Taki widok wkrótce będzie luksusem. Nawet w Tatrach brakuje śniegu
Wprawdzie nie brakowało osób, które tryumfalnie reagowały na nieznaczne opady śniegu w trakcie mijającej zimy, ale statystyki mówią wprost, że opadów było niepokojąco mało. Nawet w Tatrach śnieg zaczyna być atrakcją, a nie codziennością.

Z danych IMGW wynika, że maksymalna warstwa śniegu na Kasprowym Wierchu w grudniu wynosiła 43 cm, w styczniu 86 cm, a w lutym jedynie 73 cm. Norma za okres 1991-2020 wynosi odpowiednio 56,1 cm, 92,7 cm i 130,5 cm.
Mijająca zima była tak mało obfita w opady śniegu, że na Kasprowym Wierchu nawet raz nie odnotowało metrowej warstwy śniegu. Dla IMGW sprawa jest jasna – taka sytuacja to bardzo niepokojący ewenement.
Tym bardziej że w ostatnich latach bywały zimy, kiedy tego śniegu było naprawdę dużo. Jak w grudniu 2017 r., kiedy na szczycie zanotowano 226 cm czy w lutym 2020 r., gdy napadało aż 280 cm. Grudniowe 43 cm dobitnie pokazuje różnicę.
- Pokrywy śnieżnej w Tatrach jest ponad dwukrotnie mniej niż zwykle o tej porze roku. Stabilny, kilkumiesięczny śnieg stanowi rezerwuar wody, która stopniowo przenika do potoków i gruntów, obecnie jednak śniegu jest bardzo mało, a poziom wód w górskich potokach jest wyjątkowo niski, co może niepokoić – powiedział PAP Paweł Parzuchowski, kierownik stacji IMGW w Zakopanem.
Śnieg może jeszcze spaść…
…ale to by nic nie dało – jak mówi klasyk. To dlatego, że wiosenny śnieg szybko się roztopi i nie zasili rzek w trwały sposób.
Brak śniegu w górach najlepiej uwidacznia to, z czym zmagamy się w całym kraju. IMGW już w lutym mówiło o niepokojącej anomalii, zwracając uwagę na suchą zimę.
Sytuacja hydrologiczna związana z suszą w kraju robi się dramatyczna – dodawał instytut w niedawnym komunikacie.
W okresie wiosennych roztopów pokrywa śnieżna ulega redukcji, a jej zazwyczaj stopniowe topnienie spokojnie zasila cieki, ziemię i warstwy podziemne w wodę, która następnie jest pobierana przez korzenie. Dodatkowo, silny mróz szkodzi naziemnym częściom roślin, które przykryłby śnieg i zapewnił ochronę przed zimnem. Brak znaczącej pokrywy śnieżnej oraz rosnąca temperatura powietrza i wzrost ewapotranspiracji oznacza rozwój suszy już od wiosny – przestrzegali specjaliści.
- Lato w naszym klimacie było zwykle okresem cieplejszym, kiedy równo rozłożonych w czasie opadów było mniej, a temperatury i parowanie wody wysokie. Jesienią i zimą warunki te ulegały zmianie, obfite opady śniegu i mniejsze parowanie pozwalały uzupełniać brakujące zasoby wodne. I to było charakterystyczne dla polskiego klimatu. Teraz zimą te zasoby się nie odbudowują – tak w rozmowie z PAP opisywał sytuację dr Sebastian Szklarek, autor bloga "Świat Wody”, ekohydrolog z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii PAN pod auspicjami UNESCO.
Efekt? Już pojawiają się apele o oszczędzanie wody – zimą! – a niektóre miasta wyłączają ją na noc.
- Z powodu suszy hydrologicznej, która jest rezultatem mrozu, braku opadów śniegu oraz długotrwałym bezdeszczowym okresem, nastąpiło znaczne zmniejszenie dostępnych zasobów wody – wyjaśniała gmina Tymbark, apelując o „racjonalne gospodarowanie” wodą, szczególnie w weekendy, kiedy zapotrzebowanie rośnie.
Konsekwencji jest więcej, jak… zimowe pożary
Daniel Petryczkiewicz komentując kolejny już pożar, tym razem na Łąkach Soleckich Natura 2000, podkreślił, że to konsekwencja trwającej suszy. Brak opadów nie pomaga, ale swoje dokłada człowiek.
- To już kolejny (miesiąc temu był w dolinie Smarkatej) zimowy pożar mokradeł, które o tej porze roku powinny być MOKRE, a nie wyschnięte na wiór. Tę suszę i pożar sami na siebie sprowadziliśmy. Prace pogłębiające i regulujące rzekę Małą powodują coraz większy drenaż wody z okolicy. Niszczenie tam bobrowych powoduje, że woda, zamiast się rozlewać - spływa albo zatrzymuje się tylko w głębokim korycie. Sama susza jest kolejną odsłoną odludzkiej zmiany klimatu - napisał fotograf na swoim facebookowym profilu.
Zdjęcie główne: iwciagr / Shutterstock.com