Może trudno to wszystko sobie wyobrazić, więc przytoczę refleksję, którą zapisałem w wakacje, czyli po ponad pół roku. Jedna ze znajomych zapytała mnie, jak się z tą decyzją o odejściu z socjali czuję? Odpowiedziałem, że jedna z najważniejszych zmian, która zaszła albo zachodziła w moim mózgu po tych kilku miesiącach odwyku, to sam sposób korzystania z mediów społecznościowych. Bo oczywiście nie było tak, że nie zalogowałem się na Twittera czy Fejsa ani razu. Tak było przez pierwszy kwartał, ale później zajrzałem tam łącznie może kilkanaście razy – głównie dlatego, że szukałem bohaterów do książkowego reportażu, nad którym pracuję. Wszedłem, dałem ogłoszenie na interesujących mnie grupach i po chwili wyszedłem. To było tak łatwe, że sam się sobie dziwiłem, że nie wpadam w wir. Nie wsiąkam jak dawniej. Dlaczego? Może dlatego, że teraz widziałem, jaki tam jest śmietnik. Zniechęcający na tyle, że nie chciało się nawet przeglądać tablicy, choć oczywiście algorytm robił, co mógł, aby na dłużej przykuć moją uwagę. Podrzucał smakowite kąski w postaci wiralowych burz lub wpisów znajomych, ale to wszystko było oblane taką ilością szlamu, fejków, reklam, że zacząłem się zastanawiać, czy mój mózg na odwyku dopiero teraz zaczął to wszystko dostrzegać. Nie wiem, ale to też piękna zmiana.