Moja ulubiona konsola z gatunku tych niedocenionych
Sega Dreamcast to konsola wydana w 1999 roku, która sprzedała się w ponad 9 milionach egzemplarzy. Platforma stała się gwoździem do trumny Segi jako producenta hardware. Co właściwie poszło nie tak?
Młodzi czytelnicy Spider’s Web mogą tego nie pamiętać, ale kilkanaście lat temu rynek stacjonarnych konsol był nieco bardziej zagęszczony. O dominację walczyło nie tylko Sony, Nintendo i Microsoft, ale również Sega. Ta sama, która dzisiaj koncentruje się na tworzeniu gier z serii Sonic, Yakuza, Shenmue czy Jet Set Radio.
Mamy 1999 rok. Sapkowski wydaje "Panią Jeziora", Polska wstępuje do NATO, a w kinach grają "Ogniem i Mieczem".
W czasach, gdy elektroniczną zachcianką każdego gracza wciąż było pierwsze PlayStation, na zachodnich rynkach pojawia się konsola Segi. Firma wyciągnęła wnioski po porażce wcześniejszej platformy do gier - Sega Saturn - oferując sprzęt naprawdę atrakcyjny cenowo. W momencie premiery, Dreamcast kosztował około 280 dol. (po waloryzacji z 2017 r.). Cóż to była za maszyna!
Sega Dreamcast wyróżniał się architekturą, która jak na 1999 rok była mocno komputerowa. Platforma cechowała się oddzielnymi układami GPU oraz CPU. Zmodyfikowany procesor SuperH SH-4 32-bit pochodził od producenta Hitachi. Z kolei układ GPU to produkt japońskiej firmy NEC, pozwalający na wyświetlanie grafiki w rozdzielczości 640 na 480 pikseli.
Konsola została wyposażona w 16 megabajtów pamięci RAM, plus dodatkowe 8 MB zarezerwowane dla wyświetlania trójwymiarowych tekstur oraz 2 MB dla dźwięku. Bardzo ciekawy był również napęd GB-ROM. To autorskie rozwiązanie Segi oraz Yamahy, które pozwalało na korzystanie z płyt mieszczących 1 GB danych. Był to skuteczny cios wymierzony w piratów działających na płytach CD. Największe produkcje nie mieściły się na wypalanych krążkach.
Dreamcast był również pierwszą konsolą w historii, która posiadała wbudowany modem. Do tego Microsoft stworzył osobną edycję Windowsa CE z API DirectX z myślą o konsoli Segi. Dzięki temu portowanie gier z PC na Dreamcasta było dziecinnie łatwe. Wszystko to sprawiło, że w oczach klientów Dreamcast wyrósł na naprawdę ciekawą konsolę.
W momencie premiery Dreamcast był najpotężniejszą konsolą dostępną na rynku.
To właśnie platforma SEGI rozpoczęła szóstą generację sprzętu do grania. Minęły długie miesiące, nim konkurencja w postaci Sony, Nintendo oraz debiutującego na rynku konsol Microsoftu odpowiedziała na nowe wyzwanie. W swoim segmencie Dreamcast początkowo nie miał konkurencji. Dlatego zanotował bardzo dobrą premierę.
W Japonii cały nakład konsol został wykupiony w dniu debiutu. Konsola została bardzo ciepło przyjęta na rynku północnoamerykańskim. Jej startowi towarzyszyły wyjątkowe gry - Sonic Adventure, Virtua Fighter 3, Sega Rally Championship 2, The House of the Dead 2 oraz Soul Calibur. Podczas gdy w mediach zaczęły pojawiać się pierwsze informacje o PlayStation 2, Xboksie oraz GameCubie, Sega już sprzedawała swój produkt.
Niestety, w plecy Segi został wbity nóż ze strony bliskiego partnera. EA zażądało wyłączności dla swoich gier sportowych na Dreamcaście. Sega odmówiła, czego konsekwencją było zerwanie współpracy między podmiotami. Żadna FIFA ani żaden NHL nigdy nie pojawił się na tej platformie. To był potężny cios dla Segi. Mimo tego, w samych Stanach Zjednoczonych pierwszego dnia sprzedano ponad 200 000 sztuk konsoli.
Do Bożego Narodzenia 1999 roku Sega miała już ponad 30 proc. konsolowego rynku w Stanach Zjednoczonych. Co mogło pójść nie tak?
Polityka firmy zakładała okopanie się na pozycjach, nim do sprzedaży trafi Xbox, PlayStation 2 oraz GameCube. Wszystko szło zgodnie z planem, mimo rewolty EA. Jeszcze w listopadzie 1999 roku sprzedano milionowe pudełko z konsolą w Stanach Zjednoczonych. Do 2000 roku Amerykanie kupili 1,5 mln Dreamcastów. Soul Calibur był pierwszą grą która przekroczyła barierę 1 mln sprzedanych egzemplarzy.
W Europie Dreamcast sprzedawał się poprawnie, lecz poniżej ambitnych oczekiwań Segi. Jeżeli jednak dynamika zostałaby utrzymana, do końca 2000 roku firma zyskałaby większość czołowych rynków. Tak się jednak nigdy nie stało. W powietrzu wisiała katastrofa. Jej architektem było Sony.
Sony zaczęło opowiadać o PlayStation 2 na długie miesiące przed premierą nowej konsoli.
Firma chwaliła się niesamowitą mocą urządzenia. Przedstawiciele korporacji nie tylko nie dementowali plotek o potencjale superkomputera, ale wręcz je podsycali. Ludzie dali sobie wmówić, że na PS2 zobaczą gry wyglądające jak animacja Toy Story. Oczekiwania były gigantyczne. Do tego producenci PlayStation 2 użyli argumentu, który był wtedy kluczowy - wsteczna kompatybilność.
Pierwsze PlayStation wciąż miało pozycję lidera na rynku konsol. Posiadacze PSX-ów byli przywiązani do swoich gier. Świadomość, że będą mogli uruchomić je również na PS2, była niezwykle kusząca. Na tyle, że wielu graczy wstrzymało decyzję o zakupie Dreamcasta. Podobno nagminna była również praktyka sprzedawania platform Segi.
Swoje pięć groszy dołożyła również prasa. Większość dziennikarzy chwaliła konsolę, ale jednocześnie pisała, aby zachować cierpliwość. Na horyzoncie majaczył bowiem Xbox, PlayStation 2 oraz GameCube. Liderzy opinii zalecali wstrzemięźliwość zakupową, która nie pozwoliła Sedze zbudować odpowiedniej bazy graczy.
Będąc przy graczach, z nimi Sega również miała na pieńku. Wszystko za sprawą poprzedniego urządzenia do gier. Firma wycofała się ze wsparcia Saturna o wiele za wcześnie. Klienci zostali pozostawieni na lodzie. Wielu potencjalnych konsumentów nigdy tego Sedze nie wybaczyło. Gdy do opinii publicznej trafiły pierwsze informacje o następcy Saturna, część graczy zamierzało zawzięcie bojkotować nową platformę.
Sony oraz Nintendo zmiażdżyli Segę. Ich konsole były potężniejsze w każdym calu.
Może nie były tak pomysłowe, tak ciekawe ani tak egzotyczne, ale posiadały to, czym wygrywa się większość konsolowych wojen - wsparcie producentów trzecich. O ile na Dreamcaście mogliśmy zagrać w cudowne produkcje na wyłączność od Segi, gier zewnętrznych deweloperów nie było odpowiednio wiele.
EA nie produkowało na Dreamcasta żadnych tytułów. To samo niezwykle popularne wtedy Square Enix. Posiadacze platform Segi chcieli kupować gry (średnio nabywali 8 tytułów na jedną konsolę), ale nie mieli czego. Katalog nowości był coraz skromniejszy, a do tego szefostwo Segi zaczęło wątpić w zdolność walki z marką PlayStation.
Dreamcast doczekał się kilku radykalnych cenowych cięć. Konsola zamiast zysków, zaczęła przynosić straty. Sega stosowała rozpaczliwą taktykę dopłacania do swojego produktu, lecz konsumenci pozostali zachowawczy. Niska cena ich nie skusiła. Wszyscy czekali na prawie dwukrotnie droższe PlayStation 2. Na „prawdziwą” konsolę szóstej generacji, o "niespotykanej" mocy.
Porażka Saturna połączona z dopłacaniem do Dreamcasta sprawiła, że Sega notowała rekordowe straty.
Właśnie kiepska kondycja firmy stała się pretekstem, aby dokonać zmian na stanowisku CEO. Nowy prezes Okawa już wcześniej był zwolennikiem zaprzestania produkcji konsol. Pojawienie się PlayStation 2 oraz kiepskie wyniki finansowe jego własnej firmy tylko przyspieszyły tę decyzję.
W styczniu 2001 roku, czyli nieco mniej niż dwa lata od wydania Dreamcasta, Sega ogłosiła wycofanie z rynku producentów konsol. Sytuacja była na rękę Microsoftowi, który od długich miesięcy pracował nad własną platformą do gier. Gigant z Redmond wskoczył na miejsce „tego trzeciego”, z czasem ewoluując w głównego konkurenta Sony. Dzisiaj Xbox to potęga jaką nigdy nie został ani Saturn, ani Dreamcast.
Można? Można.