Czemu gracze nagle skąpią grosza? Widzę 5 powodów
Branża gier po raz pierwszy od dekad spowolniła. Gracze wydają mniej pieniędzy niż przed rokiem, ceny towarów poszybowały, a koszty produkcji są większe niż kiedykolwiek. Istotne powody zmniejszonego zafascynowania grami wychodzą jednak daleko poza makroekonomię.
Miarodajne oznaki spowolnienia w branży gier zobaczyliśmy kilka tygodni temu, analizując wyniki Xboksa oraz PlayStation za pierwszy kwartał 2022 roku. Wiadomo, że jest źle. Pozostawało pytanie: jak bardzo?
Dane z całego rynku nie pozostawiają złudzeń: gracze wydają na gry aż 13 proc. mniej niż rok temu.
Spadek o 13 proc. dotyczy całego sektora w Stanach Zjednoczonych, opierając się na najnowszym raporcie NPD. Rynek gier skurczył się w USA o 1,8 miliarda dolarów względem pierwszego kwartału 2021 roku, z graczami wydającymi łącznie 12,3 miliarda dolarów w ciągu trzech analizowanych miesięcy.
Sony odnotowało kwartalny spadek sprzedaży gier o 2 proc. względem analogicznego okresu z ubiegłego roku. Znacznie gorsze osłabienie odczuł Microsoft. Na konsolach Xbox spadek sprzedaży za pierwszy kwartał 2022 roku wynosi 7 proc. Na ten moment wciąż nie wiadomo, jak wygląda sytuacja z Nintendo - rynkowym liderem, który zabezpieczył świetny katalog gier na wyłączność oraz zachowuje wysoką dynamikę podaży.
Dlaczego gracze kupują mniej gier? Powodów jest wiele. Część oczywista, część znacznie mniej:
Powód 1: Inflacyjne oszczędności (duuuh).
Światowa inflacja sięgająca kilkunastu procent idealnie pokrywa się ze spadkiem sprzedaży gier w USA o 13 proc. Wcześniej, nawet w dobie wielkich kryzysów jak pandemia koronawirusa, nie oszczędzaliśmy na grach. Dopiero inflacja spowodowała, że zaczęliśmy racjonalizować i optymalizować nasze budżety z uwzględnieniem tej kategorii dóbr.
Powód 2: Gry nie są już tak dobre jak kiedyś? Może to my stetryczeliśmy?
Call of Duty notuje najniższą aktywność od wielu lat. Najnowszy Battlefield 2042 okazał się wielkim niewypałem. Cyberpunk 2077 nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Wiele kluczowych marek branży gier AAA przestało stawać na wysokości zadania. Serie, które były utożsamiane ze świetną zabawą oraz wysoką jakością, zamieniają się w niedopracowane potworki Frankensteina, przy których artystyczna wizja musi ustąpić miejsca wyliczeniom z Excela. To może zniechęcać do zakupu.
Równocześnie nie brakuje gier wybitnych. W ciągu kilku ostatnich miesięcy dostaliśmy takie wspaniałe dzieła jak Elden Ring, Monster Hunter Rise Sunbreak, Xenoblade Chronicles 3, Horizon Forbidden West, Total War: Warhammer 3, Gran Turismo 7 czy Stray. Analizując jednak działania wielkich wydawców takich jak EA czy Ubisoft, nawet ich najwięksi fani czują się rozczarowani.
Degrengolada mikro-transakcji, utrudniony proces twórczy ze względu na pandemię i pracę zdalną, wysokie koszty produkcji, coraz większa chciwość wydawców, gigantyczna rotacja specjalistów, niska kultura pracy. To wszystko czynniki sprawiające, że współczesne gry mogą wydawać się gorsze od poprzedników sprzed kilku i kilkunastu lat. Nie należę do grona osób marudzących na jakość współczesnych gier, ale doskonale rozumiem wszystkich tych, którzy czują się rozczarowani poziomem realizacji.
Powód 3: Rosnące ceny gier są zasadne, ale nie było gorszego momentu na ich wprowadzenie.
Pisałem, piszę i nadal będę pisał, że ceny gier wideo musiały wzrosnąć. Zamrożona stawka 60 dolarów za pełną produkcję, niezmienna w USA od lat 90, kompletnie nie przystawała do nowej siły dolara oraz drastycznie rosnących kosztów produkcji. Niestety, podwyższenie ceny pudełkowej gry AAA do 70 dolarów odbyło się w najgorszym możliwym momencie.
Fakt, że musimy płacić za nowe gry konsolowe po 339 złotych, gdy w sklepach szaleje inflacja, a wartość złotówki spada na łeb i szyję, przekłada się na nasze decyzje zakupowe. Dłużej analizujemy każdy zakup, a także mamy wyższe oczekiwania wobec otrzymywanego w zamian towaru. Stajemy się bardziej krytyczni, co wzmacnia wcześniej wymieniony powód powiązany z jakością gier.
Powód 4: Część z nas przyzwyczaiła się do grania za darmo.
Gdy rozmawiam z dziećmi moich przyjaciół, zakup gry coraz częściej wydaje się im czymś stosunkowo abstrakcyjnym, a przynajmniej niepotrzebnym. Wiele ich ulubionych produkcji jest kompletnie darmowa. Fortnite, Garena Free Fire, Genshin Impact, Call of Duty Warzone, Roblox, League of Legends - do wszystkich tytułów mają dostęp bezkosztowo, z opcjonalnymi mikro-transakcjami schowanymi wewnątrz produkcji.
Na rynek tłumnie wchodzą nastolatkowie przyzwyczajeni do grania w modelu Free2Play. To osoby nieprzywykłe do kupowania gier za znaczną część oszczędności, niezależnie jak dobre by one nie były. Nie zmieni tego nawet The Last of Us Part III.
Powód 5: Dzisiaj o graczy walczy więcej podmiotów niż kiedykolwiek wcześniej
Nie jest przypadkiem, że prezes Netfliksa wskazuje wydawców gier wideo jako swoich największych rywali. Współcześnie trwa zaciekła walka nie tylko o pieniądze, ale również czas klienta. Dawniej gracz stroniący od kina i znudzony ofertą linearnej telewizji z lubością zanurzał się w wirtualnym świecie gry. Dzisiaj o jego uwagę walczą dziesiątki platform VOD z filmami, serialami, e-bookami, podcastami oraz muzyką.
Rywale spoza sektora gier robią, co mogą, by przyciągnąć uwagę graczy. Nie bez powodu oferta platformy Netflix obejmuje tak wiele marek na licencji gier. Cyberpunk 2077, Castlevania, Resident Evil, Dragon's Dogma, Wiedźmin - to wszystko projekty mające oderwać nas od gier, chociaż na licencji tychże. Ironic, jakby to powiedział kanclerz Palpatine.