REKLAMA

Gry na wyłączność, przez które kupiliśmy konsole. Te tytuły nas złamały i sprawiły, że wyjęliśmy portfele

Kuszą. Wzbudzają emocje. Prowadzą do kłótni. Gry na wyłączność wciąż stanowią ważny element rynku. Postanowiłem więc zapytać redakcyjnych kolegów, które gry złamały ich silną wolę, prowadząc do zakupu nowej platformy. Jestem również ciekaw, które gry na wyłączność były na tyle wyjątkowe, że wpłynęły na wasze decyzje zakupowe.

Dla tych gier na wyłączność kupiliśmy nowe konsole
REKLAMA

Premiera Days Gone na Steam to dowód na to, że w branży gier nie ma miejsca na kwantyfikatory nigdy oraz zawsze. Gra na wyłączność dla PlayStation ląduje na PC, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia. Mimo wszystko polityka wyłączności wciąż jest silnie obecna na rynku, czego najlepszym dowodem są kalendarze wydawnicze firm Sony oraz Nintendo. Gry na wyłączność wciąż kuszą, mamią i wzbudzają wielkie zainteresowanie. Na tyle wielkie, że stały się inspiracją najnowszej redakcyjnej sondy.

REKLAMA

Moich redakcyjnych kolegów zapytałem o to, które gry na wyłączność złamały ich wolę.

Które tytuły sprawiły, że wyciągnęli portfele z kieszeni i zdecydowali się na zakup zupełnie nowej platformy. Poprosiłem ich o wspomnienia tytułów, od których aż ślinka ciekła i przez które nie mogli spać po nocach. Jak zwykle, ich odpowiedzi znacząco odbiegły od moich przewidywań, co widzicie poniżej.

Jestem ciekaw, czy któraś gra na wyłączność wpłynęła na wasze decyzje zakupowe. Jeśli tak, z wielką chęcią przeczytam, jaka była to produkcja. Mam tylko nadzieję, że poczuliście się mniej nabici w butelkę, niż to było w moim przypadku:

Szymon Radzewicz: Kupiłem GameCube dla Resident Evil 4, Capcom mnie okantował

Gdy tematem są gry na wyłączność, zawsze przypomina mi się historia z GameCube. Fioletowy sześcian Nintendo kupiłem z myślą o jednym tytule: horrorze Resident Evil 4. Dzisiaj wielu graczy może o tym nie pamiętać, ale RE4 było reklamowane jako tytuł na wyłączność dla GameCube. Główny producent gry - Shinji Mikami - zarzekał się, że tytuł nigdy, ale to nigdy nie pojawi się na innych platformach. Twórca informował o tym publicznie, podkreślając partnerstwo z Nintendo.

GameCube nie sprzedawał się jednak tak dobrze, jak chciałoby tego Nintendo. Konkurencyjne PlayStation 2 podbiło i zdominowało rynek, zyskując niemal monopolistyczną pozycję. Widząc gigantyczny rynek zbytu, Capcom nie miał żadnych oporów przed tym, by złamać słowo dane fanom. Wydawca sam przyznał, że podjął decyzję pod wpływem udziałowców domagających się Resident Evil 4 na PS2. Mimo wszystko nie żałuję zakupu GameCube. Dzięki niej mogłem zagrać w kilka innych świetnych tytułów na wyłączność, jak urocze Luigi’s Mansion czy Star Wars Rogue Leader: Rogue Squadron. No i zostałem hipsterem, zanim to było modne, jako jedyny na osiedlu posiadając tę dziwną fioletową konsolę.

O grach na wyłączność: Doskonale zdaję sobie sprawę, że zjawisko tzw. ekskluzywów nie jest szczególnie przyjazne konsumentom. Przyznaję się jednak bez bicia, że mam to w nosie. Dzięki grom na wyłączność branża gier jest ciekawa. Wzbudza emocje. Ma charakter i pazur. Tytuły na wyłączność - chociażby czasową - budują tożsamość marek oraz platform. Nintendo nie byłoby Nintendo, gdybym mógł zagrać w Mario i Pokemony na PlayStation. Za to podoba mi się, gdy po latach dostęp do takich ekskluzywów zyskują pozostali gracze.

 class="wp-image-1713630"

Dawid Kosiński: PlayStation 4 pokazało mi, czym jest w ogóle gaming

Jeżeli liczycie na to, że za chwilę opowiem wam, jak z powodu jednej gry kupiłem nową konsolę do gier, mocno się zawiedziecie. Jestem osobą, która każdą złotówkę ogląda kilka razy przed wydaniem, więc żadna pojedyncza gra nie była w stanie skłonić mnie do kupna nowej konsoli. Ale w tym momencie chciałem opowiedzieć, jak zaczęła się moja przygoda z PlayStation 4, którą kupiłem za jakieś 36 zł.

Otóż niechcący znalazłem błąd cenowy, który po dodaniu konsoli Sony do abonamentu telefonicznego w RedBull Mobile nie zwiększał jego ceny. Płaciło się za sprzęt wyłącznie opłatę początkową, która w moim przypadku wynosiła właśnie 36 złotych. Tak więc kupiłem PlayStation 4 za te kilkadziesiąt złotych i dzięki temu poznałem mnóstwo gier, dla których powinienem był kupić tę konsolę za pełną cenę w dniu premiery.

Tytuły takie jak Spider-Man, Horizon Zero Dawn, God of War, inFamous pokazały mi, że do grania nie jest potrzebny potężny, gamingowy PC. Wystarczy konsola do gier za niecałe 2000 zł. Lub 36 zł, jak w moim przypadku. Wydarzenie to zmieniło moje postrzeganie rynku gier o 180 stopni i sprawiło, że ostatecznie sprzedałem komputer i stałem się konsolowcem pełną gębą. PlayStation 5 kupiłem już na premierę w normalnej cenie i choć póki co mało gier wykorzystuje możliwości tej konsoli, to jestem pewien, że w dłuższej perspektywie ten zakup się zwróci, właśnie przez świetne gry na wyłączność.

O grach na wyłączność: Tego typu tytuły są potrzebne, bo inaczej kupując, konsolę kierowalibyśmy się wyłącznie jej ceną i mocą obliczeniową. Byłoby to bardzo nijakie. To właśnie gry na wyłączność sprawiają, że PlayStation to PlayStation, Xbox to Xbox, a Switch to Switch.

 class="wp-image-715197"

Piotr Grabiec: Kupiłem Oculusa Questa, żeby wybrać się do odległej galaktyki

Moim pierwszym zestawem wirtualnej rzeczywistości było PlayStation VR, które ma kilka świetnych gier na wyłączność, ale nie było tutaj takiego jednego konkretnego tytułu, który przekonałby mnie do zakupu. Inaczej było w przypadku gogli marki Oculus wyprodukowanych przez Facebooka, które dostały na wyłączność przygodówkę Star Wars Vader Immortal i to właśnie one przekonały mnie do zakupu nowej platformy.

Z biegiem czasu Vader Immortal przestało być exclusive’em i trafiło na gogle Sony — tak jak Days Gone dotarło po latach na PC. Na gogle wyprodukowane przez Facebooka wydano potem jeszcze także Star Wars Tales from Galaxy’s Edge, czyli kolejną prostą przygodówkę FPP rozgrywaną w VR, tym razem inspirowaną parkiem rozrywki przygotowanym dla fanów Gwiezdnych wojen.

O grach na wyłączność: W pierwszym odruchu chciałbym powiedzieć, że ograniczanie dostępności jest kiepską zagrywką, ale nie oszukujmy się: to właśnie IP na wyłączność stanowią o charakterze danej platformy. Nie widzę problemu w tym, że kilka gier na generację trafia tylko na PlayStation/Xboksa/Switcha, a większym problemem jest brak funkcji cross-play i cross-progresji w tytułach multiplatformowych.

 class="wp-image-1547894"

Marcin Połowianiuk: Kinect Adventures sprzedało mi Xboksa 360

Kinect Adventures było grą, dla której 10 lat temu kupiłem Xboksa 360 w zestawie z Kinectem. Był to szczególny przypadek, bo Xboksa sprzedał mi nie tyle sam tytuł, co raczej idea grania w gry ruchowe. Co ciekawe, piszę te słowa w dniu, w którym kurier dostarczył mi Ring Fit Adventure na Switcha. Bardzo liczę na to, że ta gra okaże się duchowym następcą tytułów z Kinecta.

O grach na wyłączność: Nie mam z nimi problemu. Dzięki dobrym exom przesiadłem się z Xboksa 360 na PlayStation 3, a później na PS4. Z zakupem PS5 poczekam do momentu, aż będzie można na nim pograć w coś więcej niż trzy gry na krzyż. Nie spieszy mi się, bo coraz bardziej przekonuję się do tego, że Switch jest dla mnie konsolą ostateczną.

 class="wp-image-423102"

Adam Bednarek: The Legend of Zelda: Breath of the Wild, czyli najlepsza gra świata przekonała mnie do Switcha

Mniej więcej rok temu pomyślałem, że fajnie byłoby mieć Switcha. Pandemia dopiero raczkowała, a zainteresowanie konsolą wzrosło za sprawą Animal Crossing. To miała być moja pierwsza gra, dzięki której powrócę do idei przenośnego grania, zmarnowanej niestety przez Sony. Przeglądając tytuły na wyłączność Switcha, zacząłem większą uwagę zwracać na ostatnią Zeldę. I po prostu byłem oczarowany.

Kiedy odpaliłem Breath of the Wild i stawiałem pierwsze kroki wychodząc z jaskini… wow! Wchodziłem niemal na każde drzewo, chciałem zdobyć każdą skałę, tylko po to, aby zachwycać się widokami. Moim zdaniem żadna gra akcji nie ma takiej eksploracji, takiego zewu przygody jak Breath of the Wild. Nawet dziś gra prezentuje się kapitalnie, ma wspaniałe patenty, które próbują podchwycić inni – a i tak im się nie udaje, czego przykładem jest Ubisoft i ich gorsza Zelda, czyli Immortals: Fenyx Rising. Niby podobny system wspinaczki, ale to jednak nie to!

Odkrywanie smaczków, jak podpalanie trawy i unoszenie się dzięki temu na lotni, ujeżdżanie koni, przygotowanie mikstur, sama walka z kontrowersyjnym systemem szybkiego niszczenia broni. Chcę tyle napisać o zaletach, ale zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe, bo zająłbym co najmniej trzy strony. Dla mnie Breath of the Wild było powrotem do czasów dzieciństwa, kiedy gry właśnie tak bawiły i cieszyły. A najlepsze jest to, że ludzie ciągle coś odkrywają w produkcji Nintendo, jak ostatnio, gdy na jaw wyszło, że można jeździć na beczce.

O grach na wyłączność: Jestem za, domagam się ich, a nawet tęsknię. Mam wrażenie, że Sony i Microsoft niby się biją na tytuły na wyłączność, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo: tak czy siak będziemy strzelać albo się ścigać. Dlatego tak cenię Nintendo Switch i podejście twórców do gier. Inne, świeże, po swojemu.

 class="wp-image-575936"

Hubert Taler: Wyłączność jest fajna, dopóki nie sprawia problemów

Kupowanie systemu dla gier to dla mnie normalka. A jeśli ktoś twierdzi inaczej - to sam siebie oszukuje. Zazwyczaj przecież nie kupujemy systemu do gier, jeśli nie ma na nich pasujących nam gier. Potwierdza to nawet pewien mój znajomy, wielki miłośnik gier z serii FIFA - który idzie co roku do sklepu i żąda nowej FIFY. Czasami słyszy, że aby mieć nową FIFĘ, musi kupić nową konsolę. No, to kupuje. I tak to się kręci.

Kiedyś kupowałem konsolę w późniejszym okresie ich cyklu życiowego - i wtedy siłą rzeczy motywowała mnie już spora biblioteka gier powstałych na dany system. Jednak nawet wtedy zawsze miałem faworyta, który był moim osobistym system-sellerem. Przykładem, jaki przychodzi mi tu na myśl, jest gra Final Fantasy X, która sprzedała mi PlayStation 2. Do dziś mam ogromny sentyment zarówno do tej gry, jak i do samej konsoli.

REKLAMA

O grach na wyłączność: Powróćmy na chwilę do mojego przykładu z Final Fantasy X. Gdy ta gra wyszła w Europie, jedyną możliwością zagrania w nią było kupno konsoli od Sony. Dziś zagramy w nią (polecam!) na wszystkim. I w takim modelu akceptuję gry “na wyłączność” - chcesz coś mieć szybko, tuż po premierze - musisz związać się z producentem systemu. Masz możliwość poczekać - być może zagrasz i na innych systemach.

Ogólnie jednak, choć doceniam zjawisko wyłączności jako platformę do budowania świadomości marki, klimatu danego sprzętu (widzisz Mario - myślisz Nintendo, widzisz robota Astro - myślisz Sony, widzisz hełm Master Chiefa - myślisz Xbox), to długofalowo strategia wiązania producenta gier i sprzętu umowami na wyłączność może prowadzić do np. utraty możliwości zagrania w niektóre archiwalne tytuły. Historia obfituje też w przypadki twórców pozbawionych możliwości reedycji swoich wydanych na wyłączność dzieł (np. Rare). Więc: rozumiem zalety, ale przestrzegam przed wadami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA