Najlepsza sieka w historii serii i druga najlepsza gra na PlayStation 4. God of War - recenzja
Kratos warczy, bierze potężny zamach toporem, po czym rzuca nim i strąca Horizon Zero Dawn z podium najlepszych gier na PlayStation 4. Nowe przygody boga wojny są tak kapitalne, że tylko Uncharted 4 wydaje się lepsze i bardziej mięsiste. Tak dobrej odsłony God of War nie było jeszcze nigdy.
Gdy wypłynąłem łodzią na wielkie Jezioro Dziewięciu, otwarła się przede mną gigantyczna lista możliwości. Nordycki świat stanął otworem, a ja mogłem się udać gdzie tylko chciałem. God of War zrywa z linearną rozgrywką.
Gra jest pełna pobocznych misji, opcjonalnych krain oraz sekretnych nagród. Nikt nie trzyma cię za rękę. Nie mówi dokąd iść, co robić ani z kim walczyć. Jesteś tylko ty, twój topór, twój syn oraz świat pełen zawartości na 40 - 50 godzin gry.
Poboczne misje i krainy są tak dobrze zrealizowane, że rezygnację z nich powinno się karać torturami.
Dodatkowe lokacje to coś więcej niż jaskinia ze skrzynią czy mała wieża pełna przeciwników. W God of War zejście z głównej ścieżki fabularnej rozpoczyna przygody trwające kilkadziesiąt minut, a nawet kilka godzin. Podczas nich niszczy się posągi bogów, uwalnia z niewoli gigantyczne smoki, odkrywa starożytne ruiny krasnoludów, a nawet... odwiedza zupełnie inne światy! Więcej na ten temat jednak nie zdradzę.
Jestem w autentycznym szoku, że producenci God of War poświęcili aż tyle doskonałego materiału na opcjonalne misje poboczne. Wcale nie trzeba ich przechodzić. Część ukrytych krain trudno nawet znaleźć. Nagroda dla wytrwałych eksploratorów jest jednak gigantyczna. Ostatnim razem tak dobre zadania opcjonalne widziałem w... trzecim Wiedźminie. Nie przesadzam. God of War to raj dla poszukiwaczy. Jeżeli martwiłeś się o stosunek ceny do zawartości, możesz przestać. Nordycki świat jest gigantyczny i wystarczy na kilkadziesiąt godzin przygody.
Paradoksalnie, eksploracja dała mi tyle samo frajdy, co brutalna walka. O ile nie więcej.
Starcia w God of War są znakiem rozpoznawczym serii, ale w najnowszej odsłonie jest ich odczuwalnie mniej. Albo inaczej - pomiędzy kolejnymi walkami dostaliśmy znacznie więcej zwiedzania oraz zagadek. To bardzo dobre przesunięcie środka ciężkości. Koniec ze sztucznie zamykanymi arenami, na których musieliśmy szlachtować dziesiątki wrogów. Teraz przeciwników najczęściej jest tylko kilku, za to walka z nimi stała się bardziej personalna i bezpośrednia.
God of War na średnim poziomie trudności jest przyjemnie wymagający. Produkcja nie należy do przesadnie trudnych, ale nie wybacza i nie pobłaża graczowi. Za każdy błąd trzeba płacić. W początkowej fazie rozgrywki trzy serie ciosów wystarczą, aby położyć Kratosa. W miarę rozwoju umiejętności oraz ekwipunku sytuacja się zmienia, ale początki wcale nie będą łatwe. Gra uczy cierpliwości, obserwacji przeciwnika oraz dostosowywania taktyki. Miodzio. Koniec z tępym mashowaniem jednego przycisku.
System walki „robią“ dwie bronie - topór Lewiatan dzierżony w dłoniach Kratosa oraz łuk Szpon jego syna.
Duet świetnie się uzupełnia. Za pomocą osobnego przycisku dajemy znać chłopakowi, aby strzelał do przeciwników, podczas gdy my wymachujemy magicznym, zamrażającym ostrzem. Z czasem syn Kratosa uczy się nowych sztuczek. Jego technika znacząco różni się jednak od tej ojca. Latorośl boga wojny przyzywa magiczne istoty, używa energetycznych pocisków oraz zachodzi wrogów od tyłu. Sterowanie tym duetem to wielka przyjemność.
Na osobną wzmiankę zasługuje możliwość rzucania oraz przyzywania topora. Kapitalnie działa to w praktyce. Gracz czuje się jak Thor z Avengersów. Z Lewiatanem można wyprawiać niesamowite sztuczki - trafiać kilku wrogów jeden po drugim niczym Xena, podcinać im nogi oraz rozłupywać czaszki. Rzut. Trafiasz jednego ghula. Przywołanie. Trafiasz drugą maszkarę. Lewiatan to wspaniała broń. W rękach kreatywnego wojownika staje się narzędziem doskonałym. Zwłaszcza w połączeniu ze strzałami młodzieńca.
No właśnie - syn Kratosa. Bóg wojny nie jest już samotny. To doskonałe rozwiązanie narracyjne.
Twórcy God of War świetnie bawią się konwencją. Zestawiają ze sobą dwa przeciwległe bieguny. Gadatliwy, ciekawy świata młodzieniec oraz gburowaty, unikający rozmowy ojciec. Chłopak chcący pomagać napotkanym postaciom, a także bóg wojny, który wszędzie wietrzy spisek i nie chce nikomu zaufać. Młody idealista gotowy do zmieniania świata kontra zgorzkniały mężczyzna, który przez ten świat został dawniej złamany. Obie postaci łączy wola matki i partnerki, którą na swój sposób kochał każdy z bohaterów.
Aktorzy przygotowali dla graczy tonę linii dialogowych. Para nieustannie debatuje, komentuje i odnosi się do wydarzeń na ekranie. Podobnie było na przykład w The Last of Us. Każdy ciekawszy element otoczenia jest obiektem rozmowy, tak samo każdy przeciwnik oraz postać niezależna. Dzięki temu nowy God of War nie jest tak suchy i szorstki jak poprzednie odsłony. Duetu przyjemnie się słucha nawet w polskiej wersji językowej. Artur Dziurman jako podstarzały Kratos staje na wysokości zadania. Nawet na moment nie zatęskniłem za Lindą. Gorzej z synem, który w polskiej wersji językowej może nieco irytować.
God of War jak cRPG - statystyki broni, poziomy doświadczenia i drzewa umiejętności.
Wraz z (trochę) otwartym światem do serii zawitał system rozwoju postaci znany z gier cRPG. Oczywiście w uproszczonej wersji. Kratosa charakteryzuje od teraz ogólny poziom mocy, na który składa się siła ataku, wytrzymałość, witalność, czas regeneracji umiejętności, a także posiadane bronie, pancerze oraz runy. Według tego samego schematu określani są również wszyscy przeciwnicy, jakich napotkany na swojej drodze.
W ten sposób schodząc z głównej ścieżki fabularnej możemy napatoczyć się na przeciwnika z szóstym poziomem, samemu mając zaledwie drugi poziom. Co kapitalne, takiego oponenta wciąż potrafiłem pokonać. Trzeba nie dać się trafić (jeden cios kończy nasze życie), być bardzo cierpliwym i stopniowo odłupywać pasek życia ostrzem Lewiatana. Konsekwentne sekwencje uników i ataków sprawiają, że nawet najbardziej wsysokopoziomowy przeciwnik w końcu ulegnie pod naporem topora. No i to jest świetne.
Aby wejść na wyższy poziom, należy ulepszać pancerze oraz bronie. Do tego potrzebujemy z kolei unikalnych surowców, które znajdujemy w skrzyniach ze skarbami. To kolejny argument przemawiający za tym, aby zejść z głównej ścieżki i zacząć zwiedzać piękny nordycki świat. Nie tylko wypełnimy dodatkowe zadania, ale również zdobędziemy nowe zbroje, a także podniesiemy poziomy tych już posiadanych. Ten mechanizm wciąga, ale nie przytłacza. Elementy cRPG to istotny dodatek, który jednak nie przesłania serca gry, jakim jest intensywna akcja oraz dokładna eksploracja.
Jest coś, co się może nie spodobać w najnowszym God of War?
Rozczarowało mnie stosowanie przeszkód, które skutecznie uniemożliwiały przedwczesne odkrywanie nowych rejonów. Okazuje się, że dla boga wojny, który zdobył sam Olimp, przeszkodą nie do pokonania bywa przewrócone drzewo albo murek sięgający mu do kolan. Chociaż God of War oferuje największą swobodę odkrywania w historii serii, architekci poziomów stosują leniwe sztuczki, byśmy nie wdarli się tam, gdzie nie powinniśmy, bez uprzedniego zdobycia nowej mocy albo broni.
Minusem można być również… walka, ale tylko na przestrzeni kilku pierwszych godzin. Gdy syn Kratosa wciąż nie korzysta z łuku ani czarów, a bóg wojny nie posiada odblokowanego drzewa rozwoju umiejętności, wymachiwanie toporem ma prawo wydawać się stosunkowo monotonne oraz powtarzalne. Trzeba pchnąć nieco fabułę do przodu, aby system walki rozwinął się w taki sposób, że zaczniecie zbierać szczękę z podłogi. Nie przerażajcie się, gdy w pierwszych kilkudziesięciu minutach nie będzie zbyt widowiskowo. To zaledwie podstawy podstaw.
Po tym, jak seria zaczęła zjadać własny ogon, God of War na nowo jest świeży, powalający wizualnie oraz niezwykle grywalny.
Żadna poprzednia odsłona (a grałem we wszystkie, łącznie z tymi na PSP) nie dała mi aż takiej frajdy. Sama grafika to już wielka uczta dla oczu. Północne krainy wyglądają cudownie. Wejście na najwyższy szczyt Midgardu to przeżycie z gatunku tych wyjątkowych, które zapamiętuje się na długie miesiące, jak nie lata. God of War wygląda FENOMENALNIE. Ładniejsze jest tylko Uncharted 4 oraz (kwestia pod dyskusję) Horizon Zero Dawn.
W parze z powalającą warstwą wizualną idzie niezwykle miodna rozgrywka. God of War doskonale spisuje się jako seria silniej nastawiona na eksplorację oraz rozwój postaci. Pojedynki z bossami jak zwykle są tak epickie, że zasługują na osobne poematy.
Do tego obecność syna wprowadza do świata gry większą głębię postaci, ich lepsze rozrysowanie oraz ciekawsze interakcje. W zasadzie każda zmiana, jak zaszła w tej serii, to zmiana na plus.
Najważniejsze jest jednak to, że w przeciwieństwie do poprzednich odsłon, tego God of War nie przebiegniecie w kilkaset minut. To tytuł na kilka dziesiątek godzin. Płyta aż wygina się od zawartości. Gdyby każdy filmowy tytuł akcji dla jednego gracza starczał na tyle, rynek gier wideo byłby znacznie lepszym miejscem. W przeciwieństwie do wielu innych tytułów, God of War staje się tym lepszy, im dłużej w niego grasz. Z każdą kolejną godziną coraz bardziej nie możesz oderwać się od kontrolera.
Największe zalety:
- Otwarty świat i misje dodatkowe!
- Syn Kratosa i dialogi między bohaterami
- Lewiatan to rewelacyjna broń
- Mniej powtarzalnych walk, więcej zwiedzania i łamigłówek
- Przygoda na 40 - 50 godzin
- Dziurman jako Kratos daje radę
- Powalająca warstwa wideo (PS4 Pro)
- Zero narośli w postaci mikro-transakcji czy płatnych skórek
Największe wady:
- Syn Kratosa w polskiej wersji językowej irytuje
- Problemy z przestrzenną sceną audio
- Kilka niewidzialnych ścian i murków nie do przeskoczenia
Najlepsza odsłona serii. Czołówka gier Sony. Nie mam żadnych wątpliwości, że to jedna z tych gier, dla których kupuje się konsolę. God of War jest znacznie lepszy niż przypuszczałem.