REKLAMA

Wkładasz produkty do koszyka i gotowe. Nie musisz iść do kasy, bo jeździsz nią po sklepie

To wygląda jak kasa samoobsługowa doklejona do koszyka na zakupy.

Wkładasz produkty do koszyka i gotowe. Nie musisz iść do kasy, bo jeździsz nią po sklepie
REKLAMA

Gdyby kilkanaście lat temu ktoś zapytał mnie, jak będzie wyglądała przyszłość zakupów, najprawdopodobniej przedstawiłbym podobną wizję do tej, która niebawem zostanie zrealizowana w Australii. Nie wspomniałbym o aplikacjach ani telefonach skanujących produkty przed włożeniem do kosza. Nie skupiłbym się na kasach samoobsługowych. Postawiłbym na koszyk, który sam rozpoznaje wkładane do niego produkty, podlicza klienta i pozwala za wszystko zapłacić bez konieczności podchodzenia do tradycyjnej kasy.

REKLAMA

Jak widać rzeczywistość boleśnie zweryfikowałaby moje prognozy, więc bardzo się cieszę, że nikt nie zadał mi tego pytania. Nie potrzebujemy inteligentnych koszyków, bo mamy kasy samoobsługowe i aplikacje. Pragmatyzm wygrał z efekciarstwem. Marną pociechą jest to, że właśnie taki plan zostanie zrealizowany w Australii. Od 2025 r. klienci sieci Coles w Melbourne będą mogli robić zakupy przy pomocy inteligentnego koszyka.

Wygląda jak mini-kasa samoobsługowa doklejona do zwykłego koszyka na kółkach

I w zasadzie tak też działa. Klient wkłada produkty, a wbudowane w pojazd czujniki je rozpoznają, analizują i podliczają. Jest też waga, więc śmiało można wkładać owoce i warzywa. Na wbudowanym ekranie sprawdzać można dostępne promocje i produkty, które znajdują się w odwiedzanej alejce. Pojawiają się również specjalne oferty – można zakręcić wirtualnym kołem, by wylosować zniżkę. Wcześniej jednak trzeba wydać więcej niż 50 australijskich dolarów. Niby inteligentny koszyk ma ułatwiać zarządzanie budżetem, ale ta nutka hazardu powinna niepokoić, bo jednak zachęca do spontanicznych transakcji.

@7newsaustralia

Coles has rolled out all new "smart trolleys" with an onboard catalogue, sensors and a scale. But is it just another example of tech being added to an everyday device that doesn't need it? #coles #trolley #groceries #costofliving #tech #technology #gadgets #techtok #7NEWS

♬ original sound - 7NEWS Australia

Idea nie jest nowa. Inteligentne koszyki testowano już choćby we Francji przez sieć Intermarche. Były to jednak te na rączkę. Mniejszy rozmiar spowodował, że pozbawiono je ekranu, a wszelkie informacje wyświetlane były na ekranie telefonu poprzez sklepową aplikację.

Patrząc na inteligentne koszyki z naszej dzisiejszej perspektywy trudno czuć większą ekscytację. Kilka lat temu, owszem, mogłyby robić wrażenie. Ale dziś? Są już przecież w pełni samoobsługowe sklepy.

Mamy też (niektóre) kasy samoobsługowe, które w zasadzie robią to samo – wrzucasz produkty przy kasowaniu „na ladę” i czujniki je rozpoznają, nie trzeba chwytać za skaner. Zwykłe kasy samoobsługowe aż tak bystre nie są, ale coraz więcej sklepów decyduje się na usługę scan&go. W przypadku sieci spożywczych pionierem w Polsce był Kaufland, ale poletko chce zagospodarować również Lidl.

Z tym, że scan&go to nie to samo. Założenia są podobne – chodzi o to, aby klient kasował produkty przed dotarciem do kasy samoobsługowej i nie musiał raz wkładać, a potem wykładać rzeczy. A potem znowu wkładać – tym razem do własnej torby. Kasuje się od razu, a potem tylko pokazuje kod QR przy kasie. I gotowe. Szybsze od kas samoobsługowych i wygodniejsze.

Tylko czy lepsze od inteligentnych koszyków? Mam zagwozdkę

W głośnym tekście Spider’s Web o kasach samoobsługowych Adam Sieńko pisał, że klienci supermarketów traktują kasy samoobsługowe jako duże udogodnienie, głównie ze względu na mniejsze kolejki, ale tak naprawdę „wykonują nieodpłatnie pracę na rzecz właścicieli sklepów sprawiając, że ich zysk jest większy”.

Czy to wczesny przebłysk przyszłości, w której zamożni otrzymają usługi osobiste, a klasa robotnicza będzie zobowiązana do wykonywania darmowej pracy, aby zdobyć żywność i odzież?

– pytał cytowany w tekście dr Christopher Andrews.

Aplikacje sklepowe ten problem rozszerzają. Nadal trzeba samemu skanować produkty, czyli wykonywać nieswoją pracę – na dodatek tym razem własnym telefonem – a okazje należy zdobyć, by nie powiedzieć, że wyszarpać.

W przypadku inteligentnych koszyków usługa jest automatycznie dostępna dla wszystkich. Teoretycznie aplikacje również są darmowe, ale trzeba mieć na czym je odpalić. Na dodatek konieczne jest założenie konta, a jak już się przekonaliśmy ma to swoje reperkusje. Co więcej: o promocje, kody i zniżki musimy się wystarać, kliknąć w odpowiednim momencie, pamiętać o aktywowaniu oferty itd. Jesteśmy współczesnymi cyfrowymi łowcami.

To interesujące, jak rozjechała się wizja zakupów przyszłości z tym, co dostaliśmy

Pod pewnymi względami jest nieco lepiej, bo wszystko zostało uproszczone i zminimalizowane do telefonów klientów. Ma to jednak swoje konsekwencje, skoro ciężar przerzucono na naszą stronę. Sklepy nie muszą wydawać pieniędzy na efekciarskie koszyki, wystarczy im aplikacja, którą to zainteresowani pobierają. Promocji w sklepowych programach lojalnościowych na telefon jest mnóstwo, ale zapewne nie wszyscy z nich korzystają.

Sam jestem tego dobrym przykładem. Czasami nie chce mi się wyciągać telefonu z kieszeni, przez co pozbawiam się nie tylko aktualnych zniżek, ale i przyszłych – bo zakupy często „nagradzane” są kolejnymi zdrapkami. Inteligentny koszyk musiałby wyświetlić oferty każdemu klientowi w sklepie. Różnica jest więc kolosalna.

To jednak nie tak, że klienci w tej walce są bezbronni. Przez długi czas kupujący wymieniali się kodami rabatowymi (a czasami brali bez pytania...) i przekazywali zniżki innym albo też nabijali swoje konto punktami dzięki temu, że zakupy znajomych trafiały na ich profil. Dopiero od niedawna sieci zaczynają z tym walczyć. Nie da się jednak ukryć, że to akcje partyzanckie, bo w tym starciu faworyt jest jeden. I ze swojej przewagi jak widać mocno korzysta.  

REKLAMA

Więcej o zakupach piszemy na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA