Samochodziarze w żałobie. Jeremy Clarkson porzucił uniwersytet chłopskiego rozumu
Jeremy Clarkson, chodzące przeciwieństwo politycznej poprawności, zaskoczył nie tylko swoich fanów i przyznał, że zmiany klimatu to jednak fakt. Czyżbyśmy dotarli do ściany i nawet klimatyczni denialiści widzą, co się święci? Chciałbym, ale nie jestem aż takim optymistą.
Clarkson pokazuje, że obserwacja rzeczywistości może przynieść efekt. Jego wolta to nie efekt zapoznania się z wynikami badań naukowców, a tym, co sam zobaczył na swojej farmie. Rolnicza przygoda dziennikarza była pokazywana w formie serialu na platformie Amazona, ale stała się czymś więcej niż tylko show. Clarkson na własne oczy doświadczył galopujących przemian.
W reportażu Guardiana gwiazdor zauważył choćby brak opadów. Przyznał, że wcześniej co roku padał śnieg, ale w ostatnich zimowych sezonach białego puchu było jak na lekarstwo. Dlatego Clarksona zdążyła dotknąć susza. Rodzimy serwis farmer.pl donosił, że niska produkcja rolnicza zmusiła go do zamknięcia sklepu.
W związku z tym dziś celebryta bije się w pierś i dodaje, że jego wcześniejsze słowa nt. katastrofy klimatycznej były żartem. Elementem tworzenia wizerunku.
Refleksja cieszy, choć nie możemy zapominać, że humorystyczne wybryki Clarksona już nas sporo kosztują
Widać to doskonale na przykładzie polskiej sieci. Kiedy w 2019 r. motoryzacyjny gwiazdor nazwał Gretę Thunberg „idiotką” i skrytykował jej aktywistyczne działania (skąd my to znamy…), już wtedy dodawał jednocześnie, że zmiany klimatu faktycznie są problemem. Dlatego trzeba porozmawiać z naukowcami i zastanowić się, co dalej.
Tak, dopiero w 2019 r., mimo że od kilkudziesięciu lat środowisko naukowców grzmiało i biło na alarm, Clarkson chciał usiąść do stołu. Przymykał oczy na fakt, że od dawna wiadomo było co jest przyczyną katastrofy klimatycznej i jak musimy działać. Swoimi słowami Brytyjczyk sugerował, że w sumie to nie do końca sprawa jest jasna, nie ma co się spieszyć z wysuwaniem wniosków, trzeba na spokojnie usiąść, zastanowić się, pogrzebać głębiej. A najlepiej niech zrobią to dorosłe, doświadczone chłopy, a nie rozwrzeszczane nastolatki. Kto to widział, żeby się tak zachowywać.
Efekt? Na demotywatory.pl pod tą kontrowersyjną wypowiedzią Clarksona natkniemy się na taki komentarz (zachowano oryginalną pisownię):
I to jest prawda. Co z tym zrobić? Naukowcy nie wiedzą bo nie wiedzą czym to jest spowodowane. Widać efekt, widać korelację nie widać źródła. (…) Zmiany klimatu były, są i będą. Jaki na to ma wpływ działalność człowieka długo się nie dowiemy.
Nie oburzajcie się na źródło – to właśnie efekt działań dziennikarza. Clarkson nie odpowiada za klimatyczną katastrofę, ale dmuchał w żagle autorom takich wpisów. Siał ziarno niepewności i wątpliwości. Dlatego teraz, paradoksalnie, nie zbiera prawdziwych żniw, bo katastrofa klimatyczna już uderzyła w jego rolniczy interes. A będzie przecież tylko gorzej.
Właśnie z powodu konsekwencji przemiana Clarksona powinna cieszyć
Być może najwierniejsi fani dziennikarza zachęceni jego refleksją sami zastanowią się nad losami Ziemi i dojdą do wniosku, że to jednak naukowcy mieli rację. Niewykluczone, że znajdą się i tacy.
Jakub Wiech w swoim komentarzu na portalu energetyka24.com przewiduje nawet, że skruszonych i „nawróconych” celebrytów będzie więcej. Po prostu nie da się dłużej ignorować zachodzących zmian:
Przypadek Jeremy’ego Clarksona może nie być odosobniony. Wielu publicystów prezentujących dotychczas podobne poglądy na temat zmiany klimatu wkrótce może uderzyć w te same tony – i zacząć opowiadać, że ich twórczość była żartem lub elementem wizerunku scenicznego. Powód jest prosty: fakt zachodzenia gwałtownej zmiany klimatu staje się oczywisty dla coraz większej liczby ludzi na świecie, gdyż w zasadzie gołym okiem można już zaobserwować rezultaty tego procesu (tak jak zrobił to Clarkson na swojej farmie).
Niedawno rozmawiałem z autorem książki nt. teorii spiskowych. Podzieliłem się podobną refleksją i zaryzykowałem stwierdzenie, że być może dochodzimy już do ściany. Poparciem dla mojej dość odważnej hipotezy były sugestie, że za niszczycielskie burze w Dubaju odpowiada sztuczny zasiew chmur. Co ciekawe zmodyfikowana wersja tej teorii dotarła też do Polski. Na Twitterze widziałem komentarz, że majstrowanie pogodą odpowiadało za nietypowe jak na kwiecień przymrozki. Kto i dlaczego – nie wiadomo, ale skoro coś jest nie tak, to ktoś musi za tym stać.
Jesteśmy w domu – naiwnie pomyślałem. Jeśli odpowiedzią na wyjątkowy ciepły luty i marzec, a potem szalony kwiecień ma być rzekome manipulowanie pogodą w Polsce, to nikt tego dętego wytłumaczenia nie kupi. I zbliżamy się do momentu, kiedy nawet wątpiący przyznają, że katastrofa klimatyczna to fakt, za który odpowiada człowiek.
Wtedy mój rozmówca ugasił entuzjazm. Przypomniał, że przecież podobne nadzieje – jakkolwiek źle to nie brzmi – wiązaliśmy z pandemią. Pokonanie wirusa było wielkim tryumfem nauki i ludzkiego rozumu, ale nie wszyscy zechcieli tak na to patrzeć. Zamiast tego rośnie niechęć do szczepionek, a o zaufaniu do naukowych autorytetów lepiej nie wspominać, żeby się nie dołować. Przylepiają się za to kolejne spiski związane z wydarzeniami na wschodzie, 5G i tak dalej, i tak dalej.
Przypadek Clarksona może być wyjątkiem, a nie regułą z jeszcze jednego powodu
Clarkson sam zobaczył efekt zmian klimatycznych. Dostrzegł, że w krótkim czasie dzieje się mnóstwo rzeczy, które wcześniej nie występowały. Warunki są nieprzewidywalne. Nie da się do nich dostosować. Tylko żeby można było to zauważyć, trzeba było pozwolić sobie na założenie olbrzymiej farmy i nagranie kilku sezonów serialu.
Rodzimi publicyści znani z prześwietlania aktywistów swój kontakt z naturą ograniczają do walki z komarami na swoich króciutko wystrzyżonych trawnikach. To globalny trend – najbogatsi budują schrony i planują gdzie będzie można czmychnąć, jeśli w danym miejscu będzie można zapomnieć o komfortowym życiu. Oddalają się od ludzi, budują twierdze, żyją własnym wygodnym życiem.
Drogie polskie truskawki? To zje się te sprowadzane z innego kraju. Brak czerwonego hiszpańskiego wina? Wypije się inne, trudno. Temperatura utrudniająca choćby poruszanie się po zabetonowanym mieście? W drogim samochodzie klimatyzacja daje przyjemny chłodek, o co oburzonym chodzi.
Clarkson jest ciekawym przykładem, bo pokazuje, co zrobiło z nami oderwanie się od natury
Nie trzeba zaprzeczać zmianom klimatu, aby nie dostrzegać tego, co się dzieje. Przez lata sam byłem ślepy na przyrodę. Lubiłem drzewa, czas spędzany na powietrzu, ale skoro las stoi jak stał, parki w mieście są, słychać ptaki, to najwyraźniej jeszcze nie giniemy. Dopiero zmiana myślenia pozwoliła dostrzec nieodwracalne zmiany. Proste pytanie w stylu „a właściwie to gdzie są wróble?” wywołało lawinę. Nagle okazało się, że strumyk, który pamiętam z dzieciństwa, już nie płynie.
Sęk w tym, że bardzo trudno o tę chwilę zadumy, o zastanowienie się, jak nasze otoczenie wygląda teraz, a jak wyglądało kilka lat temu. Właśnie dlatego w dość pesymistycznym przekazie, że raczej nie zanosi się na to, by ludzkość w końcu posłuchała naukowców i zmieniła swoje postępowanie, jedyne, co możemy zrobić jako jednostka, to po prostu doceniać to co jest, kryje się moc. Trzeba zauważać naturę i przyrodę, która pozostała i postarać się ją chronić. Tyle i aż tyle.
Dlatego jeśli jakieś nadzieje wiążę z przemianą Clarksona, to takie – że niektórzy rozejrzą się i zobaczą, że jeszcze kilka lat temu wiosna wyglądała nieco inaczej. Nie wierzę i nie liczę na to, że większość denialistów czy „sceptyków” się opamięta – choćby dlatego, że im się to nie opłaca. Przede wszystkim zaś dlatego, że jako ludzkość skupiliśmy się na sobie, a nie tym, co się wokół dzieje.
zdjęcie główne: motorsports Photographer / Shutterstock