to teoria, która w tamtym czasie rozlała się po Europie. Węgierscy chłopi obwiniali fale radiowe za ostrą zimę, która doprowadziła do wielkich szkód, "niszcząc zasiewy oraz latorośl winną". O ich proteście donosiła wydana w kwietniu 1929 r. "Gazeta Cieszyńska".
Anteny pod Łodzią przyciągały deszczowe chmury, na Węgrzech – surową zimę. Nic nie wiadomo o podłódzkich protestach, ale zagranicą użyto siły i zdecydowano się "zerwać maszty". Gazeta Cieszyńska donosiła wówczas, że kampania przeciwantenowa przybrała w węgierskich wsiach "bardzo groźne rozmiary".
Brzmi znajomo, prawda?
I dziś maszty mają mieć negatywny wpływ na zdrowie. Wiatraki, które faktycznie odznaczają się w krajobrazie, zdaniem protestujących mogą powodować zarówno susze, jak i powodzie.
Można westchnąć i załamać ręce, że niewiele się zmienia. Ale jednak sytuacja było nieco inna.
"Radiofonia była początkowo domeną inteligencji, która to grupa doceniała nowe medium jako narzędzie dostarczające rozrywki. Początkowo więc to inteligencja wpływała na kulturotwórczą misję radia" – pisała Izabela Krasińska w tekście poświęconym czasopismu "Radio na wsi".
O ile dla niektórych radio na początku było zagrożeniem - na dodatek przywleczonym przez elity - tak bardzo szybko dostrzeżono potencjał nowej technologii. Krasińska cytuje Stanisława Burzyńskiego, który już w 1925 r. pisał, że "za pomocą radiofonii posiadacz ziemski czy chłop wchodzi po raz pierwszy w bezpośredni kontakt z centrami kulturalnymi wielkich środowisk miejskich".
Otrzymuje wiadomości, które go interesują tego samego dnia, a nawet tej samej chwili, podczas gdy normalnie, abstrahując od przygodnych doniesień ustnych czy telefonicznych, czytał je w najlepszym razie na drugi dzień w gazecie. Mam tu na myśli wiadomości gospodarcze, jak np. o pogodzie, o cenach zboża i innych produktów rolniczych, komunikaty rządowe, zawiadomienia o wypadkach etc. - przekonywał.
Początkowo radioodbiorniki na wsiach znajdowały się w posiadaniu ziemian, księży oraz nauczycieli wiejskich – czytamy w tekście Kraińskiej. Szybko jednak stawały się coraz bardziej popularne i dostępne. Można było się obawiać ich wpływu na pogodę – jak w podłódzkiej wsi – ale zaczęto dostrzegać korzyści. Audycje rolnicze cieszyły się dużą popularnością, a ich liczba wzrastała. Autorzy nagrań namawiali właścicieli radia, by zapraszali sąsiadów i wspólnie dowiadywali się o nowościach czy dobrych radach.
Wychodziły czasopisma, które wyjaśniały, jak korzystać z radia, niektóre publikowały najciekawsze audycje. Jednym z takich pism było właśnie "Radio na wsi", gdzie oprócz porad dla rolników miały znaleźć się również bardziej technologiczne tematy.
Tak więc każdy z Czytelników będzie mógł sprawdzić, czy jego instalacja radiowa jest prawidłowo założona. Równocześnie zaś będzie mógł pomóc założyć radio swojemu sąsiadowi czy znajomemu, będzie mógł pouczyć go, jak załatwić konieczne formalności w gminie i na poczcie. A wszakże obowiązkiem obywatelskim każdego z nas, którzy już posiadamy odbiorniki radiowe, jest uświadamiać innych o tych wszystkich korzyściach, jakie mają z radia mieszkańcy wsi, i przyczyniać się do jego rozpowszechnienia - wyjaśniali pomysłodawcy.
W jednym z numerów znalazł się nawet tekst objaśniający, jak zbudować własny odbiornik radiowy.
Czy gdyby przed kilkoma laty ukazywały się publikacje "Maszt obok ciebie" nie mielibyśmy dziś do czynienia z falą protestów przeciwko 5G? Może to wydawać się absurdalne, ale jest chwila, którą przespano.
Kluczowym wydarzeniem może być katastrofa z początków lat 90., kiedy runął ponad 645-metrowy maszt w Konstantynowie
Katastrofa budowlana z Konstantynowa przewijała się natomiast jako argument w wielu relacjach z innych miejsc, dlatego po latach trudno uciec od wrażenia, że stała się mniej więcej tym samym, czym dla blokady rozwoju energetyki atomowej w Polsce był wybuch reaktora w Czarnobylu. Zawalenie się czegoś tak potężnego było wydarzeniem na tyle dosadnym, że odcisnęło swoje piętno na ludzkiej wyobraźni, jeszcze przed powstaniem sieci społecznościowych, dzisiaj ułatwiających wymienianie się spiskowymi strachami na nieporównywalnie większą skalę. Jeśli prekursorska afera FOZZ z początków III RP bywa określana "matką wszystkich afer" po 1989 roku, to zawalenie się masztu w Konstantynowie zasługuje na miano matki rodzimych teorii spiskowych wokół promieniowania elektromagnetycznego. Strach przed technologią i promieniowaniem jest starszy, ale skala katastrofy jest w tym przypadku trudna do przecenienia, chociaż mowa tylko o wielkości zawalonej konstrukcji, nie liczbie ofiar wynoszącej równe zero – pisał w książce "Miejskie strachy" Łukasz Drozda.
Z drugiej strony czasami trudno nie mieć wrażenia, że argumenty zdrowotne, które pojawiają się przy okazji protestów przeciwko 5G, wiatrakom czy fotowoltaice, to swoista zasłona dymna. Szantaż – "chcecie nas poświęcić?!". Tymczasem szybko pojawiają się inne argumenty, a najczęstszym jest obawa o spadek wartości działek.
Przed wojną szybko pokazano korzyści płynące z nowych technologii
Dziś je doskonale znamy, a mimo to protesty mają się dobrze. Może ważniejsze jest właśnie inne myślenie: nie chodzi o to, aby wszyscy wokół nas mieli lepiej i mogli w spokoju robić zakupy, pracować zdalnie czy rozmawiać przez telefon w domu zamiast wychodzić na dwór.
Nie – liczy się to, by czasami nie spadła wartość działki, której i tak w najbliższym czasie nie planuje się sprzedać. Na tym polega największa różnica. Może i pod koniec lat 20. XX w. maszty budziły strach, ale szybko zrozumiano, że dana miejscowość na tym skorzysta.