Guzik, a nie pomarańcze. Nie będzie cytrusów, jak klimat się ociepli
Zamiast cytrusów, tropikalnych owoców czy palm na ulicach, ogromne straty i problemy rolników – oto prawdziwe skutki zmian klimatu. I widzimy to już dziś.
Jeśli więc ostatnie gorące lata wzbudziły w kimś nadzieję, że w Polsce można będzie niedługo hodować pomarańcze, to niestety musimy ją zgasić – pisał już w 2018 r. portal Nauka o Klimacie. Rzecz jasna już wtedy hasła o pomarańczach czy bananach brzmiały delikatnie mówiąc naiwnie, ale nie brakowało choćby polityków, którzy mieli takie marzenia. Niestety teraz na własnej skórze przekonujemy się, jak oderwane od rzeczywistości były to stwierdzenia.
To konsekwencje zmian klimatu – mówi PAP o ostatnich mroźnych Ireneusz Ochmian, współwłaściciel winnicy Pałacu Rajkowo. - Minus dwa czy minus trzy stopnie to nie byłby problem, problemem jest minus siedem stopni, a mieliśmy takie momenty.
Właściciele niektórych winnic już mówią o nawet 100 proc. stratach. „Obecna sytuacja pogodowa spowodowała, że przyszłość wielu plantacji stanęła pod znakiem zapytania” – wynika z szacunków Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
Winiarze wprost wskazują winnego: zmiany klimatu, przez które pogoda oszalała
Jeszcze kilka dni temu mieliśmy letnie temperatury, a potem przyszły wręcz zimowe mrozy. To nie był „kwiecień plecień” z powiedzonka, bo różnice były zbyt duże.
Ochmian zwraca uwagę, że pędy już wyglądają jakby były z końca maja. Wegetacja ruszyła miesiąc wcześniej, więc dlatego przymrozki okazały się zabójcze.
W ryzyko kwietniowej aury wpisane są przymrozki, ale wielu plantatorów przyznaje, że ich czujność została uśpiona przez rekordowo ciepły marzec, który czasami przynosił temperatury powyżej 25 stopni Celsjusza, a w kwietniu przez niemal tydzień, każda noc zbliżała się temperaturą do zera
– mówi Hanna Mojsiuk, prezeska Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
Winiarze rozpaczliwie próbowali bronić upraw przed mrozami, ale szacuje się, że kwietniowe przymrozki mogły spowodować zniszczenie nawet 60 proc. upraw.
- Mrozy są normalne o tej porze roku, ale nienormalne jest stadium rozwoju roślin. Winogrona wystartowały ze swoim pączkowaniem dobre cztery tygodnie wcześniej. To się nazywa fałszywa wiosna – mówi wrocławskiej „Wyborczej” Maria Mazurek z winnicy Silesian, niedaleko Jaworzyny Śląskiej.
Próbowano walczyć z przymrozkami poprzez podpalanie bali ze słomą, ale nawet w ogrzewanej części temperatura była zbyt niska. „Teraz możemy się tylko poddać i zaufać naturze” – komentuje Mazurek.
Problem nie dotyczy tylko winnic
Nasza plantacja została totalnie pozbawiona wszelkich owoców - mówi portalowi TuWroclaw.com Karol Maciejczyk, właściciel plantacji "Truskawki od Karola" pod Oleśnicą. I dodaje, że roślina będzie próbować przetrwać, przez co wypuści uśpione kwiaty, jednak nie będą silne i liczne.
Według plantatora na rynku owoców może być mniej, przez co wzrośnie ich cena. Bardzo szybko potwierdzają się więc szacunki naukowców, że zmiany klimatu uderzą nas po kieszeni.
Mrozy były niebezpieczne również dla rzepaku. Tu także wegetacja ruszyła przedwcześnie. Portal topargar.pl przewiduje, że na polach, gdzie odnotowywane były największe przymrozki, ucierpiały kwiaty. „Z przemarzniętych organów nie wykształcą się już łuszczyny, co zwiększy straty po nalotach słodyszka na przełomie marca i kwietnia. Odpadną także delikatne, świeżo wykształcone łuszczynki” – czytamy. To oznacza, że trzeba liczyć się z lokalnymi ubytkami w polach.
I tak to wygląda w praktyce. Przez szalejącą, nieprzewidywalną pogodę cierpią lokalne uprawy. Ceny rodzimych owoców i warzyw będą rosnąć, więc już teraz zapłacimy za katastrofę klimatyczną. A to dopiero początek.
Na Spider's Web piszemy o katastrofie klimatycznej: