Boją się, że przez wiatraki wyschnie im woda. Nowa teoria spiskowa odblokowana
Protesty przeciwko wiatrakom pokazują, jak łatwo mogą rozwijać się teorie spiskowe. I jak szybko dyskusja się radykalizuje.

Przegrane referendum ws. budowy farmy wiatrowej nie ostudziło zapału przeciwników turbin w innych częściach kraju. Serwis eluban.pl donosi o niezgodzie mieszkańców Olszyny, którzy obawiają się, że w ich sąsiedztwie staną produkujące zieloną energię kolosy.
Wymieniają dobrze znane argumenty: wiatraki hałasują, mogą być zagrożeniem dla ptaków, wpływają na krajobraz, a przede wszystkim obniżają wartość działek. Nikt nie będzie chciał się w ich okolicy wybudować, a młodzi porzucą ojcowiznę – słyszymy to często w trakcie innych protestów.
Protest w Olszynie odblokował też nowy argument – nieco spiskowy
- A jak nam studnie wyschną, to co? Jak będziemy mieli żyć, przecież nie mamy wodociągów – mówi jedna z mieszkanek cytowana przez eluban.pl.
Budowa wiatraków może doprowadzić do „ewentualnych zakłóceń gospodarki wodnej”, a w ostateczności do wyschnięcia źródeł wody pitnej mieszkańców.
Trudno powiedzieć, dlaczego powołano się na ten argument. W polskojęzycznej części internetu możemy natknąć się na tekst wrzucony w 2023 r. na Wykop, który sugeruje, że wiatraki są odpowiedzialne za susze. Artykuł ukazał się na niemieckim blogu, a samo źródło jest dość wątpliwe – analizując badania, które mówią o wilgotności gleby w okolicach wiatraków, autor pochyla się też nad… szkodliwością szczepionek.
Nie wiadomo rzecz jasna, czy mieszkańcy gminy Olszyna bojący się wyschnięcia źródeł wody na skutek pojawienia się wiatraków czytali ten niemiecki blog, czy też korzystali z innych źródeł. Pokazuje to jednak ciekawą rzecz, którą bardzo często możemy obserwować przy okazji rozprzestrzeniania się teorii spiskowych.
Susza to realny problem, który dotyka nas już teraz. Naukowcy pokazują wstrząsające dane: w Tatrach brakuje śniegu, chociaż zimą powinno go być dużo. Jest zima, a my musimy oszczędzać wodę, bo opadów jest skrajnie mało. Już w lutym dochodziło do pożarów łąk, bo tereny są wyschnięte na wiór. Zmiany klimatu i działalność człowieka doprowadziły do tej sytuacji. Winnego nagle jednak szuka się gdzieś indziej – to wiatraki.
Być może protestujący robią to celowo, bo wiedza, że muszą wywołać szok. Dokładnie to samo robili przeciwnicy masztów 5G wymyślając i powielając historie o szkodliwym wpływie technologii na zdrowie. Ten mit ma się dobrze do dziś i powraca, kiedy maszt ma powstać w pobliżu domów czy szkół. Pewnie część osób faktycznie wierzy w niebezpieczeństwo, ale podejrzewam, że niektórzy celowo grają tą kartą, bo wiedzą, że dzięki temu osiągną sukces.
Sprawa z wiatrakami i suszą wydaje się być ciekawsza, bo problem rzeczywiście istnieje: zmagamy się z niedoborami wody. Dlaczego jednak wiatraki mają być odpowiedzialne za problem, a nie trwająca od lat walka z naturą?
Temu paradoksowi książkę poświęciła Naomi Klein.
- Konspiracjoniści (…) błędnie pojmują fakty, ale często prawidłowo interpretują uczucia – wrażenie, że się żyje w świecie, gdzie są Krainy Cienia, że każde ludzkie nieszczęście przynosi komuś innemu korzyść, że ważne prawdy skrywa się przed ludźmi. Nazwa systemu, który podsyca te uczucia, zaczyna się na „k”, ale jeśli nikt nas nigdy nie nauczył, jak działa kapitalizm, wmawiano nam natomiast, że to wolność, blask słońca, Big Maki i przestrzeganie zasad, żeby dostać to, na co się zasługuje, to łatwo dostrzec, że można pomylić go z innym słowem na „k” – konspiracją. Jak pisze Gilroy-Ware, „teorie spiskowe to niewypał zdrowego i uzasadnionego instynktu politycznego, mianowicie podejrzliwości – pisała w książce „Doppelgänger. Podróż do lustrzanego świata".
Dobitnym przykładem jest aktualna sytuacja w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze kilka lat temu za wszelkie zło - szczególnie to, które się nie przydarzyło, ale mogło – obwiniano Billa Gatesa. Dziś inny szef technologicznych spółek ma jednak faktyczny wpływ na świat i traktuje mocarstwo jak kolejną piaskownicę. Zakusy szefów wielkich korporacji były słusznie przeczuwane, ale uwagę poświęcono czemuś innemu, dzięki ci, którym faktycznie zależało na przejęciu władzy, mogli robić swoje. Odpowiednie manipulując narracją.
Kulturze spisków dostarcza obecnie pożywki jeszcze inny czynnik. Ścisła konsolidacja korporacyjnego świata, do jakiej doszło w ostatnim trzydziestoleciu, stworzyła boisko, na którym reguły gry są tak zmanipulowane na niekorzyść konsumentów, że zaspokajanie podstawowych potrzeb życiowych sprawia wrażenie nawigowania przez niekończące się morze przekrętów. To tak, jakby wszyscy próbowali nas oszukać, a służą temu zapisane drobnym drukiem liczne stronice o warunkach świadczenia usług, o których z góry wiadomo, że nigdy ich nie czytamy. Niezrozumiałe są nie tylko algorytmy sterujące naszymi sieciami komunikacji. Prawie wszystko jest nieprzejrzystym systemem, który coś skrywa. Rynek mieszkaniowy niewiele ma wspólnego z mieszkaniami, chodzi o fundusze hedgingowe i spekulacje. Uniwersytety nie służą kształceniu, tylko wpędzaniu młodych ludzi w długi spłacane przez całe życie. Domy opieki nie służą opiece, lecz drenowaniu starych ludzi pod koniec życia z pieniędzy i nieruchomości - pisała autorka książki "Doppelgänger. Podróż do lustrzanego świata".
„Nic nie jest takie, jak się wydaje. Ten rodzaj drapieżnego, wydobywczego kapitalizmu z konieczności rodzi nieufność i paranoję” – dodaje Klein, tłumacząc, dlaczego tak bardzo łatwo można dać się uwieść niestworzonym historiom.
„No tak” – może pomyśleć sąsiad wiatraków – „kiedyś w lesie płynął strumyk, a teraz go nie ma”. Co się zmieniło? W tym miejscu pojawia się lista czynników od lat zmieniających krajobraz i klimat, ale łatwiej podsumować prostym stwierdzeniem, że kiedyś nie było wiatraków, a woda płynęła, a teraz są i jest sucho. Szybkie wyjaśnienie skomplikowanej sytuacji.
Tylko że takie spłycanie dyskusji, podsycanie atmosfery spisków i zagrożeń, niczemu nie służy. Prowadzi do jakże typowej w naszych czasach sytuacji, gdzie po jednej stronie będą zwolennicy zielonej energii, a po drugiej spiskowcy – i co z tego, że wśród nich będą ci, którzy rzeczywiście boją się wpływu wiatraków na przelatujące ptaki czy nietoperze (badań na ten temat jest znacznie więcej niż w przypadku suszy powodowanej przez obracające się łopaty), jeśli i tak zostaną wrzuceni do tej samej szuflady, co ci przypisujący wiatrakom wywoływanie niestworzonych problemów. Niestety mamy też dowody na to, że ten konflikt pomaga osiągnąć cele – i ostatecznie zablokować inwestycje.
A raczej nie o to powinno wyłącznie chodzić. Potrzebujemy dyskusji, czy wiatraki trzeba stawiać wszędzie i zawsze. Czy stawiając na zieloną energię nie pozbywamy się dostępu do łąk, a nawet lasów – bo przecież turbiny mają przerastać drzewa według planu Lasów Państwowych. Dalecy jesteśmy od rozwiązania głównego problemu, jakim jest ciągle rosnące zapotrzebowanie na energię. Zamiast tego zastępujemy jedno jej źródło drugim. Niby lepszym, bo ekologicznym i pochodzącym prosto z natury, ale wymagającym dalszej ingerencji w krajobraz.