REKLAMA

Steve Jobs byłby dziś cancelowany

Dzisiejszy świat wielkich technologii pozbawiony jest wizjonerów takich jak Steve Jobs, Bill Gates, czy nawet Steven Spielberg. Przez to nie tylko w technologiach od lat wieje nudą, ale także na styku technologii i rozrywki, czyli w kinie, muzyce, masowej rozrywce.

09.10.2022 16.12
okulary-apple-glass-steve-jobs
REKLAMA

Przy czym, gdyby Steve Jobs dopiero dziś zaczynał swoją wielką karierę, to byłby masakrycznie cancelowany. I pewnie nie osiągnąłby nic. Już tłumaczę dlaczego.

REKLAMA

Wiem, o czym myślicie - a Elon Musk?

Też przez chwilę myślałem: tak, to jest wizjoner na miarę naszych czasów. Kontrowersyjny, często absolutnie irytujący, aczkolwiek popychający myślenie technologicznego świata do przodu, inspirujący młodych naukowców i inżynierów. Ale ostatnio zdałem sobie sprawę, że nie - to nie jest ktoś na miarę Jobsa, czy nawet Gatesa. Jego sukces jest wypadkową szczęścia, absurdalnie głupiego dziś rynku finansowego, gdzie nie zarabiając nic można być turbo bogatym oraz braku laku, czyli innych wybitnych jednostek na czele firm technologicznych, których świat tak bardzo pożąda. Ostatnie polityczne zaangażowanie Muska dobitnie pokazuje jak jest w gruncie rzeczy ograniczonym człowiekiem.

Chyba wszyscy już rozumiemy, że żadnym wizjonerem popychającym rozwój świata do przodu nie jest też Mark Zuckerberg. Jego sukces można bowiem sprowadzić do jednego wydarzenia: tak, stworzył pierwszy gigantyczny serwis społecznościowy. To tyle, nic więcej. Wszystkie piwoty, projekty, zapowiadane rewolucje Zucka okazywały się klapami, po cichu zamiatanymi pod dywan. Aktualne hiperbolizowanie metaversum na razie wygląda wręcz komicznie, czego jaskrawym przykładem była totalna beka z jakości awatara samego Zuckerberga.

Na czele Apple'a stoi dziś księgowy

Wybitnie sprawny księgowy, który pomnożył wartość spółki założonej przez Jobsa razy trylion, ale jego wizjonerstwo kończy się na seryjnie wypowiadanych słowach: amazing, spectacular, awesome. Na czele Google'a z kolei stoi niezwykle sprawny technokrata, który ponoć najlepiej czuje się za zamkniętymi drzwiami swojego biura. Na czele Microsoftu jest wybitny inżynier, bo udziałowcy giganta z Redmond kilka lat temu zrozumieli, że chyba warto się skupić na inżynieryjnej chmurze aniżeli walce na smartfony i smartwatche z Apple'em. Na czele innych gigantów sam nie wiem, kto stoi. No bo, czy to ważne kto zarządza Twitterem, TikTokiem, Samsungiem, Huaweiem?

Ten marazm wśród osobistości świata tech przekłada się na zastój na rynku masowej rozrywki, który przecież od zawsze blisko był spowinowacony z technologiami. Tam też brakuje wybitnych jednostek, tj Steven Spielberg, Stanley Kubrick, Alfred Hitchcock z jednej strony i tj Bob Iger z drugiej. W rezultacie dostajemy kolejne filmy o facetach biegających w rajtuzach i udawanym młotem w dłoniach, a potem sequele, prequele i spin-offy tychże filmów. W rozrywce filmowej, a także po części telewizyjnej (serialowej) nie było żadnych trzęsień ziemi przełamujących marazm od dawien dawna.

Tam to dopiero dzieją się rzeczy straszne. Za chwilę kolejne nowe samochody będą kompletnie od siebie nierozróżnialne z zewnątrz (dla mnie prawdę mówiąc już są), a wewnątrz będą dokładnie takie same po tym, jak zarządzanie kokpitem przejmą giganci tech.

Nie ma Henry'ego Forda, Enzo Ferrari'ego, Carolla Shelby'ego i nawet Jeremy Clarkson jakby się kończył. No nie ma, nie ma absolutnie nikogo, kto głośnym i wyraźnym głosem pchałby to wszystko w jakąś nową spektakularną stronę. Nawet rewolucja w sposobie organizacji transportu drogowo-miejskiego utknęła na Uberze, a umówmy się - tutaj przydałaby się w końcu porządna rewolucja

Nie ma wizjonerów, bo może być ich nie może

Steve Jobs byłby dziś cancelowany. Był bowiem tyranem, mobberem absolutnym, skurczybykiem do szpiku kości i na dodatek parkował swój samochód na miejscach zarezerwowanych dla osób z niepełnosprawnościami. Taka postawa byłaby dziś z miejsca ukrócona, nikt nie pracowałby dla niego po 18 godzin na dobę, a za słynne zwolnienia w windzie (w Apple'u ponoć do dziś chodzi anegdodata, że gdy spotkałeś w windzie Jobsa to zadawał ci jedno pytanie: co robisz w mojej firmie i dlaczego tak dużo ci płace; rzadko kto wychodził z windy będąc dalej pracownikiem Apple'a) pewnie by z sądów nie wychodził.

Dzisiejszy świat Zachodu przesiąknięty do bólu lewicowymi ideami wspólnotowymi (nie twierdzę wcale, że to źle) chyba nie jest dziś w stanie wydobyć z siebie wybitnych jednostek, którym wybaczano by więcej.

REKLAMA

Może więc kolejny wielki wizjoner świata tech nadejdzie z Azji. Tyle że Chińczycy i Hindusi wciąż muszą odrobić pracę domową z polityki, więc pewnie to jeszcze trochę potrwa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA