REKLAMA

Szef Apple'a na kolanach u Trumpa. Było złoto, wazelina i dolary

Donald Trump wezwał Tima Cooka na dywanik, grożąc cłami. Prezes Apple'a przybył z darami i obietnicą 100 mld dolarów, kupując spokój i pokazując, jak działa polityka w nowej erze.

Apple na dywaniku u Trumpa. Tak Tim Cook kupił sobie spokój
REKLAMA

Druga kadencja Donalda Trumpa to dla Big Techów czas nieustannej nawigacji po wzburzonych wodach protekcjonizmu. Głównym narzędziem prezydenta są cła i daniny, którymi grozi firmom produkującym urządzenia i komponenty poza Stanami Zjednoczonymi. Strategia America First zakłada, że presja ekonomiczna zmusi technologicznych gigantów do przeniesienia produkcji z powrotem na amerykańską ziemię.

To bezpośrednie uderzenie w globalne łańcuchy dostaw, budowane przez dekady głównie w Azji, które stanowią fundament ich modelu biznesowego. Firmy takie jak Apple, których produkcja od lat zlokalizowana jest w Chinach, a ostatnio coraz częściej w Indiach i Wietnamie, znalazły się w wyjątkowo trudnym położeniu. Muszą balansować między obietnicami kosztownych inwestycji w USA a realiami ekonomicznymi, które sprawiają, że globalna produkcja jest po prostu tańsza i bardziej efektywna.

REKLAMA

Współczesny hołd lenny w Gabinecie Owalnym

6 sierpnia w Gabinecie Owalnym doszło do sceny, którą można by przyrównać do starannie wyreżyserowanego, współczesnego hołdu lennego.

Prezes Apple'a, Tim Cook, stawił się przed prezydentem Donaldem Trumpem nie tylko z pochwałami, ale i z darem. Był nim unikatowy, grawerowany kawałek szkła wyprodukowany w Kentucky, osadzony na podstawie z 24-karatowego złota z Utah.

Cook, prezentując podarunek, podkreślił jego amerykańskie pochodzenie i symbolikę. „Tafla szkła pochodzi z linii produkcyjnej Corning, grawerowana dla prezydenta Trumpa” – powiedział. „To unikalna, jedyna w swoim rodzaju statuetka”. Ten gest był jednak tylko symbolicznym wstępem do prawdziwej daniny.

Główną częścią oferty Cooka była deklaracja zwiększenia amerykańskich inwestycji Apple o dodatkowe 100 miliardów dolarów. „Prezydent poprosił nas, abyśmy pomyśleli, co jeszcze możemy zrobić” – mówił Cook, spoglądając na Trumpa. – „I, panie prezydencie, potraktowaliśmy to wyzwanie bardzo poważnie”.

W ramach tej obietnicy, która podnosi łączną kwotę do 600 miliardów dolarów w ciągu najbliższych czterech lat, prezes Apple zapowiedział:

Po raz pierwszy w historii każdy nowy iPhone i każdy nowy Apple Watch sprzedawany na świecie będzie zawierał szkło ochronne wyprodukowane w Kentucky.

To zobowiązanie miało uspokoić prezydenta i pokazać, że jego presja przynosi efekty.

W zamian za ten dar, prezydent Trump udzielił Apple swojej łaski. Ogłosił plan nałożenia 100 proc. cła na importowane półprzewodniki i chipy, co byłoby druzgocącym ciosem dla całej branży. Jednocześnie, patrząc na Cooka, zaznaczył:

Ale dobra wiadomość dla firm takich jak Apple jest taka, że jeśli budujecie lub zobowiązaliście się budować w Stanach Zjednoczonych, bez wątpienia nie zostaniecie obciążeni tą opłatą.

Dodał, że takie firmy będą traktowane naprawdę dobrze. W ten sposób Apple, niczym lojalny wasal, zapewnił sobie ochronę przed gniewem seniora, płacąc za nią publicznym ukłonem i obietnicą inwestycji.

Przeczytaj więcej o Donaldzie Trumpie:

Kto wygrał, a kto stracił?

Kto więc zyskał? Przede wszystkim Tim Cook i Apple. Koszt dodatkowych 100 miliardów dolarów inwestycji, z których część – jak sugerują analitycy – i tak byłaby poniesiona w ramach naturalnego rozwoju firmy, jest nieporównywalnie niższy od potencjalnych strat.

Same cła kosztowały firmę 800 milionów dolarów w ostatnim kwartale, a prognozy mówiły o wzroście do 1,1 miliarda dolarów. Uniknięcie 100 proc. taryfy na kluczowe komponenty było więc warte każdej ceny. Cook, zwracając się do Trumpa, podkreślił jego rolę: „Byłeś wielkim adwokatem amerykańskich innowacji i produkcji”. To zdanie, choć kurtuazyjne, było w istocie ceną za spokój.

Donald Trump również odniósł ogromne zwycięstwo, ale na polu politycznym i wizerunkowym. Mógł publicznie ogłosić gigantyczną inwestycję, przedstawiając to jako dowód skuteczności swojej polityki protekcjonistycznej. Prezydent triumfował, mówiąc o Apple'u: „Wracają do domu. [...] Czy to nie miłe, że robimy rzeczy tutaj, w Stanach Zjednoczonych, a nie w innych, dalekich krajach?”. Wizyta Cooka posłużyła mu za narzędzie do wywarcia presji na inne firmy technologiczne, wysyłając im jasny sygnał: albo złożycie podobne hołdy, albo zmierzycie się z taryfami.

Kto zatem stracił? Na krótką metę – inne firmy technologiczne, które teraz znajdują się pod jeszcze większą presją, by pójść w ślady Apple'a. W szerszej perspektywie przegranym może być idea w pełni amerykańskiego iPhone'a.

REKLAMA

Mimo nacisków Trumpa, który stwierdził: „Myślę, że możemy zachęcić go [Cooka] wystarczająco, by pewnego dnia to sprowadził”, przeniesienie całej, skomplikowanej produkcji do USA pozostaje nierealne. Analizy wskazują, że brakuje tam wykwalifikowanej siły roboczej, a koszty zmusiłyby Apple do podwojenia ceny iPhone'a.

Całe to wydarzenie pokazuje, że relacje Big Techu z administracją Trumpa przestały być domeną czystej ekonomii, a stały się grą polityczną. Firmy muszą teraz wkupić się w łaski prezydenta, składając publiczne deklaracje i ofiarowując „dary”. To nowoczesny feudalizm, w którym lojalność i publiczne ceremonie stają się równie ważne, co bilans zysków i strat, a Gabinet Owalny zamienia się w salę tronową.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-08-07T06:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T21:13:07+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T20:05:47+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T16:37:13+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T16:00:11+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T15:39:21+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T11:31:25+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T08:14:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T06:12:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-06T06:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-05T20:48:53+02:00
Aktualizacja: 2025-08-05T20:05:31+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA