REKLAMA

Pół roku nie dotykałem konsoli, bo grałem w karty. Niczego nie żałuję

Pod moim telewizorem stoją trzy konsole, ale przez pół roku dotykałem je w zasadzie tylko wtedy, gdy wymagała tego ode mnie moja praca. Zamiast tego w wolnym czasie czas spędzałem przy grach karcianych, planszowych i papierowych RPG-ach. Z perspektywy czasu nie czuję, żeby coś mnie ominęło. Wystarczy rzucić okiem na premiery z ostatnich miesięcy.

gry planszowe karty zamiast konsol ps5 xbox series x nintendo switch
REKLAMA

Gry wideo od zawsze były częścią mojego życia. Jako mały szkrab biłem maczugą po głowie dinozaury, trzymając w ręku kontroler od Pegasusa, a w podstawówce na potęgę łapałem Pokemony na Gameboyu i szlifowałem język angielski, tłumacząc dialogi w Falloucie z użyciem papierowego słownika. Nauczyłem się też systemu szesnastkowego, żeby edytować save’y i sam pisałem proste przygodówki w Basicu.

REKLAMA

Czytaj inne nasze powiązane tematycznie teksty:

Pomijając konsole od Nintendo, lub te jedynie klonujące japońską technologię, moje doświadczenie przez lata ograniczało się do pecetów. Dopiero po wyprowadzce z domu rodzinnego postanowiłem sprawdzić, czy trawa faktycznie jest bardziej zielona u sąsiadów. Po premierze sprzętów kolejnej generacji sprawiłem sobie używane PS3 i używanego Xboksa 360, żeby sprawdzić te wszystkie exclusive’y.

Potem poszło z górki, a dziś po moją szafką RTV stoją najnowszy Nintendo Switch, Xbox Series X kupiony na premierę oraz PS5 Pro, które zastąpiło, kupione również w dniu premiery, bazowe PlayStation 5. W szafce mam też gogle PSVR2 od Sony, a wszystkie te sprzęty łączy fakt, że w tym roku… głównie się kurzyły. Nie powiedziałbym jednak, że „wyrosłem z grania” ani żadnej innej bzdury.

Nadal uwielbiam grać, tyle że analogowo.

W ubiegłym roku na graniu spędziłem więcej godzin, niż jestem gotów się sam przed sobą przyznać. Nadrobiłem całą kupkę wstydu, ale lwią część tego czasu spędziłem przy… tych obu oryginalnych Baldur’s Gate’ach. Tę serię akurat za dzieciaka ominąłem, a po remasterach odpalonych na Maku gładko przeskoczyłem do trójki na PS5 i byłem na dobrej drodze do uratowania świata. Aż do marca.

Akurat na ten miesiąc zaplanowaliśmy przeprowadzkę, a przed nią zrobiłem save’a przed trudną walką ze smokiem. Urządzając się w nowym miejscu i czekając na kanapę, zacząłem sobie szukać innych zajęć, a potem wymówek, byle tylko nie mierzyć się z czekającym na mnie potworem. Z miesiąca na miesiąc coraz trudniej mi było wziąć do ręki pada, tym bardziej że znalazłem sobie inne zajęcia.

Poza urządzaniem mieszkania mój czas kradną gry planszowe, w które zaczęliśmy grać ze znajomymi regularnie kilka lat temu. Co ciekawe, że dorosłym chłopom łatwiej jest spotkać się co tydzień w knajpie, by rozstawiać pionki, niż odpalić o tej samej godzinie konsole. Te wspólne wyjścia oraz planszówkowe wyjazdy, na które udajemy się kilka razy do roku, to nowa świecka tradycja.

Weszliśmy przy tym już na ten level, że mamy za sobą przynajmniej po jednej partii we wszystkie plnaszówki z listy TOP#10 najlepiej ocenianych na portalu BGG, a do tego mamy w naszych szafach pudła, na rozegranie których nie wystarczy jeden wieczór (takie Twilight Imperium 4 to niedzielna zabawa na 10 godzin, polecam, 10/10). Gramy też często w te klasyczne, papierowe i opowiadane RPG-i.

A do tego doszły u mnie karty, a konkretnie Star Wars Unlimited.

Starter dostałem od sąsiada no i się zaczęło. Nie wiem kiedy to się stało, ale dwa razy w tygodniu biegam na kilkugodzinne turnieje w SWU (czasem takowy trafi się też w weekend), a w międzyczasie segreguję kartoniki, składam kolejne talie, analizując strategie innych graczy, którymi dzielą się na YouTubie albo innym Discordzie. To niezwykle przyjemny i satysfakcjonujący pożeracz czasu.

Do tego oczywiście pracuję, co często wiąże się z wielodniowymi wyjazdami, w tym zahaczającymi o weekendy, więc gdzie w tym wszystkim wcisnąć czas na gry wideo? Niby można grać mobilnie albo z chmury i niby mam Switcha oraz konto GeForce Now, a nawet kupiłem sobie do iPhone’a kontroler GameSir zintegrowany z etui, ale jakoś cały czas się nie mogę do nich przekonać.

Lecąc samolotem, albo odpoczywając po całym dniu pracy w hotelu, jedynym, na co mam ochotę, jest poczytanie książki albo pójście prosto spać. Jeśli już mam poświęcić czas, którego nie mam zbyt wiele, na granie, to chciałbym wykorzystać już w tym celu ten domowy telewizor, ale tak się składa, że w ostatnich miesiącach zmieniły mi się priorytety. I chyba wiem, dlaczego.

star wars unlimited class="wp-image-5126492"
Star Wars Unlimited to z kolei typowe „easy to play, hard to master”

Planszówki i karcianki, podobnie jak czytnik e-booków, mają tę zaletę, że dają odpocząć oczom. Spędzony na analogowej rozrywce czas sprawia, że nie patrzę się w te wszystkie otaczające mnie LCD-eki i inne OLED-y. Tak jak za dzieciaka od ekranów oderwać mnie się nie dało, tak teraz sam ich unikam, gdy tylko jest taka możliwość. Do tego coraz mniej treści mnie do nich faktycznie przyciąga.

Popkultura pełna sequeli, prequeli, remake’ów, rebootów i remasterów zjada swój ogon.

Nadal lubię komiksy Marvela i ich ekranizacje, a także odwiedzam, gdy tylko mogę, gwiezdnowojenną odległą galaktykę, ale nie oszukujmy się - to, co serwuje nam dzisiaj Hollywood, jest w dużej mierze odtwórcze. Te nowe odsłony części i spin-offy ulubionych serii konsumuję niejako z rozpędu, a mało jest rzeczy faktycznie nowych, świeżych. W przypadku gier wideo jest jeszcze gorzej.

Już w zeszłym roku było pod tym względem tak sobie, a nawet Spider-Man 2 okazał się wtórnym rozczarowaniem. Z kolei w tym jedyną nową produkcją AAA, którą odpaliłem (i to z zawodowego obowiązku), było „Star Wars: Outlaws”. Nie bawiłem się źle, ale pozostałe premiery z ostatnich miesięcy zignorowałem i nie czuję, by ominęło mnie coś istotnego (no dobra, może poza nowym Life is Strange).

Kupiłem też to całe PS5 Pro, bo sprzęt Sony jest tą moją główną konsolą, ale tak jak karta Wi-Fi 7 jest super, tak ja jestem teraz niczym baba z dowcipu, co staje przed szafą i mówi „nie mam w co się ubrać”. Zmusiłem się bowiem w końcu, by wrócić do tego Baldur’s Gate’a 3 i go wreszcie skończyć, ale potem, po spojrzeniu na bibliotekę PS Store, powiedziałem do ekranu „nie mam w co grać”.

Sony ma do zaoferowania przede wszystkim odgrzewane kotlety, a we wszystkie produkcje, które mnie interesują, a dostały patcha poprawiającego grafikę na PS5 Pro, grałem dawno temu. Co prawda podczas gali The Game Awards pojawiło się parę zwiastunów, które zwróciły moją uwagę, a kilka tytułów na 2025 r. dodałem do listy obserwowanych, ale na żaden z nich nie czekam z wypiekami na twarzy.

Światełkiem w tunelu stał się tutaj, niespodziewanie, Xbox Series X.

Konsola od Microsoftu w ramach obecnej generacji jest takim chłopcem do bicia, ale i tak nie żałuję, że ją sobie sprawiłem. Parę gier na niej ograłem niedługo po premierze, a tak jak przez długie miesiące Xbox Game Pass mi się marnował, tak teraz, pod koniec 2024 r., wreszcie czuję się tak, jakby worek z prezentami od zielonego Świętego Mikołaja się niespodziewanie rozwiązał.

Grami, które planuję teraz odpalić, są kolejno STALKER 2Indiana Jones i nowe Call of Duty, a wszystkie zbierają dobre nowe i dostępne są w abonamencie (który faktycznie się przydaje; za PS Plusa już nie płacę). Nadal jednak, jeśli miałbym wybrać między siedzeniem z padem w ręku, a gromadzeniem żetonów, przestawianiem pionków i zagrywaniem kart, to bez namysłu wybiorę rozrywkę analogową.

REKLAMA

A co ze Switchem? Multiplatformowe gry nie mają na tym leciwym sprzęcie racji bytu, a na te klepane na jedno kopyto Pokemony patrzeć już nie mogę. Oczywiście je kupuję, bo po dwóch dekadach to w sumie głupio przestać, no ale w ostatniej odsłonie nawet nie uzupełniłem pierwszy raz od dekady Pokedexu. Mam nadzieję, że nowy hardware. Z drugiej strony w przypadku PS5 to nie wystarczyło…

Tak czy inaczej narzekać nie powinienem, bo rozrywki wszelkiej mam pod dostatkiem, a w ramach postanowienia noworocznego planuję do gier wideo wrócić, ale pewnie już nie w takim wymiarze, jak do tej pory. W końcu fakt, iż gram teraz głównie analogowo, co w dodatku wiąże się z częstszym wychodzeniem z domu, wyjdzie mi na zdrowie. To lepsze, niż gnicie całymi wieczorami na kanapie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA