Jak Elon Musk wygrał amerykańskie wybory

Elon Musk "wygrał sobie" wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, ale na powrocie Donalda Trumpa do Białego Domu zyskają inni. Kryptobiznes, prezesi wielkich firm technologicznych, zwolennicy deregulacji rynku finansowego, wszelkiej maści libertarianie i wszyscy ci, którzy mają dość pieniędzy, by dobrze się bawić na imprezie cyników.

Jak Elon Musk wygrał amerykańskie wybory

Zwycięstwo republikańskiego kandydata na prezydenta absolutnie mnie nie zaskoczyło. Było to tak oczywiste, jak fakt, że w Stanach Zjednoczonych rządziły i nadal rządzą pieniądze. I pieniądze, szczególnie te duże, będą "miały się" dobrze. 

Publicyści skupiają się oczywiście na Elonie Musku, który nazywany jest wręcz "prawdziwą pierwszą damą Trumpa", a jego relacja z nowym-starym prezydentem bywa określana jako bromance (jak to zgrabnie ujęły autorki podcastu "Techstorie"). 

Miliarder, którego majątek szacowany jest na około 250 miliardów dolarów (co sprawia, że jest nazywany najbogatszym człowiekiem świata), dołączył już do administracji Trumpa.  Musk, wraz z innym biznesmenem Vivekiem Ramaswamym, ma stanąć na czele departamentu wydajności państwa. Instytucja, która w skrócie nazywa się DOGE (nieprzypadkowo jak słynna kryptowaluta Muska), ma skupiać się na szukaniu oszczędności i tropieniu marnotrawstwa. 

Nie wiemy, jak dokładnie będzie (i na kogo) szczekał pieseł Muska ("DOGE" to też nazwa memu, który w polskim internecie znany jest jako "Pieseł"), ale ekscentryczny przedsiębiorca zapowiedział, że będzie publikował rankingi najbardziej absurdalnych wydatków.

Musk zachęca swoich wyznawców do zgłaszania np. badań naukowych, które w ocenie ludu są zbędne. W praktyce osoby, które nie mają pojęcia o tym, jak działa nauka, mają oceniać… naukowców i ich pracę. Jakie może być kryterium oceny, jeśli ktoś nie ma pojęcia np. o fizyce, chemii czy biologii? Ano nazwa. Coś brzmi "dziwnie"?  To do wyrzucenia. Bo przecież co może być ważnego w obserwowaniu pleśni albo trzeciej metody katalizy organicznej, skoro dwie już są (za to Benjamin List oraz David MacMillan otrzymali w 2021 roku Nagrodę Nobla z chemii). 

I tak żmudne, trudne badania naukowe, których często nie da się opisać jednym hasłem czy wpisem na X, trafią na śmietnik. Może to oczywiście prowadzić do absurdu. Promowane będą badania albo wprost "badania", które dają  atrakcyjne wizualnie rezultaty, są modne albo medialne. Dotacje mogą otrzymać projekty skupiające się na latających samochodach czy innych magicznych kulach. 

To X stanie się centrum decyzyjnym, a nie laboratorium. Czy bardziej niż publikacje w "Science" albo "Nature" liczyć będą się zasięgi w mediach społecznościowych? 

Trump i Musk władzę zdobyli, uderzając w społeczeństwo obywatelskie, atakując kolejne instytucje państwa, od uniwersytetów przez media po organizacje pozarządowe. Obaj wiedzą, że im słabsze instytucje, tym większa ich władza. I władza biznesu ergo pieniądza. 

Nie sprowadzajmy zmiany w Białym Domu do tego, że jeden miliarder z drugim multimiliarderem pod pachą, udając troskę o lud (i pozując z jedzeniem z McDonald’s), omamili miliony wyborców. 

żródło: X


Za Kamalą Harris też stał wielki biznes (jak pisałem, za oceanem rządzi pieniądz), ale można było wierzyć, że tak jak za kadencji Joego Bidena, Harris będzie starała się ukrócić zapędy wielkich firm. To właśnie administracja Bidena próbowała regulować rynek i pilnować takich korporacji jak Meta. Jej właściciel Mark Zuckerberg wydawał się sprzyjać demokratom.

Czy dziś stanie się pierwszą ofiarą Muska i Trumpa? Wszak agenda polityczna i kulturowa Mety była jednoznaczna. A może Zuckerberg wykupi sobie łaskę? Agendy mogą się zmieniać, a cel biznesowy pozostaje niezmienny. 

Nawet jeśli Trump obiecywał zemstę i przyciśnięcie niektórych korporacji, które "uległy lewicowym narracjom", to przecież może wybrać inaczej.

W interesie Trumpa są dobre relacje z wielkimi korporacjami. Często wspominał, że jego głównym przeciwnikiem są Chiny, a big techy z Kalifornii to poręczne narzędzie w tej walce. 

Ofiarą tej wojny może paść… Europa, jeśli Trump nie zechce regulacji Google’a, X, Mety na Starym Kontynencie. Możliwości szantażu przy użyciu NATO jest wiele. 

Radości nie było końca

Technokracja, która momentami może przypominać wręcz idiokrację, będzie święcić triumfy. 

Korki od szampana wystrzeliły także u wszystkich kryptobossów. Musk za pozwoleniem Trumpa będzie dążył do większej deregulacji rynku. Także tradycyjne instytucje bankowe mogą liczyć na wsparcie "pierwszej damy". Zresztą sam Jamie Dimon, dyrektor JPMorgan Chase, mówił, że bankierzy oczekują wielkiej deregulacji sektora bankowego i wybór Trumpa jest dla nich spełnieniem marzeń. 

W gabinetach prezesów i zwykłych cwaniaków po 5 listopada radości nie było końca. Bać może się Komisarz Federalnej Komisji Handlu Stanów Zjednoczonych Lina Khan, niezależni dziennikarze, świat nauki i… zwykły lud. Prości ludzie, głosując za zmianą, w rzeczywistości wybrali kontynuację, przyśpieszenie kryzysu państwa, jeszcze większe nierówności. 

Dość powiedzieć, że jednym z dyskutowanych pomysłów na obniżenie straty budżetowe z zapowiadanej przez Trumpa obniżki podatków dla najbogatszych, jest... ograniczenie liczby osób uprawnionych do talonów na jedzenie i ubezpieczenia zdrowotne.

Ważne, że lewactwo dostało za swoje.

Czy z Trumpem będzie wesoło?


Biznes wziął sterydy, a Musk dostał wszechświat. Teraz każdy z jego biznesów będzie mógł rozwijać się bez skrępowania prawem, obyczajami, interesem społecznym. To nie tylko przytyk dla europejskich firm, chińskich aut elektrycznych, ale i dla NASA. Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej nie będzie współpracować ze SpaceX. Będzie podwykonawcą Muska.  

Jeszcze przed wyborami w USA rozmawiałem z Erikiem M. Conwayem, pisarzem i historykiem związanym z NASA i California Institute of Technology. Autor książki "The Big Myth" przewidywał, że wraz z nadejściem Trumpa nastanie epoka fundamentalizmu rynkowego. 

Kolejne nominacje i pomysły prezydenta elekta wskazują, że Stany Zjednoczone mogą coraz bardziej przypominać te z wizji z książki "Atlas zbuntowany" Ayn Rand.

We wspomnianym dziele Rand pisała: "Moje szczęście nie jest środkiem do żadnego celu. Ono samo w sobie jest celem. Samo w sobie jest zamierzeniem. Nie jestem też narzędziem do użytku innych. Nie jestem służącym ich potrzeb. Nie jestem bandażem na ich rany. Nie jestem ofiarą na ich ołtarzach".

Ofiarami nowej "pierwszej damy" możemy być my, Polacy, Europejczycy, w końcu też Amerykanie, którzy zobaczą swoje miejsca na uczcie miliarderów.