Od ikony technologicznej rewolucji do globalnego wroga nr 1. Bill Gates na życiowym zakręcie

Życiową drogę Billa Gatesa można podzielić na okresy przed i po 2000 roku. Symbolem pierwszego jest Microsoft i jego genialny, ale despotyczny szef. Symbolem drugiej jest Gates – myśliciel i filantrop. Dziś te twarze ścierają się ze sobą przed opinią publiczną, a Gates musi mocno przewartościować swoje życie.

11.06.2021 06.04
Bill Gates: Romanse, rozwód i miliardy dolarów. Od ikony do wroga nr 1 na życiowym zakręcie

Samiec unosi się w powietrzu w poszukiwaniu kwitnących pyłków i nektarów. Jego postawa ciała wyraźnie wskazuje: to alfa. Mocno pochylony do przodu tułów i nisko osadzona głowa, jakby miał się zaraz z czymś czołowo zderzyć. Pomarańczowo-czarne barwy nie pozwalają go przeoczyć. Za największe dla niego zagrożenie ocenia się ocieplenie klimatu. Dlatego należy go chronić. Jest wyjątkowy i spotkać go bardzo trudno.

To Eristalis gatesi, czyli mucha bzygowata Billa Gatesa. Patrona ma nie przypadkowego. Gates nie tylko został tak uhonorowany ze względu na swój finansowy wkład w rozwój wiedzy o muchówkach. Ale także, jak mało który miliarder, podkreśla, że to właśnie kryzys klimatyczny jest dziś najpoważniejszą sprawą dotykającą – jak w przypadku Eristalis gatesi – kwestii naszego przetrwania.

Ale założyciel Microsoftu, jak jego mucha, też jest samcem alfa. Choć dziś z dużymi kłopotami, o czym coraz głośniej słychać szczególnie w ostatnich miesiącach. Na ten okres przypadły bowiem dwie sytuacje, które rzuciły cień na jego wysublimowany wizerunek geniusza i jednego z największych filantropów świata. W połowie maja świat obiegła wieść o rozwodzie po 27 latach małżeństwa z Melindą Gates. Przez lata mieli nie tylko – wydawać by się mogło – jeden z najtrwalszych związków w świecie wielkich pieniędzy, ale także prowadzili razem głośną i ważną fundację.

Zaraz po bombie z rozwodem na jaw zaczęły wychodzić niekorzystne dla miliardera historie sprzed lat, po których ustami obecnego prezesa Satyi Nadelli odcięło się od niego nawet jego własne dziecko – Microsoft. A wszystko w trakcie pandemii koronawirusa, którego – jak głoszą coraz bardziej fantastyczne teorie spiskowe – miał wymyślić Gates po to, by potem wszczepiać wszystkim ludziom chipy.

Plakaty ostrzegające przed Billem Gatesem, Warszawa 2020 r. fot. Magdalena Kicińska „Pismo”

Owszem, te fantasmagorie ciężko traktować poważnie, ale i tak ten jeden z najpotężniejszych ludzi świata w ciągu ledwie kilkunastu miesięcy przemienił się z chronionej i występującej tylko w wilgotnych kostarykańskich lasach Elistares gatesi w odganianą ze wstrętem w niemal każdym zakątku świata muchę.

Wizjoner z twardą ręką

Bill Gates nie jest typowym przykładem amerykańskiego snu od zera do milionera. Jego matka pracowała w zarządach Uniwersytetu Waszyngtońskiego i jednego z banków, ojciec zaś był wziętym prawnikiem. W początkowych latach działania firmy syna, rodzice nie raz pomogli w zdobyciu biznesowych kontaktów i kontraktów. Jeśli jednak szukać typowej, „garażowej” historii o start-upie, który podbił świat, to pewnie można by podciągnąć tę z komputerem Altair 8800.

Gates zobaczył go na okładce magazynu „Popular Electronics”. Razem z przyjacielem Paulem Allenem postanowili zaproponować stworzenie interpretera języka programowania BASIC do tego komputera. Gates był wtedy na drugim roku w Harvardzie. Wyzwanie było duże, bo choć obaj mieli już duże sukcesy w kodowaniu (Gates pierwsze pieniądze zarabiał na tym jako 14-latek, o pisanie programów prosiła go własna szkoła i lokalne firmy), to jednak Altair 8800 był pierwszym osobistym komputerem, którego popularność rosła błyskawicznie. Co więcej, Gates rzucił uczelnię, by poświęcić się kodowaniu. Tak zaczęła się historia firmy Microsoft – od microcomputer i software.

Od lewej: młodzi Paul Allen i Bill Gates w 1970 r. fot. Wikimedia

Gdy pięć lat później, w 1980 roku, do Microsoftu zgłosił się potężny IBM z propozycją napisania takiego interpretera do komputera IBM PC, w toku rozmów Gates zaproponował też stworzenie systemu operacyjnego. Tak powstał MS-DOS. To wtedy firma wystrzeliła, a wyglądający bardzo chłopięco, w za dużych okularach, z zarzuconymi na bok włosami Gates stał się jej twarzą i – mimo dużo lepszego startu od większości obywateli – wyobrażeniem amerykańskiego snu nowych technologicznych czasów.

Kolejne kilkanaście lat będzie dla Microsoftu ciągłą drogą w górę. Rozwijany od lat 80. system operacyjny Windows dekadę później stanie się absolutnym liderem rynku, podobnie jak pakiet biurowy Office. Programy Microsoftu będą tak powszechne, bo mając na niemal wszystkich osobistych komputerach świata Windowsa, firma będzie mogła dyktować wszystkim warunki.

– Jego osobowość determinuje to, jaki jest Microsoft – mówił w 1997 roku Nathan Myhrvold, intelektualista, biznesmen i bliski współpracownik Gatesa do dziś. Ale to niekoniecznie musiało oznaczać same pozytywy. W pracy Gates wcale nie był łagodnym, genialnym chłopcem, jakim znały go miliony Amerykanów. – Wprowadził do firmy kulturę konfliktu. On wie, że należy unikać zbędnych uprzejmości, bo to utrudnia dotarcie do sedna sprawy – wspominał w jednym z wywiadów Steve Ballmer, który w Microsofcie był od 1980 roku, a w 2000 r. zastąpił Gatesa na stanowisku dyrektora generalnego, choć to wciąż Gates jako prezes zarządu kierował firmą. Awantury wywoływane przez Gatesa były na porządku dziennym, a wśród ulubionych powiedzonek szefa – do czego sam się przyznaje – było to, gdy na pomysły współpracowników odpowiadał, iż „to najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszał”.

Nie awanturował się jednak non stop. Długie godziny poświęcał na myślenie, analizę, rozmowy i wyciąganie wniosków. Gdy w maju 1995 roku Polska jeszcze otrzepywała się po zmianie ustroju, a komputer był najwyższą formą luksusu, w Stanach Gates napisał do najwyższej kadry Microsoftu kultowy dziś list „Internetowa fala napływowa”. Nazwał w nim internet najważniejszym wynalazkiem człowieka od 1981 roku, gdy IBM stworzył peceta. Wyjaśnił, że połączenie jednego z drugim przy wykorzystaniu sieci komputerowej i innych technologii przyniesie niskokosztową komunikację w biurach i domach na następne dekady. „Internet idzie na czele tych zmian, a jego rozwój w następnych latach zmieni sposób działania całego naszego przemysłu na długie lata. (...) Chcę w tym liście wyraźnie zaznaczyć, że skupienie się na internecie jest krytycznie ważne dla każdej odnogi naszego biznesu” – profetycznie pisał szef Microsoftu.

Naiwny monopolista

To, co Gates widzi już w 1995 roku, doprowadzi do jego późniejszych kłopotów. W końcu bowiem zderzy się z rządową ścianą. To właśnie wtedy zaczyna się okres, który jest najczęściej wypominany Gatesowi, jako początek końca jego wizerunku.

– Microsoft z 2021 roku jest zupełnie inny od Microsoftu z roku 2000. Zarówno dla mnie, jak i dla każdego w naszej firmie – mówił kilkanaście dni temu obecny prezes firmy Satya Nadella. W tamtym czasie faktycznie Gates rządził twardo i niepodzielnie. Nie przypadkiem podaje symbolicznie akurat 2000 rok. Rozgrywały się wtedy nie tylko losy branży technologicznej (czyli słynna giełdowa bańka dotcomów), ale i samej firmy. Od dwóch lat tkwiła ona w środku procesu antymonopolowego, Gates właśnie oddał fotel dyrektora generalnego Steve'owi Ballmerowi i sam bronił Microsoftu na rozprawach. Do samego procesu doszło, bo Gates nie chciał się zatrzymać, aż w końcu zatrzymać postanowił go amerykański rząd.

– Jest darwinistą. Nie szuka sytuacji, w których wszyscy wygrywają, ale sposobów, aby inni przegrali. Dla niego sukces to pokonanie konkurencji, a nie wzbijanie się do doskonałości – mówił wtedy Rob Glaser, jeden z byłych dyrektorów Microsoftu.

Sposób na walkę z konkurencją Gates miał prosty. Microsoft posiadał dzięki Windowsowi 98 proc. rynku systemów operacyjnych, a kolejnym produktem, którym miał podbić rynek, była przeglądarka Internet Explorer. Gates przekonany, że internet to przyszłość, chciał stworzyć własną sieć internetową. W tamtym czasie internet dopiero powstawał, rodziły się pierwsze poważne witryny, wokół których skupieni byli wszyscy internauci. W Stanach topowym portalem informacyjnym był AOL – AmericaOnline, zaś wśród przeglądarek wybijał się Netscape.

Bill Gates przed komisja antymonopolową, 1998 r., fot. Rob Crandall / Shutterstock.com

Dzięki dominacji na rynku systemów operacyjnych, Gates postanowił zamknąć do nich drogę konkurencji. Doprowadził do takich umów z producentami komputerów, dzięki którym Internet Explorer był na nich fabrycznie instalowany. Co więcej, konkurencyjną przeglądarkę – Netscape'a – bardzo trudno było zainstalować. Nie chodziło tylko o ściągnięcie pliku z sieci, sama instalacja była ręczna, a do tego system wyświetlał błędy i spowalniał pracę. To miało skutecznie przekonywać użytkowników do porzucenia starań o Netscape'a i korzystania z Internet Explorera. Aby z kolei walczyć z AOL, Gates stworzył MSN.com – wyszukiwarkę i portal informacyjny w jednym. Oczywiście gdy użytkownik komputera z Windowsem włączał przeglądarkę, ukazywała mu się strona MSN.

Między innymi te zarzuty stały się w 1998 roku podstawą całej sprawy antymonopolowej. Sam Gates przez trzy dni zeznań tak często odpowiadał, że czegoś nie pamięta, iż śmiać się z tego zaczął nawet sędzia prowadzący rozprawę. Nie wychodzą też tłumaczenia, jakoby Netscape'a dało się łatwo na Windowsie zainstalować. Nagrany przez Microsoft film, który ma temu dowodzić, okazuje się tanim wideomontażem. W odpowiedzi śledczy nagrywają taki sam, ale bez cięć i prawda wychodzi na jaw: instalacja Netscape'a na Windowsie to dla użytkownika droga przez mękę. W końcu Microsoft zostaje uznany winnym zarzutów i ma zostać podzielony na dwie firmy.

Bill Gates zeznający przed rządową komisją ds. antymonopolowych

Gates odwołuje się od wyroku, tłumacząc, że o monopolu nie można mówić w przypadku technologii, które tak szybko się zmieniają i dynamicznie wpływają na sytuację rynkową. Sprawa ciągnie się więc do 2003 roku i kończy ugodą. Po długich analizach i negocjacjach Microsoft ułatwia instalowanie konkurencyjnych programów i ostatecznie nie musi dzielić swego majątku.

Dziś może to dziwić, zwłaszcza że to, co wówczas robił Microsoft, jest obecnie na porządku dziennym. Najlepszym przykładem jest Apple, który tkwi w niemal totalnie zamkniętym ekosystemie, dopuszczając do niego tylko wybrane oprogramowanie. Od kilku miesięcy toczy się sądowa batalia między Apple a Epic Games, twórcami gry Fortnite, którzy stworzyli własny system płatności. Apple wyrzucił więc grę ze swojego sklepu, nie mogąc samemu zarabiać na prowizjach.

Google, którego system Android jest na 62 proc. telefonów świata, ma dzięki temu potężne źródło danych. Owszem, można zainstalować, co się chce – ale tylko z oficjalnego sklepu Google. Zazwyczaj też na dzień dobry Android ma wgrany zestaw aplikacji Google'a – wyszukiwarkę, przeglądarkę, pocztę, mapy, YouTube itd.

Kolejne potęgi wyrosły w social mediach: potężny Facebook ma nie mniej potężne Messengera, Instagrama i Whatsappa. Od miesięcy jest oskarżany o złamanie obietnicy, iż nie będzie łączył danych użytkowników tych poszczególnych platform.

– Byłem naiwny – mówi miliarder, pytany o tamtą sprawę antymonopolową w serialu Netfliksa „W głowie Billa Gatesa” z 2019 roku. Wbrew pozorom jednak dla samej firmy przyniosła wiele dobrego. Dziś to Microsoft i jego pracownicy są wzorem i doradcami przy sprawach antymonopolowych, które co jakiś czas prowadzone są przeciw kolejnym gigantom. Dziś to inni muszą się tłumaczyć.

Cichy podrywacz

Gdy w 2000 roku razem z żoną zaczynają intensywniej rozwijać założoną kilka lat wcześniej Fundację Melindy i Billa Gatesów, jeszcze nic nie wskazuje na to, co się zdarzy w kolejnych latach. Miliarder deklaruje, że chce więcej pieniędzy przeznaczać na dobroczynność, ale dalej kieruje firmą. Spotkania ze współpracownikami, partnerami czy prasą w imieniu fundacji odbywa Melinda. Na konto organizacji wpływają na początek dwa miliardy dolarów, a jednym z jej kluczowych projektów jest Światowy Program Zdrowia obejmujący m.in. badania nad wirusem HIV i programy szczepienia, w tym kluczowy – przeciw polio.

Fundacja Billa i Melindy Gates, fot. FocusFantastic / Shutterstock

W tym samym czasie Bill nawiązuje w pracy romans, który ma trwać kilka lat. Innej kobiecie – także pracowniczce Microsoftu – w 2006 roku ma wysłać maila po prowadzonej przez niej prezentacji. W wiadomości proponuje kolację, ale dodaje: „Jeśli czujesz się przez to niekomfortowo, po prostu udawaj, że nie było tego maila”. W podobnym okresie kolacje ma proponować także pracowniczce Fundacji Melindy i Billa Gatesów.

Zresztą kilka pracownic fundacji opowiedziało „New York Timesowi”, że nie czuło się dobrze, pracując w towarzystwie Gatesa. Miał je nachodzić i zacierać granice między sprawami zawodowymi a prywatnymi. Przy okazji miał też nieraz nieprzychylnie wypowiadać się na spotkaniach służbowych na temat swojej żony i poniżać ją w obecności innych.

Te historie poznajemy dopiero w ostatnich tygodniach. Wychodzą na jaw, bo Gatesowie się rozwodzą. „Po długich przemyśleniach i ciężkiej pracy nad naszym związkiem podjęliśmy decyzję o zakończeniu małżeństwa. Przez te 27 lat wychowaliśmy troje niesamowitych dzieci i zbudowaliśmy fundację, która na całym świecie umożliwia ludziom prowadzenie zdrowego i produktywnego życia. Podzielamy wiarę w tę misję i będziemy kontynuować współpracę przy fundacji. Ale jesteśmy przekonani, że nie możemy już rozwijać się jako para w kolejnych etapach życia” – piszą Melinda i Bill we wspólnym oświadczeniu 3 maja tego roku.

Prawnicy podsuwają więc rozmaite papiery amerykańskim mediom, by te nagłaśniały sprawy i tym samym rzucały cień na jedną lub drugą stronę sprawy. Nikt jednak nie potwierdza, że to podrywy i dawny romans Billa są powodem złożenia pozwu rozwodowego przez Melindę.

Wiadomo za to, że w sprawie wieloletniego romansu Gatesa za czasów pracy w Microsofcie, zarząd firmy wynajął zewnętrzną kancelarię prawniczą. To, co odkrywali prawnicy, miało skłaniać część członków zarządu do konkluzji, iż Gates nie powinien już wśród nich zasiadać. Sam miliarder faktycznie zrezygnował z funkcji jeszcze w trakcie trwania dochodzenia. Jego rzecznik zaprzeczył jednak, by oba fakty miały ze sobą coś wspólnego. – Chodzi o poświęcenie jeszcze więcej czasu na filantropię – stwierdził, ale i enigmatycznie dodał, że „sprawa romansu sprzed 20 lat zakończyła się polubownie”.

Jest też jeszcze jeden wątek biografii Gatesa, który prasa wiąże teraz z rozwodem. Znajomość z jednym z najgłośniejszych amerykańskich skandalistów ostatnich lat, czyli niesławnym Jeffreyem Epsteinem. Ten finansista i multimilioner przez lata sprowadzał do swych posiadłości nieletnie dziewczyny, molestował je, gwałcił i urządzał dzikie seks-party dla najmożniejszych tego świata. Pierwszy raz Gates i Esptein spotkali się w pewien styczniowy wieczór 2011 roku w apartamencie tego drugiego na Manhattanie. Od godz. 20 przesiedzieli kilka długich godzin, m.in. z Evą Anderson, bizneswomen, byłą miss Szwecji i kochanką Epsteina oraz jej 15-letnią córką. Po spotkaniu Gates – bliżej niesprecyzowanym mimo śledztwa „The New York Times” – kolegom wspominał inteligencję i urok Epsteina oraz dodawał, że dołączyły do nich „bardzo atrakcyjna Szwedka z córką” i został w apartamencie do późna.

Melinda i Bill Gates, fot. Kjetil Ree / Wikimedia Commons

Co ważne, Gates poznał się z Epsteinem trzy lata po tym, jak został on skazany za przestępstwa seksualne na 13 miesięcy więzienia. Sam ten wyrok był co najmniej kontrowersyjny, bo pierwotnie miliarderowi groziło 45 lat odsiadki. Nie ma jednoznacznych dowodów na to, że Gates brał udział w jakichkolwiek seks-schadzkach organizowanych przez Epsteina. Faktem jest jednak, że cała sprawa wokół tego skandalisty jest owiana wieloma tajemnicami. W seks-imprezach mieli bowiem uczestniczyć miliarderzy, celebryci, a nawet monarchowie. W takim gronie podejrzanych śledczym trudno jest i będzie dotrzeć do całej prawdy. Sam Gates tłumaczył, że Epsteina znał i tego żałuje, ale wspomniane spotkanie – jak i kolejne – krążyło głównie wokół ewentualnego wejścia Epsteina w działalność dobroczynną. Epstein jednak nie stał się filantropem. Nie doczekał się też ostatecznie wyroku. Popełnił samobójstwo w areszcie w sierpniu 2019 roku. Zaledwie miesiąc po tym, jak prokuratura postawiła mu zarzuty gwałtów i zmuszania do prostytucji nieletnich. We wspomnianym serialu Netfliksa w pewnym momencie dziennikarz pyta:

– Czy Melinda wytyka ci, gdy coś spieprzysz?
– W wielu przypadkach tak.
– Nie we wszystkich? – dopytuje dziennikarz.
– Mam nadzieję, że o wszystkim nie wie. Nie no, żartuję...

Największy filantrop

W tym wszystkim ginie faktyczna działalność charytatywna tego jednego z najbogatszych ludzi świata. Istniejąca od 1994 Fundacja Melindy i Billa Gatesów jest dziś największą organizacją charytatywną na globie. To potężna machina skupiona na wielu projektach na raz i zatrudniająca setki osób. Sami Gatesowie do końca zeszłego roku przeznaczyli na jej działalność 36 miliardów dolarów. To czyni ich – zaraz po Warrenie Buffecie – drugimi największymi filantropami świata. Zresztą ten legendarny już multimiliarder to wieloletni przyjaciel Gatesa, który wiele lat temu namówił go na rozpoczęcie działalności charytatywnej.

Od 15 lat Buffett wspiera też fundację Gatesów, będąc jej dożywotnim darczyńcą. Miliarder przekazuje do fundacji akcje swojego holdingu Berkshire Hathaway, które w sumie stanowią już aż 45 proc. portfela inwestycyjnego fundacji. Łącznie w momentach darowizn akcje Buffetta przekazane fundacji Gatesów warte są do tej pory 31 mld dol. – a to dopiero początek. Sam Buffett do końca życia – i po śmierci – ma przekazać na cele charytatywne 80 proc. swojego majątku, którego wartość dziś wynosi 80 mld dol. A jakby tego było mało, to wśród posiadanych przez fundację akcji znajdują się też papiery Walmartu, Caterpillar czy Waste Management.

W sumie przez wszystkie lata działalności fundacja przekazała na cele związane z ochroną zdrowia ponad 50 miliardów dolarów. Kolejne miliardy inwestowała w edukację i walkę z ubóstwem. Sukcesywnymi akcjami szczepień szczególnie w Afryce doprowadziła do tego, że ze świata niemal zanikł wirus polio powodujący chorobę Heinego-Medina. Najtrudniej było zwalczyć go w Nigerii, gdzie grasująca po kraju organizacja Boko Haram skutecznie zwalczała program szczepień Gatesa i bez skrupułów zabijała biorących w nim udział wolontariuszy. Jednak po latach walki i wydanych setkach milionów dolarów z globalnej choroby, która jeszcze w latach 90. doprowadzała rocznie do sparaliżowania 200-300 tysięcy ludzi, w 2019 roku przeobraziła się w tragiczną, ale bardzo rzadką anomalię zdrowotną. W 2019 r. na całym świecie doszło zaledwie do 125 przypadków zakażenia wirusem polio.

To prawdopodobnie największy sukces Gatesa jako filantropa i dokonanie, za które faktycznie świat winien mu wdzięczność.

Paranoik na zakręcie

Gates doskonale wie, że wirusy biologiczne mogą równie mocno jak te komputerowe zaszkodzić globalnemu społeczeństwu. Przestrzegał przed tym już w 2015 roku roku na konferencji TEDx. – Jeśli coś zabije ponad 10 milionów ludzi w ciągu najbliższych dekad, najprawdopodobniej będzie to wysoce zakaźny wirus, a nie wojna. Nie pociski, ale mikroby. Częściową przyczyną są ogromne inwestycje w nuklearne straszaki przy znikomych nakładach na powstrzymanie epidemii. Nie jesteśmy gotowi na kolejną epidemię – mówił, wyświetlając jednocześnie graficzny schemat wirusa. Potem podał przykład wirusa ebola i ostrzegał, że świat powinien inwestować w epidemiologów, a nie w broń jądrową. – Nie jesteśmy gotowi na następną pandemię – podkreślał.

Kiedy na przełomie 2019 i 2020 roku wybucha epidemia koronawirusa, Gates mógł z niesmakiem rzec: „A nie mówiłem”. Zamiast tego szybko skierował dużą część środków na badania i walkę z COVID-19. W sumie jego fundacja przeznaczyła na te cele 1,75 miliarda dolarów.

Paradoksalnie właśnie to przekonanie o niebezpieczeństwie epidemii doprowadziło do tego, że Gates stał się symbolem wielkiego spisku. Szkoda serwerów czy papieru – gdyby ktoś chciał drukować ten artykuł – na przedstawianie tu w szerszej perspektywie poglądów i przekonań ludzi wierzących w płaską ziemię, globalny spisek miliarderów i Billa Gatesa, który za pomocą szczepionek aplikuje wszystkim chipy i będzie mógł sterować każdym człowiekiem na Ziemi.

Protest przeciwko Billowi Gatesowi, fot. Jessica Girvan / Shutterstock.com

Faktem jest jednak, że Gates, obecnie czwarty najbogatszy człowiek świata z majątkiem wycenianym przez „Forbesa” na 124 mld dol., ma dziś kłopoty na każdym froncie. Dwa okresy jego życia – jako prezesa Microsoftu i jako wielkiego filantropa – zlały się i zaburzyły jasny obraz. Podlane coraz nowszymi wątkami wychodzącymi przy okazji rozwodu z Melindą i wszędobylskimi bzdurami o chipach i kontroli nad światem, stawiają go w sytuacji, w jakiej prawdopodobnie nigdy jeszcze się nie znalazł. Wyklęty przez Microsoft, odrzucony przez Melindę i znienawidzony ludzi, dla których jest symbolem spisku naukowców i miliarderów czeka na sprawę rozwodową i podział majątku.

Być może Gates nie czuje się wcale najgorzej w tej sytuacji. Prawdopodobnie jest nawet do niej przyzwyczajony. – Chaos! Śmieję się, bo nie chciałabym być w jego mózgu. Zawsze dużo się tam dzieje – mówiła Melinda w serialu Netfliksa sprzed dwóch lat. Ten chaos zawsze doprowadzał Billa Gatesa do zwycięstwa. Tym razem może być podobnie, bo – jak sam od lat powtarza jako swoje motto i jednocześnie hasło motywacyjne – „tylko paranoicy przetrwają”.

Zdjęcie główne, ilustracja thongyhod / Shutterstock.