REKLAMA

Sprawdzam najlepsze kasy samoobsługowe w Polsce. Przy jednej dzieje się magia

Coraz trudniej znaleźć sklepy, gdzie kas samoobsługowych nie ma. Postanowiłem sprawdzić, które kasy są najwygodniejsze, a które nie spełniają oczekiwań.

kasy samoobsługowe
REKLAMA

Kasy samoobsługowe budzą mnóstwo emocji. Jedni uważają, że ułatwiają nam życie, inni, że wprowadzają więcej zamieszania niż pożytku. To jednak nieodłączony element zakupów i jakby się nad tym zastanowić, sprzęt, z którego korzystamy bardzo często. Kasa kasie jest nierówna. Nie tylko dlatego, że niektóre mają trudniejsze zadanie, bo muszą poradzić sobie z większą liczbą produktów, na dodatek bardziej zróżnicowanych. Wziąłem to wszystko pod uwagę i postanowiłem ocenić je w różnych kategoriach.

REKLAMA

Najbardziej nudne kasy: Hebe/Auchan

 class="wp-image-1203655"

Umiejscowienie tak różnych sklepów na tym samym miejscu może wydawać się dziwne, ale mam dobre powody, aby tak postąpić. Po pierwsze sieci te nie są aż tak powszechne jak dyskonty (w przypadku Auchana) czy konkurencyjny dla Hebe, Rossmann. Doświadczenie z korzystania z kas jest więc też inne. Same urządzenia działają poprawnie: ani specjalnie dobrze, ani źle. Kolejne podobieństwo to fakt, że nie są one eksponowane. Na przykład w Hebe kasy łatwo pomylić z ekranami informacyjnymi. Kiedy jestem w tych sklepach wybieram zwykłe kasy, bo mam wrażenie, że właścicielom niezbyt zależy na tym, aby promować nowe technologie.

Najbardziej sympatyczna kasa: Empik

 class="wp-image-3087759"
źródło Empik

Empik raczej nie jest też siecią, w której zakupy robi się codziennie, więc samoobsługa nie ma nawet kiedy nas zirytować czy zmęczyć. Może to jednak po prostu zasługa tego, że kasy po prostu działają, są wygodne i dobrze opisane. Nuda, ale jednak bardziej przyjazna i sympatyczna niż w przypadku wcześniej opisanych sieci. Wszystkie komunikaty są czytelne, jasne, proces przebiega miło. Na dodatek zwieńczony jest fachowym odbezpieczaniem produktów – nie wiem, dlaczego, lecz zawsze z uznaniem podziwiałem, gdy kasjerzy i kasjerki odpinali jakieś klipy bądź też przejeżdżali książką po powierzchni, co w Empiku w samoobsłudze możemy zrobić sami. Niby rozwiązanie dla biedaków, ale ile w nim elegancji!

Najbardziej przyszłościowa kasa: Ikea

Największy problem z porównywaniem do siebie kas samoobsługowych polega na tym, że każda służy w zasadzie do czego innego. Różnią się rzeczy, które kupujemy w Ikei, Empiku czy dyskoncie, więc z tego względu doświadczenie jest inne. Kasy w Ikei w menu sprawiają wrażenie lekko przestarzałych, ale nie przypominam sobie problemu z nimi. Dużym plusem jest ogromny kosz, ale to wynika ze specyfiki zakupów. Ikeę warto też pochwalić za system zabezpieczeń: w 2021 roku media opisywały przypadek mężczyzny, który próbował wynieść materac, płacąc za niego jedyne 10 zł. Po prostu skasował nogę od krzesła. Obsługa szybko namierzyła cwaniaka.

Ikea wygrywa jednak tym, że pokazuje przyszłość. W sklepach działa usługa Skanuj i Płać. Polega na tym, że produkty "kasujemy" telefonem, a gdy zbliżamy się do kasy, aplikacja generuje kod QR. Wystarczy go zeskanować, zapłacić, a całość nie trwa więcej niż minutę. Może jeszcze nie jest to standardowa metoda robienia zakupów, ale pokazuje, jak może wyglądać wizyta w każdym sklepie za mniej niż kilka lat.

Najlepsza kasa: Decathlon

Przyszłości nie musimy sobie wyobrażać, przyszłość jest teraz: w sklepach sieci Decathlon. To najlepsze kasy samoobsługowe – trudno będzie to przebić. Tym wynalazkiem inżynierowie z Decathlona przeszli grę, pokazali, do czego zdolny jest człowiek. Nam pozostaje tylko podziwiać i korzystać. Jak to działa? Po prostu wkładamy do produkty do kosza przy kasie, a system sam je rozpoznaje i nabija. Dla mnie to magia, ale tak naprawdę całość polega na użyciu tagów RFID. Niemal każdy produkt w tym sportowym sklepie jest nim oznaczony, więc kasy są w stanie go rozpoznać i "wycenić".  Z tego też powodu trudniej byłoby wdrożyć podobne rozwiązanie w sklepach, gdzie rotacja produktów jest większa, a oferta nie aż tak stała jak w przypadku Decathlona. A szkoda, bo doświadczenie zakupowe, jakkolwiek konsumpcyjnie to nie brzmi, jest w tej kasie nie do pobicia.

Najbardziej angażująca kasa: Biedronka

 class="wp-image-1438784"

Biedronka jako jeden z pierwszych dyskontów wprowadził kasy samoobsługowe – POTRZEBNE INFORMACJE – na tak szeroką skalę. Porównując menu z tymi w kasach w Lidlu czy Kauflandzie – a więc z urządzeniami służącymi do podobnych zakupów – oceniam, że te biedronkowe są... najładniejsze. Niestety, problemem jest to, że Biedronka w odróżnieniu od Lidla i w szczególności Kauflandu nie deleguje tak często pracowników do nadzoru nad kasami. Co oznacza, że z niemal każdego stanowiska co jakiś czas wybrzmiewa komunikat: POTRZEBNE INFORMACJE, a klienci, stoją jak słupy soli, mając przepraszający wyraz twarzy. Kasy są wyjątkowo głośne i nawet jeśli można je ściszyć, to dodatkowe opcje są ukryte. Zresztą o małej intuicyjności najlepiej świadczą artykuły zdradzające "sekretne funkcje kas w Biedronce". Chodzi np. o wytarowanie wagi. Wiedzieliście, że coś takiego istnieje? Ja nie, a to nie świadczy zbyt dobrze o czytelności samych kas.

Kasa, przy której czuję brak zaufania: Lidl

Pracownicy do pomocy przy kasach w Lidlu są obecni nieco częściej niż w Biedronce, ale jednak nie aż tak często, jak w Kauflandzie – tam zawsze jest osoba reagująca na kaprysy urządzeń. Sama kasa jest czytelna, wygodna, ale koszyk na zakupy zdecydowanie zbyt mały: z moich obserwacji wynika nawet, że mniejszy niż w Biedronce. Ideałem jest Kaufland, bo pozwala zmieścić nawet pokaźne zakupy. Lidl podpadł mi jednak czym innym. Jako pierwsza sieć wprowadziła bramki, które wypuszczały jedynie po zeskanowaniu paragonu. Niby nic, ale ciągle mam wrażenie, że sklep niepotrzebnie chce mnie sprawdzać. Później w mojej okolicy podobnie postąpił Kaulfand, co nie dziwi, bo to ten sam właściciel. Największym problemem jest to, że skanery paragonów działają tak sobie i nawet jeżeli uda nam się przyspieszyć proces robienia zakupów, to potem zyskany czas oddajemy przy próbie trafienia paragonem do cyfrowego zamka, by otworzył wrota.

Najczęściej psująca się kasa: Kaufland

Mam Kaulfand dosłownie pod oknem, więc traktuję go trochę, jak sklep osiedlowy. Co oznacza, że są dni, w którym bywam w nim trzy razy dziennie – bo przecież skąd rano mam wiedzieć, co będę chciał zjeść na kolację? Z drugiej strony z tego powodu mam największe doświadczenie, bo wybieram właśnie kasy samoobsługowe. Nie ma dnia, w którym przynajmniej jedno stanowisko by nie działało. Co jakiś czas widzę fachowców grzebiących w ustawieniach i mam wrażenie, że mógłbym rozpoznać ich z twarzy na ulicy. Trzeba jednak uczciwie oddać, że przynajmniej w mojej okolicy kasy w Kaulfandzie są najbardziej oblegane i coraz częściej ustawiają się do nich długie kolejki. Część modeli pozwala przyjmować gotówkę, radzą sobie z akceptowaniem kart lojalnościowych – w tym np. kartę dużej rodziny – a sama baza produktów jest dużo większa niż w Biedronce czy Lidlu (ale raczej nie aż tak duża, jak w Auchanie). Podsumowując: minus za awaryjność, plus za stałą opiekę kasjera i dużo miejsca na zakupy. W moim prywatnym mini-rankingu kas samoobsługowych w sklepach z artykułami spożywczymi podium wygląda następująco:

  1. Kaufland
  2. Biedronka
  3. Lidl

Kasa prawie idealna: Rossmann

REKLAMA
Aplikacja numer 1. w Polsce, czyli z czego wynika fenomen Rossmanna? class="wp-image-697738"

Zdaję sobie sprawę, że specyfika produktów w Rossmannie sprawia, że kasa ma mniej okazji, aby się wysypać. Mając to na uwadze i tak jestem zadowolony płynnym i bezproblemowym działaniem – zakupy są naprawdę szybkie. Jest tylko jeden, irytujący minus. Za każdym razem trzeba wcisnąć przycisk rozpoczynania zakupów. W innych urządzeniach wystarczy zeskanować produkt, co jest intuicyjne i pozwala od razu rozpocząć proces. Jeśli kiedyś Rossmann to zmieni, będzie miał kasę na 9+/10 (dyszka zarezerwowana dla rozwiązań rodem z Decathlonu). Teraz mocna 8.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA