REKLAMA

Dlaczego to zawsze w USA pojawiają się UFO? Wyjaśnienie może być bardzo proste

Niedawno jeden z byłych pracowników amerykańskiego wywiadu ogłosił, że rząd USA jest w posiadaniu statków kosmicznych pochodzących spoza Ziemi. To nie pierwszy i zapewne nie ostatni przypadek takich sensacyjnych wyznań. Nie chodzi tu jednak jedynie o fakt posiadania przez jedno ze światowych mocarstw statku obcych, lecz także o to, że prawie zawsze chodzi o to samo państwo - USA. To właśnie rząd Stanów Zjednoczonych jest jednoznacznie kojarzony z posiadaniem UFO. Dlaczego tak się dzieje?

UFO - dlaczego zawsze pojawiają się w USA?
REKLAMA

Pamiętacie słynną katastrofę w Roswell w Nowym Meksyku w 1947 r? To tam miał się rozbić statek obcej cywilizacji. To także w USA miała miejsce pierwsza w historii dokładnie udokumentowana obserwacja latającego spodka.

REKLAMA

Roswell i latające spodki

Celowo użyłem określenia kojarzącego się z zastawą stołową. Latający spodek (flying saucer z angielskiego) to określenie, które również narodziło się w USA przy okazji pierwszej udokumentowanej obserwacji niezidentyfikowanych obiektów latających. Chodzi o zdarzenie, które miało miejsce 24 czerwca 1947 r, czyli około dwa tygodnie przed katastrofą z Roswell. Około, bo znamy jedynie dokładną datę publikacji tej wiadomości w gazecie, czyli 8 lipca 1947 r. Zresztą nie sama data jest tu najważniejsza, bowiem przez całe lato 1947 r. trwała w USA prawdziwa mania latających spodków zapamiętana jako 1947 flying saucer craze.

Media i popkultura eksploatują wątek kosmitów i statku, który miał się rozbić w Roswell od ponad pół wieku. Wokół tego wydarzenia narosło wiele mitów i teorii spiskowych opisujących pozaziemskie istoty i ich wehikułu. Jest jednak jedna teoria łącząca obydwa te wydarzenia i stawiająca kwestię latających spodków w innym świetle - a co jeśli latające dyski przypominające spodki były dziełem ludzi? W dodatku być może ludzi będących nazistami, którzy trafili do USA po II Wojnie Światowej dzięki tamtejszemu rządowi?

Jest potwierdzonym faktem, że wielu nazistowskich inżynierów i naukowców zostało ściągniętych do Ameryki przez rząd USA w ramach operacji Paperclip (spinacz biurowy). Tam - razem ze swoimi ewakuowanymi z upadającej III Rzeszy projektami i prototypami - rozwijali technologie na użytek USA. Stany Zjednoczone wchodziły właśnie w mające trwać niemal pół wieku starcie ze Związkiem Radzieckim - który również przechwytywał nazistowskich naukowców i ich prototypy z nie mniejszym zapałem - znane jako Zimna Wojna.

Co tak naprawdę zobaczył pilot?

24 lipca 1947 r. Kenneth Arnold - pilot, biznesmen i przyszły niespełniony polityk - dokonał prawdopodobnie pierwszej powszechnie znanej opinii publicznej obserwacji latających dysków. Odbywając lot w celach biznesowych małym dwumiejscowym samolotem śmigłowym Call-Air Model A, zobaczył 9 niezwykłych obiektów lecących w pobliżu góry Mount Rainier w stanie Waszyngton. Miały się poruszać z prędkością około 1,200 mil na godzinę (1,932 km/h). Można wierzyć jego szacunkom dotyczącym prędkości - Arnold był bowiem doświadczonym pilotem, szacował prędkość na podstawie przemierzonego dystansu dzielącego z Mt. Rainier do góry Mt. Adams.

Poza tym miał wylatane 4,000 godzin w powietrzu i był członkiem jednostki poszukiwawczo-ratowniczej w sąsiadującym ze stanem Waszyngton stanie Idaho. Niebo tego dnia było czyste, a wiatr niezbyt silny. Krótko przed godziną 15, gdy Arnold krążył swoim samolotem około 25 km na zachód od Mt. Rainier, zobaczył jasny błysk na północnym wschodzie. Jak relacjonował w wywiadzie dla telewizji CBS w 1950 roku:

To mnie zaskoczyło. Po prostu założyłem, że to jakiś wojskowy porucznik z błyszczącym P-51 i to, co zobaczyłem było odbicie słońca uderzającego w skrzydła jego samolotu.

Gdy jednak owych błysków pojawiło się więcej, Arnold szybko zdał sobie sprawę, że to, co widzi, to dziewięć odrębnych błyszczących obiektów lecących w formacji o długości około siedmiu kilometrów. Arnold opisał każdy z nich jako okrągły, o średnicy około 30 metrów i bez wyraźnego ogona. Obiekty okresowo obracały się, przechylały i falowały na boki, jak ogon latawca.

Technologia latającego skrzydła

Bez względu na całkiem realną możliwość istnienia inteligentnego życia we Wszechświecie, bardziej prawdopodobne jest ziemskie pochodzenie latających dysków, które ujrzał nad stanem Waszyngton pilot. Wiadomo skądinąd, że w kwietniu 1945 r. posuwająca się w głąb III Rzeszy Trzecia Armia George'a Pattona odnalazła cztery stalowo-drewniane prototypy samolotu Horten Ho 229, który był skonstruowany jako latające skrzydło bez żadnych pionowych stateczników i miał być napędzany silnikami odrzutowymi. Jeden z egzemplarzy - V3 - był najbliższy ukończenia i został wysłany do Stanów Zjednoczonych w celu oceny.

Nietrudno sobie wyobrazić, że w USA prowadzono dalsze prace nad tą obiecującą technologią i być może prowadzono także loty testowe. Nawet bez pomocy niemieckich inżynierów Amerykanie prowadzili także własne prace nad samolotami o nietypowej konstrukcji mającymi kształt przypominający dysk. Należy do nich choćby często przywoływany w tym kontekście Vought V-173, znany jako latający naleśnik, który swój pierwszy lot odbył już w 1942 r. Raczej nie mógł być jednak obiektem, który zobaczył Arnold - jego ostatni zarejestrowany lot odbył się bowiem 15 marca 1947 r..

Innym samolotem skonstruowanym w technologii latającego skrzydła był opracowywany w USA Northrop YB-35. Prace nad tym bombowcem dalekiego zasięgu rozpoczęły się w 1941 r. i trwały przez całą wojnę, a pierwsze jego prototypy zaczęły loty testowe w 1946 r. Został on następnie zastąpiony przez konwersję na napęd odrzutowy jako YB-49. Patrząc na ilustracje wspomnianych statków powietrznych łatwo zauważyć ich podobieństwo do tego, co opisywał Arnold. Nie będzie też wielkim nadużyciem, jeśli założymy, że pilot mógł być pod wpływem stresu spowodowanego niecodziennym zdarzeniem i błędnie zinterpretować to, co widział.

XB-35; źródło: US Air Force, public domain

Drugim wydarzeniem, które z dzisiejszej perspektywy można uznać za ukoronowanie manii latających spodków była katastrofa w Roswell. Rozbiło się tam coś, co również zostało opisane przez okoliczną ludność jako obiekt nieprzypominający niczego, co kiedykolwiek wcześniej widzieli na niebie. W 2011 r. amerykańska dziennikarka śledcza mająca na koncie nominację do Nagrody Pulitzera, Annie Jacobsen, wydala książkę będącą relacją z jej śledztwa, pt. „Area 51: An Uncensored History of America's Top Secret Military Base” (w wolnym tłumaczeniu: „Strefa 51: Nieocenzurowana Historia Najtajniejszej Bazy Wojskowej”). Powołuje się w niej na anonimowe źródło, osobę związaną blisko z bazą znaną jako Strefa 51, która zaproponowała jej zaskakujące wyjaśnienie sensacji z Roswell:

Latający dysk naprawdę rozbił się w Nowym Meksyku… i następnie został przetransportowany do Strefy 51. Nie pochodził jednak z Marsa. Przyleciał z Rosji.

Źródło Jacobsen twierdzi, że w owym statku powietrznym w kształcie dysku byli jak najbardziej ludzcy piloci. Nie kosmici, lecz Rosjanie.

Jaka jest prawda na temat Roswell i kosmitów?

Jak było naprawdę? Być może ktoś kiedyś odtajni informacje na temat Roswell, które nie będą mogły już zaszkodzić interesom USA. Być może nigdy nie dowiemy się prawdy. Jednak nawet niewyjaśnione i nieprzestające budzić emocje po wielu dekadach sprawy wcale nie muszą mieć powiązania z kosmitami. Siły Zbrojne na całym świecie, a już na pewno w USA, nieustannie pracują nad nowymi technologiami i co naturalne starają się utrzymać je w tajemnicy.

Poszukiwane są nowe rozwiązania, które niekoniecznie muszą mieć postać taką, jaka bliska jest powszechnym wyobrażeniom w popkulturze i mediach. Tak było zwłaszcza w przeszłości, gdy obieg informacji i zasób wiedzy przeciętnego człowieka były nieporównanie mniejsze niż dziś. W końcówce lat 40 ubiegłego wieku tempa nabierał zacięty technologiczno-militarny wyścig pomiędzy dwoma ówczesnymi mocarstwami USA i ZSRR. Zasoby obydwu państw zasiliło wielu przedstawicieli nauki i przemysłu nazistowskich Niemiec, którzy posiadali ogromną wiedzę i mieli na koncie niemałe osiągnięcia na drodze do stworzenia broni nowej generacji.

Przy całym ogromie i wieku Wszechświata, które z pewnością pozwalają na istnienie inteligentnych cywilizacji zdolnych do podróży kosmicznych, jeśli chodzi o słynne Roswell i przynajmniej niektóre latające spodki, wyjaśnienia mogą być o wiele bardziej przyziemne niż się nam wydaje.

REKLAMA

Więcej niesamowitych historii:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA