Listy docierają po 2 tygodniach albo wcale. Polacy czekają na listonosza, a on nie przychodzi
Problemy Poczty Polskiej nie ustają – mieszkańcy skarżą się na niedostarczone przesyłki. Kiedy w końcu list trafia do adresata, informuje o zdarzeniu, które zdążyło się dawno odbyć.

O niedostarczonych przesyłkach w Poznaniu informuje serwis epoznan.pl. Na jednej z osiedlowych grupek mieszkanka zapytała, co należy zrobić, gdy nie dochodzą listy oraz rachunki. Skomentowała to osoba przedstawiająca się jako była listonoszka. Zwróciła uwagę na kłopoty państwowej spółki. Wielu pracowników zostało zwolnionych, ale część sama rezygnuje z pracy.
- Jeden listonosz nieraz ma 3 rejony, a listy wiszą nawet parę dni. Nie ma kto tego roznosić. Tym bardziej że listonosze są teraz zajęci rozwożeniem paczek na święta i wypłacaniem zwrotów za podatki – wyjaśniła.
Inna mieszkanka poznańskiej Wildy opisała podobną sytuację. Z jej relacji wynika, że listonoszy w rejonie brakuje, ale nowa osoba jest już przyuczana do zawodu. Tyle że taki proces trwa, stąd kumulujące się zaległości.
- [Listonoszka – dop. red.] zapytana o zaległe listy, odpowiedziała, że nie może nic na to poradzić oraz że to nie ich wina. Poradziła, aby szukać listów na głównej poczcie – dodała.
Narzekania znajdziemy w komentarzach pod wpisami oficjalnego profilu Poczty Polskiej na Facebooku
W Zielonej Górze list informujący o terminie komisji ds. Orzekania... został doręczony dwa tygodnie po wyznaczonym przez komisję terminie, czyli miesiąc po nadaniu. Listy są chowane przed wizytą dyrektora, by nie widział zaległości, i tak się jakoś kręci. Pracownicy nie dają rady – opisuje problem mieszkanka.
„List polecony priorytetowy idzie ponad tydzień” – skarży się inna użytkowniczka. W komentarzach osoby piszą też o olbrzymich kolejkach w punktach. Chcą odebrać – lub odnaleźć – przesyłki, ale nierzadko otwarte jest tylko jedno okienko. „To co się dzieje teraz na pocztach to paraliż placówek” – stwierdzała komentująca.
Problem dotyczy też mniejszych miejscowości. Portal gminablachownia.pl sugerował, że niedostarczone przesyłki w regionie to również efekt zwolnień. „Z pracą pożegnali się jeden listonosz i ‘pani z okienka’” – można było przeczytać na początku kwietnia. Wówczas zwiastowano też kolejne odejścia z lokalnego punktu pocztowego.
Kryzysową sytuację związkowcy przewidzieli na początku roku
W rozmowie z katowicką „Solidarnością” Wiesław Królikowski, wiceprzewodniczący związku w Poczcie Polskiej i szef koszalińskich struktur „S”, już w lutym przyznawał, że są w Polsce miejsca, gdzie poczta nie jest w stanie obsłużyć klientów. W małych miejscowościach listonosz przychodzi tylko raz w tygodniu.
- Od początku lutego tego roku, z powodu braku listonoszy oraz zwiększonej liczby nadawanych listów poleconych po prostu nie dajemy rady – mówił katowickiej „Wyborczej” jeden z listonoszy. W lutym tylko jednego dnia nie dostarczono 33 tys. przesyłek.
W marcu Poczta Polska poinformowała o zakończeniu programu dobrowolnych odejść. W opublikowanym komunikacie mogliśmy przeczytać, że od listopada 2024 r. do końca lutego 2025 r. w wyniku dwóch procesów Programu Dobrowolnych Odejść i naturalnych odejść np. na emeryturę stan zatrudnienia zmniejszył się "o niecałe 6,3 tys. osób i wynosi obecnie nieco ponad 51,6 tys. pracowników".
Może listonoszy brakuje, ale przynajmniej w odnowionych placówkach znalazło się miejsce na nową funkcję - frontmana, czyli osoby, która "aktywnie wspiera klientów w zakupach, polecając produkty z oferty handlowej oraz pomagając w odnalezieniu poszukiwanych artykułów". Listy? Oj tam, oj tam, ważne, że teraz placówki nie są już "memicznymi bazarkami", a nowoczesnymi sklepami.
Czytaj też:
Zdjęcie główne: Longfin Media / Shutterstock