Amerykańska armia kupuje Tesle. Będzie do nich strzelać
Amerykańskie Siły Powietrzne planują zakupić dwa egzemplarze Tesla Cybertruck tylko po to, by wykorzystać je jako cele dla bomb precyzyjnych i pocisków kierowanych.

Na pierwszy rzut oka brzmi to jak clickbait. Ale to jak najbardziej oficjalna sprawa. Amerykańskie Siły Powietrzne, a dokładnie Air Force Test Center, opublikowały dokumenty przetargowe, w których znajdują się szczegółowe informacje dotyczące zakupu 33 pojazdów do testów i szkoleń ogniowych. Wśród nich znalazły się m.in. sedany, pickupy, SUV-y i dwa egzemplarze Tesli Cybertruck. O sprawie poinformował serwis The War Zone.
Te nietypowe cele trafią na poligon White Sands Missile Range w Nowym Meksyku, gdzie testowane są najnowocześniejsze typy uzbrojenia w tym rakiety Hellfire AGM-114, pociski AGM-176 Griffin czy bomby szybujące GBU-39B/B LSDB.
Mimo że większość pojazdów do testów może pochodzić od dowolnego producenta, to w przypadku Cybertrucka zrobiono wyjątek. Siły powietrzne domagają się oryginalnych egzemplarzy od Tesli, co wymagało specjalnego uzasadnienia formalnego.
"Wrogowie mogą jeździć Cybertruckami"
Powód tej decyzji jest zaskakująco prosty, a jednocześnie fascynujący. Zdaniem Pentagonu, istnieje prawdopodobieństwo, że w niektórzy przeciwnicy USA mogą zacząć wykorzystywać Cybertrucki. A skoro tak, to siły specjalne i piloci muszą być przygotowani do rozpoznawania i niszczenia takich celów.
I tu ważna uwaga. Nie chodzi o to, że armia amerykańska obawia się starcia z przeciwnikiem w Cybertruckach. Chodzi o to, że Cybertruckami mogą jeździć osoby uznawane za bardzo ważne cele np. szef kartelu narkotykowego, albo przywódca terrorystów. Amerykani chcą mieć pewność, że ich rakiety mogą zniszczyć ten samochód, a kule komandosów przebiją karoserię.
Więcej na Spider's Web:
Co ciekawe, nie są to tylko spekulacje. W 2024 r. Ramzan Kadyrow, kontrowersyjny przywódca Czeczenii, pochwalił się na Telegramie kilkoma opancerzonymi Cybertruckami uzbrojonymi w karabiny maszynowe kalibru 12,7 mm.
Twierdził też, że wysłał je na front w Ukrainie. Choć nikt nie potwierdził ich skuteczności bojowej, sam fakt ich istnienia wystarczył, by temat zainteresował Pentagon. Według nieoficjalnych doniesień, Tesla mogła zdalnie zablokować przynajmniej jeden z pojazdów.
W dokumentach przetargowych czytamy, że przeprowadzono analizę rynku, która wykazała, że Cybertruck nie ma realnych konkurentów pod względem materiałów, konstrukcji i technologii.
Jego nierdzewna stalowa karoseria, odporność na uszkodzenia mechaniczne oraz nietypowa, futurystyczna sylwetka wyróżniają go na tle typowych pojazdów. Co najważniejsze, według analizy USAF, Cybertrucki mają zdolność przetrwania uderzeń, które zniszczyłyby standardowy pojazd. Innymi słowy są znacznie bardziej odporne na ostrzał i eksplozje niż „zwykłe” pickupy.
Zabawka za 80 tys. dolarów i masa kontrowersji
Cybertruck, choć reklamowany jako „pojazd przyszłości” i „samochód na apokalipsę”, wciąż wzbudza skrajne emocje. Ma niespotykaną konstrukcję, odporne na pociski szyby i stalowe poszycie, ale też mierzy się z falą krytyki.
Od początku 2025 r. do klientów trafiło zaledwie około 46 tys. egzemplarzy, mimo że Elon Musk zapowiadał prawdziwą rewolucję. W rzeczywistości Cybertruck zmaga się z lawiną usterek, problemów jakościowych, niejasnych zapisów dotyczących użytkowania i wciąż niejasnym statusem prawnym w wielu krajach.
Aktualnie pojazd dostępny jest jedynie w Ameryce Północnej, choć Tesla ogłosiła, że jeszcze w 2025 r. rozpocznie sprzedaż w Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze. Czyżby to właśnie tam amerykańskie wojsko dostrzegało potencjalne zagrożenie?
Rzeczywistość coraz bardziej przypomina sci-fi
Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, że żyjemy w dziwnych czasach - oto dowód. Armia USA szykuje się na przyszłość, w której Tesla Cybertruck staje się nie tylko środkiem transportu dla milionerów z Doliny Krzemowej, ale też narzędziem wojny używanym przez wrogów Ameryki. Odpowiedź Pentagonu? Kupić własne egzemplarze tylko po to, by je zniszczyć.
Z jednej strony to absurdalnie futurystyczny scenariusz, rodem z gier typu Call of Duty: Future Warfare, a z drugiej logiczny krok w świecie, w którym granica między technologią cywilną a wojskową coraz bardziej się zaciera. I nie, nie jest to science fiction. To 2025 r. w pełnej krasie.