Czarny piątek z umiarem. Jak nie poddać się zakupowej gorączce?
Studenci mają metodę 3xZ (zakuć, zdać, zapomnieć), a konsumenci nieco ją zmodyfikowali, wdrażając technikę KPZ: kupić, pobawić i, niestety równie szybko, zapomnieć. Tak traktuje się wiele sprzętów.

Zaraz się zacznie. Zakupowy szał ogarnie wszystkich. Przepracowani kurierzy wyrabiający nadgodziny będą mijać kolegów z innych firm na klatkach schodowych, a pod automatami paczkowymi utworzą się kolejki. To wszystko najpierw z okazji czarnego piątku – a w zasadzie już nawet czarnego tygodnia – po drodze będzie też dzień na promocje wyłącznie w sklepach internetowych, zaraz dojdą wyprzedaże z okazji świąt i noworoczne obniżki. Z ubiegłorocznych badań PayPro wynikało, że już 61 proc. Polaków robi zakupy tylko podczas samego Black Friday. 34 proc. ankietowanych planuje w trakcie wydarzenia wydać od 251 zł do 500 zł. Choć najwięcej łowców okazji do koszyka wkłada ubrania i obuwie (76 proc.), to na drugim miejscu znalazła się elektronika (54 proc.). Podobne dane płyną z innych raportów, króluje moda, a zaraz za nią plasują się sprzęty elektroniczne.
Wiele osób korzysta z wyprzedaży, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: okazje pozwalają wcześniej przygotować prezenty na święta. Nie brakuje jednak klientów, dla których niższe ceny to szansa, aby samemu sobie zrobić upominek. Nowy telefon, słuchawki, jeszcze jedna konsola do gier, może w końcu nowy telewizor? Tylko nierozsądny by nie skorzystał! Tym bardziej że "stary" smartfon ma już rok i działa wyraźnie słabiej, bateria wyczerpuje się znacznie szybciej niż w pierwszych tygodniach od wyjęcia go z pudełka. Zdjęcia też chciałoby robić się lepsze. O, dokładnie takie, jak reklamowany ostatnio model, który jest w niezłej promocji.
Do lamusa przeszły opowieści o niezniszczalnych pralkach sprzed kilkudziesięciu lat. Urządzenia, z których korzystali nasi dziadkowie, wydawały się przetrwać wszystko. Tego nie da się już powiedzieć o ich współczesnych odpowiednikach.
Celowe postarzanie sprzętu - teoria spiskowa i miejska legenda?
Zapomina się przecież, że dawne sprzęty były dużo mniej zaawansowane. Ich funkcje były proste, więc niewiele elementów mogło się zepsuć. Dzisiejsze pralki to prawdziwe wielofunkcyjne monstra, którymi sterować można zdalnie przy pomocy aplikacji. Nie mówiąc już o tym, że tempo ich pracy jest dużo wyższe. Z danych resortu klimatu i środowiska wynika, że przeciętny Europejczyk czy Europejka co roku kupuje ok. 26 kg tekstyliów, pozbywając się w tym czasie ok. 11 kg. Nic dziwnego, że pralki kręcą się na pełnych obrotach. PRL-owskie szafy były dużo skromniejsze, więc i Franie miały więcej czasu na odpoczynek. I to samo da się powiedzieć o mniej użytkowanych telewizorach, do których przecież kiedyś nie podłączano konsol do gier, a wybór treści był dużo skromniejszy. Nasze smart TV odpalane są non stop: a to nowy film na platformie streamingowej, a to głośny serial, YouTube czy gra.
A jednak historie o tym, że współczesny produkt dziwnym trafem zepsuł się tuż po zakończeniu okresu gwarancji, to niekoniecznie efekt bujnej wyobraźni czy teorii spiskowych. Niektóre sprzęty powstają z myślą o rychłym zakończeniu żywota po gwarancji. Co gorsza, mogłyby służyć dłużej i być naprawione, ale problem w tym, że to nikomu się nie opłaca. Okazuje się, że wyeliminowanie usterki wycenione jest przez serwis prawie na taką samą kwotę, co zakup zupełnie nowego produktu. Albo fachowcy rozkładają ręce – części zamiennych nie ma i już.
Szybka konsumpcja kosztuje
Oczywiście producentom w to graj, bo trzeba kupić nowy sprzęt. A za chwilę kolejny. Konsumpcyjna maszyna się toczy i rośnie w siłę. Mało kto przed nią czmychnie. Trzeba jednak też zwrócić uwagę na samych klientów, którzy niespecjalnie chcą umykać. Nie wszystkim konsumentom przeszkadza fakt, że co roku mają okazję obcować np. z nowym telefonem. Człowiek cieszy się niczym dziecko z nowości, traktując kolejne urządzenie jak prezent. Nasze mózgi niestety łase są na takie przyjemności, więc skoro możemy sobie pozwolić, to żal nie korzystać. Marketing sprytnie podsyca żądze i nagle kilkumiesięczny produkt, którym nie tak dawno się zachwycaliśmy, wydaje się być reliktem przeszłości.
Prawdziwy problem polega na tym, że szybko zapominamy o starym sprzęcie. Całkiem dosłownie, bo przestaje nas interesować, co się z nim dzieje. Jeśli ląduje w szafie, to jeszcze pół biedy (choć niekoniecznie – o czym za chwilę), ale gorzej, gdy trafi do środowiska, bo zostanie źle wyrzucony.
Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że w Unii Europejskiej w 2023 r. zebrano 11,6 kg niepotrzebnego sprzętu elektronicznego, podczas gdy na rynek wprowadzono 32,2 kg na osobę. Przeszło 20 kg surowca, który mógłby powrócić, gdzieś umyka.
O ile pralki, zmywarki, lodówki itp. duże sprzęty dziś zwracać nieco łatwiej – sklepy odbierają je przy zakupie nowych – dzięki czemu nie zawsze lądują np. w lesie (jak zwracał uwagę Parlament Europejski, wyrzucany sprzęt elektroniczny i elektryczny zawiera potencjalnie szkodliwe materiały zanieczyszczające środowisko), to mały sprzęt najczęściej chomikowany jest po szufladach. To też problem, bo cenne surowce, z których telefony, tablety, aparaty, baterie czy nawet ładowarki zostały stworzone, nie mają szans być ponownie wykorzystane. A to olbrzymia strata, bowiem mowa o surowcach krytycznych, których wydobycie wiąże się z olbrzymimi kosztami. Nie jest przesadą stwierdzenie, że prawdziwe skarby chowamy na dnie szaf, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Baterie: niepozorny rarytas
Z raportu Interzero "Między plusem a minusem – co Polacy wiedzą o bateriach i jak sobie radzą z ich segregacją?" wynika, że aż 6 proc. wszystkich badanych i 11 proc. młodych wyrzuca baterie nieprawidłowo, umieszczając je w zwykłych domowych koszach (czarnym lub żółtym). Tymczasem powinny trafić do specjalnych pojemników, które znajdują się np. w sklepach.

- To jest prawdziwe wyzwanie stojące przed społeczną odpowiedzialnością biznesu. Na rynku stale pojawiają się nowe rodzaje urządzeń i źródeł zasilania. Każdy przedsiębiorca wprowadzający na polski rynek baterie ma obowiązek finansowania publicznych kampanii edukacyjnych. Z badania wynika, że bardziej niż wiedza o konkretnych rodzajach baterii, potrzebne jest poznanie i zrozumienie procesów, oraz świadomość dotycząca tego, co robić ze zużytym sprzętem. To pozwoli Polakom mądrze pozbywać się odpadów zarówno indywidualnie, jak i na poziomie firmy czy instytucji – komentował wyniki badania Paweł Lesiak, wiceprezes zarządu w Grupie Interzero w Polsce.
Nierzadko problemem jest to, że nie da się oddzielić baterii od urządzenia. Wówczas taki sprzęt musi w całości trafić do elektroodpadów lub należy oddać go do PSZOK-u. Taką drogę wskazało 21 proc. ankietowanych. Tylko?
Można się martwić, bo konsekwencje innego zachowania są naprawdę duże
- Wyrzucanie baterii do niewłaściwych pojemników na odpady może prowadzić m.in. do przestojów w sortowniach spowodowanych uszkodzeniem maszyn, samozapłonów na składowiskach, czy skażenia wód gruntowych. Nawet 16 proc. respondentów naszego badania nie zdaje sobie z tego sprawy. Jeszcze bardziej szokują odpowiedzi 18 proc. Polaków, którzy uważają, że baterii nie da się przetworzyć i należy je wyrzucać do odpadów zmieszanych, a 22 proc. nie ma w tej sprawie zdania. Z tego płynie jednoznaczny wniosek, że potrzebujemy lepiej wytłumaczyć powody segregacji i działanie recyklingu baterii – apelowała Monika Grom, wiceprezes zarządu w Grupie Interzero w Polsce.
Baterie zawierają w sobie wiele metali m.in. grafit, lit, nikiel, mangan i kobalt. Zapotrzebowanie krajów Unii Europejskiej na surowce jest na tyle duże, że część z nich zyskała miano surowców krytycznych, jak podkreślano w raporcie. Dlatego recykling nie tylko baterii jest ważny, bo pozwala powrócić materiałom i być wykorzystanym ponownie, bez dalszego drenowania zasobów planety.
Unia Europejska działa, aby to wszystko stało się możliwe
I baterie znowu są wdzięcznym przykładem, bo od 2031 r. te nowo wyprodukowane będą musiały zawierać surowce pochodzące z recyklingu: 6 proc. niklu, 16 proc. kobaltu, 85 proc. ołowiu i 6 proc. litu. Tak Unia chce wymagać ponowne wykorzystywanie cennych surowców. Co więcej, baterie będą musiały posiadać dokumentację poświadczającą zawartość materiałów z recyklingu.
Od 2027 r. nowe urządzenia przenośne (a więc właśnie telefony, tablety czy aparaty fotograficzne) będą musiały mieć baterie, które da się wyjąć i wymienić.
Unijni urzędnicy idą zresztą dalej. Stąd tzw. prawo do naprawy. Wyliczono, że wyrzucanie towarów nadających się do naprawy ma ogromny wpływ na środowisko, generując rocznie 35 milionów ton odpadów w samej tylko wspólnocie. Dzięki nowym przepisom konsumenci będą mieli prawo żądać naprawy takich produktów jak pralki, odkurzacze i smartfony po wygaśnięciu gwarancji. Będziemy też zachęcani do naprawy produktów, a nie do wymiany ich na nowe.

I tak pralki objęte będą prawem do naprawy przez 10 lat od chwili wypuszczenia ostatniego egzemplarza modelu na rynek. W przypadku zmywarek czy smartfonów będzie to 7 lat, a telewizorów i monitorów od 7 do 10, w zależności od awarii.
Chodzi więc o zupełną zmianę podejścia i perspektywy. Sprzęt, który kupujemy, ma nam służyć na lata. Nie jest zabawką, którą za chwilę się znudzimy i odłożymy na półkę lub co gorsza wyrzucimy, na dodatek do niewłaściwego kontenera.
Państwa członkowskie mają obowiązek wdrożyć nowe przepisy związane z prawem do naprawy do 31 lipca 2026 r.
Podjęcie odpowiedzialnych zakupowych decyzji już jest możliwe
Od 20 czerwca 2025 r. wszystkie nowe smartfony i tablety sprzedawane na rynku Unii Europejskiej muszą być wyposażone w specjalną etykietę energetyczną, wzorem informacji, które zamieszczane są na pralkach czy lodówkach. Dzięki temu kupujący jeszcze przed zakupem mogą poznać liczbę pełnych cykli ładowania, które bateria urządzenia powinna wytrzymać, zanim jej wydajność spadnie do 80 proc. W ten sposób jesteśmy w stanie wybrać sprzęt, który będzie służyć nam dłużej.
Producenci coraz częściej smartfonów deklarują, że wypuszczane na rynek nowe modele będą długo aktualizowane. Niektóre urządzenia mogą liczyć nawet na siedem lat wsparcia! Z kolei Apple ułatwia samodzielną naprawdę najświeższych iPhone'ów – i to także w Polsce.
Warto nową świadomość wdrożyć już teraz, nie czekając aż wszystkie pomocne nam przepisy wejdą w życie. Widząc atrakcyjną promocję zastanówmy się, czy naprawdę potrzebujemy nowego urządzenia i czy to stare faktycznie zasługuje na trafienie do szuflady. Korzystajmy z produktów odpowiedzialnie, starając się, żeby służyły nam jak najdłużej. Oczywiście duża odpowiedzialność spoczywa na producentach, którzy muszą tworzyć bardziej trwałe przedmioty, ale my sami możemy przyczynić się do tego, by konsumpcyjna karuzela zwolniła.







































