REKLAMA

Nowa Lumia - WP8 po rozgrzewce?

08.09.2012 22.22
Nowa Lumia – WP8 po rozgrzewce?
REKLAMA
REKLAMA

Kiedy podczas tegorocznych prezentacji produktów na IFA w Berlinie Samsung przedstawił model smartfona z Windows Phone 8 na pokładzie, w społecznościówkach pojawiły się niemal natychmiast komentarze przedstawicieli Nokii głoszące, że to, co zobaczyliśmy to dopiero rozgrzewka. Właściwy flagowiec z nową wersją mobilnego systemu operacyjnego miał dopiero nadejść. Zgodnie z zapowiedziami Nokia ogłosiła kolejną generację serii Lumia kilka dni później i biorąc pod uwagę, iż na konferencji prasowej znalazły się takie osoby jak Joe Belfiore czy Steve Ballmer, faktycznie można było odnieść wrażenie, że Lumia to synonim WP8. Tym samym misja Finów ustawienia dzieła Microsoftu w jednym szeregu z propozycjami od Apple i Google zdaje się być usankcjonowana. Tymczasem losy tej platformy nie przestają mnie fascynować. Jest to historia paradoksalna: najwspanialszy pomysł na system mobilny, zderzył się w tym przypadku z najbardziej karkołomną serią źle podjętych decyzji wdrożeniowych.

Jeżeli czytaliście moje poprzednie teksty, mój osobisty stosunek do WP8 jest oczywisty. Nie zmienia to faktu, że nie raz byłem wręcz oburzony jak nieudolnie system prezentowany jest światu. Do dzisiaj zdecydowana większość potencjalnych nabywców, jeżeli nawet słyszało o istnieniu tej alternatywy, to i tak nic praktycznie o niej nie wie. Mój przyjaciel swego czasu dopytywał mnie jaki telefon powinien sobie sprawić przy okazji przedłużania umowy z operatorem, a chciał zaopatrzyć się w coś bardziej nowoczesnego. Odpowiedziałem, że powinien poświęcić chwilę na zabawę z iPhone 4S, Galaxy S II (trójki wtedy jeszcze nie było) oraz sprawdzić Lumię 800 (z Lumią 900 było podobnie) i zdecydować się na ten, którego obsługa i funkcje najbardziej przypadną mu do gustu. Zadzwonił do mnie później z informacją, że zdecydował się na Galaxy. Na pytanie, które zadałem z czystej ciekawości, jak ocenił doświadczenie z Lumią, odparł, że system nawet mu się podobał, ale telefon miał jeden rdzeń, więc stwierdził, że jest słabo. Ta sytuacja to dobry przykład fundamentalnej nieznajomości zasad działania tej platformy, a także nabierania zwykłych ludzi na marketingowy bełkot, że wielordzeniowość procesora gwarantuje z automatu lepszy sprzęt.

O Windows Phone dowiedziałem się niemal od samego początku istnienia tego systemu, z ust Paula Thurrott. Początki były bardzo trudne, niemal traumatyczne, dla wszystkich wczesnych fanów produktu z Redmond. Platforma w wersji 7 cierpiała na wiele chorób wieku dziecięcego i braki w implementacji tak podstawowych funkcji, jak chociażby schowek systemowy, były frustrujące. Na domiar złego pierwsza większa aktualizacja, w postaci słynnego już dzisiaj NoDo, nadchodziła w iście żółwim tempie. Sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta, gdy okazało się, iż Microsoft nie ma bladego pojęcia jak sprawnie wprowadzić tę nowość na, poniżająco nieliczną przecież, liczbę urządzeń kontrolowanych przez system. To niewątpliwie niekorzystne wrażenie zatarło się nieco, gdy gigant przeprowadził spektakularną akcję aktualizacji do wersji 7.5. Był to pierwszy wielki sukces zaliczony na koncie młodej produkcji. Cóż z tego, jeżeli w tym roku Microsoft zabił wszelki entuzjazm wśród wielu z wciąż mało imponującej, rachitycznej liczby pierwszych zwolenników? Oto gigant, który chcąc zaistnieć na rynku smartfonów nie może pozwolić sobie na nawet najmniejszy błąd, beztrosko stwierdza, iż pozostawia wszystkich dotychczasowych użytkowników na lodzie, nie zamierzając udostępnić im systemu w wersji 8! Przepraszam, ale takie rzeczy możliwe są do przełknięcia jeżeli grono użytkowników jest jeszcze niewielkie, ale zdążyło już zapałać miłością do systemu, a Microsoft nie poradził sobie dotychczas nawet ze wczesnym stadium zaszczepienia świadomości istnienia czegoś takiego jak Windows Phone w ogólnej świadomości konsumentów. Poza tym czy ci, którzy słyszeli już o systemie i wstępnie byli zainteresowani przesiadką, po takiej informacji chwycą za portfele i rzucą się do salonów? Jak mają się czuć ci, którzy zakupili już telefony i mają świadomość, że to, co jest na nich zainstalowane już jest w czarnej pupie technologicznego lamusa? Mogą liczyć jedynie na jakieś ochłapy na otarcie łez. Jesteś deweloperem oprogramowania i chciałbyś napisać parę aplikacji dla nowej odsłony, albo sprawdzić przynajmniej co będzie możliwe do wykonania? Wybacz, ale SDK nie będzie dla ciebie udostępnione do czasu premiery samego systemu, czyli najprawdopodobniej do 29 października!

W tej atmosferze światło dzienne ujrzały najnowsze dzieci projektantów z Espoo – Lumia 820 i Lumia 920. Wzornictwo jest znakomite. Oryginalne, a przy tym już po pierwszym bezpośrednim kontakcie uświadamiające, że jest to sprzęt z najwyższej półki. W swej kolorystyce wykorzystuje coś, co nazywam „złotym kontrastem”, czyli takim, który zawsze dobrze się będzie prezentował, niezależnie od kontekstu: czerń/żółć, czerń/czerwień, biel/czerwień itd. Jo Harlow zuchwale określiła dziewięćset dwudziestkę mianem „najbardziej innowacyjnego smartfonu świata”, chociaż to gruba przesada. Zresztą, pamiętacie jeszcze kampanię reklamową Lumii 900? Koniec z produktami testowymi? Skończyło się tym, że w przeciągu paru zaledwie tygodni Nokia udostępniła dwie znaczące aktualizacje poprawiające błędy w zarządzaniu energią i utrzymaniu łączności. Wracając jednak do następnej generacji, owszem pod względem wyposażenia nie jest źle, bo jest bardzo dobrej jakości aparat, jest możliwość ładowania indukcyjnego, jest LTE, jest NFC, są świetne autorskie aplikacje, w osiemset dwudziestce jest wsparcie dla kart pamięci, ale powiedziałbym raczej, że jest to smartfon po prostu na miarę swoich czasów. Co z tego? Abstrahując od zaliczonej ostatnio przez Finów, bolesnej w skutkach marketingowej wpadki z oszukiwaniem na jakości zdjęć i filmów w roli głównej, potencjalni odbiorcy i tak już są bardzo podzieleni. Albo nie wiedzą, co to jest ten cały Windows Phone, albo swoje już słyszeli i nie mają zaufania do producenta oprogramowania. Czy Nokia ma szanse poradzić sobie ze swoimi bieżącymi problemami stawiając tak wiele na system operacyjny napisany przez geniuszy, a wprowadzony przez marketingowych dyletantów? Rynek już zareagował i akcje Nokii, chociaż już relatywnie tanie, spadły o kolejnych kilkanaście procent.

Na dziś odpowiedź jest dość dramatyczna. Jeżeli Windows Phone miałby odegrać znaczącą rolę na rynku, to tylko dzięki Nokii. Nie widzę żadnego innego producenta, który stworzyłby coś, co tak dopełnia ten system w kwestii sprzętowej. Najnowsza historia Nokii jest tak samo fascynująca i dziwna, jak historia Windows Phone. Jest to dobrana para, a najciekawsze jest to, że od początku tego partnerstwa, wciąż nie można stwierdzić jednoznacznie czy jest to już koniec marzenia, czy dopiero początek ekspansji. Nokia musi sobie poradzić, musi zdołać zarazić entuzjazmem całą rzeszę nowych użytkowników. W przeciwnym razie platformę Microsoftu czeka marna marginalizacja, do czasu, gdy zostanie ostatecznie uśmiercona jako niewypał, jak Zune HD.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA