Mam magnetofon, gramofon i chcę walkmana. Nazywają mnie naiwniakiem
Na nostalgii można nieźle zrobić. Nie każdy stary sprzęt w domu to przyznanie, że "kiedyś było lepiej", a teraz to nie ma niczego. Tech-nostalgia pozwala nam na nowo docenić dobre pomysły.
Zapowiedź nowego walkmana Sony wywołała sporo emocji. Spieraliśmy się w redakcji, również w komentarzach czytelnicy debatowali, czy taki sprzęt ma jeszcze sens. Przedmiotem sporu tak naprawdę nie było jednak samo urządzenie. Chociaż pojawiały się określenia, że to "wybrakowany smartfon" (lub wręcz przeciwnie: udoskonalony o walory muzyczne), to przecież mimo wszystko mamy do czynienia z nowoczesnym rozwiązaniem.
Oczywiście możemy dyskutować, czy urządzenia z taką specyfikacją zasługują na miano nowoczesnych rozwiązań, ale bez wątpienia nowemu Walkmanowi bliżej do XXI wieku, niż protoplaście na kasety. Zatem to Walkman działa jak płachta na byka. U jednych wywołuje pozytywne skojarzenia, a innych doprowadza do nerwów. Pojawia się zarzut, że to żerowanie na sentymencie i nostalgii.
Na papierze jestem łatwym celem dla producenta nowego Walkmana
Mam magnetofon, słucham muzyki na winylach, czytam papierowe książki. Kulturę wolę odbierać analogowo. Mimo wszystko mogę zgodzić się z tym, że stanowię raczej niszę. Potrafię racjonalnie wytłumaczyć potrzebę zakupu przenośnego odtwarzacza muzycznego, tak jak i kupno gramofonu czy magnetofonu (a nawet magnetowidu...), lecz nie da się ukryć, że za boom na winyle czy kasety odpowiadają w głównej mierze ci, którzy chcą "powrotu do przeszłości". Tylko właściwie dlaczego chcą to zrobić i skąd ta moda się wzięła?
Pójdźmy tropem Zygmunta Baumanna. W swojej książce "Retroutopia. Dlaczego rządzi nami przeszłość?" filozof zwracał uwagę na niepewność i kruchość współczesnego świata. Ogromne nierówności, niskopłatne prace bez gwarancji dłuższego zatrudnienia, drogi wynajem i niedostępne kredyty – bardzo łatwo wymienić te powody tłumacząc, dlaczego współczesne młode pokolenia są przekonane o tym, że będzie żyło im się gorzej niż ich rodzicom. I dlaczego jak mantra powtarza się, że "kiedyś było lepiej", choć to wcale niekoniecznie musi być prawdą.
Przy tym świat technologii jest oczywiście mało poważnym problemem, ale przecież i on jest tak samo niepewny i skomplikowany jak codzienność. Weźmy mnogość wyboru. Co rusz pojawia się nowy telefon, niby taki sam jak wszystkie, ale jednak inny. Za rok będzie kolejny model. Kupić, czy nie kupić? Wstrzymać się, czy zaryzykować przyszłe rozczarowanie? Zostać przy obecnym, czy odkładać na następny? A co jeśli będzie pozbawiony wejścia słuchawkowego czy też wprowadzą do niego nowość, która okaże się zbędna?
Problemy pierwszego świata, wiem. Ale takie dylematy też potrafią przytłoczyć. Nic więc dziwnego, że popularnością cieszą się telefony, które "nic nie potrafią", jak sprzęty z końcówki XX wieku. Przesyt to jedno. Ważne jest też poczucie bezpieczeństwa, spokoju. Kładąc płytę na talerzu wiem, że jeśli jej nie zniszczę, to na pewno będzie grać i grać. Tego samego nie mogę jednak powiedzieć o plikach wrzuconych w chmurę.
Mam spore zastrzeżenia do środowiska audiofilów, ale też nie sposób nie zgodzić się z nimi, kiedy stwierdzają, że porządny sprzęt z lat 70. gra do dziś i o czymś to świadczy. Zestawmy to z popularnym strachem o zepsucie się urządzenia dzień po tym, gdy gwarancja wygaśnie. Dawniej sprzęty były na lata, dziś są chwilowe. Łatwo uznać, że wzmacniacz, który pamiętamy z rodzinnego domu, ma duszę, skoro przetrwał tyle lat. Pralka, telewizor czy telefon, który rok temu był nowością, lata moment przejdzie do historii.
Kupując używany sprzęt wiemy, że on się nie zmieni. Telefony, laptopy, tablety, telewizory ciągle są w fazie ewolucji – i cieszę się, bo dzięki temu powstają fantastyczne pomysły, jak dwuekranowy laptop. Jednak wymaga to ciągłej adaptacji, śledzenia nowinek, presji bycia na czasie. A to dodatkowe utrudnienie w pędzącym świecie, w świecie, jak pisze Baumann, "który ciągle zaskakuje i uporczywie zbija z tropu swych niczego niespodziewających się mieszkańców".
Każda konferencja technologicznego giganta budzi emocje, bo spodziewamy się niespodziewanego, ale też zbyt radykalnych zmian się boimy. Tymczasem moda na retro i vintage pozwala upchnąć sprzęt w dobrze znane ramy. Tu już się nic nie zmieni. Jesteście spokojni i bezpieczni. Jesteście u siebie.
Walkman czy gramofon irytują tym powrotem do przeszłości, ale przecież dzieje się to od dawna i na wielu poziomach. Nawet pierwsze telefony komórkowe pozwalały na wyświetlaczach pokazywać godzinę podrabiając zegarek ze wskazówkami. Zresztą do dzisiaj to samo robią smartwatche. Te naszpikowane technologiami i czujnikami urządzenia na materiałach promocyjnych udają zwykłe zegarki. "Okazuje się, że jest to pastisz wcześniejszej, minionej estetyki (…) nostalgiczne technogadżety nie pokazują przeszłości jako 'obrazu świata', lecz obraz obrazu przeszłości" – pisał Jerzy Stachowicz w książce "Technogadżet w magicznym świecie konsumpcji".
Na podobną kwestię zwracał uwagę Michał Kłosiński w tekście "Technologie nostalgii. Analiza retrotopii w grze World of Warships". Właśnie w tej wojennej sieciowej produkcji pojawił się polski niszczyciel ORP Błyskawica. "W grze wskrzeszony zostaje alternatywny, lepszy świat przeszłości", bo polski okręt nabiera nowych i często lepszych niż w rzeczywistości cech. Uwypuklone zostają te pozytywne, przemilczane – negatywne, bo przecież to jednak gra i zabawa. Tworzy się nowy, wirtualny obraz istniejącego dawniej okrętu.
To samo możemy powiedzieć o nowych Walkmanach, gramofonach czy innych sprzętach, które udają dawne
Eliminują problemy, jak wciąganie taśmy w leciwych walkmanach, czy fakt, że mieliśmy dostęp do bardzo ograniczonej liczby płyt. Dziś z rozrzewnieniem wielu wspomina, że albumy mieli tylko nieliczni, słuchało się więc tego, co np. sąsiad dostał od cioci z Wielkiej Brytanii. W kombatanckich historiach jest to nawet urocze, ale w rzeczywistości dostęp do kultury musiał być szczególnie w Polsce powodem frustracji. Teraz można to z nawiązką nadrobić, bo na winylach pojawiają się reedycje niemal wszystkiego. Co zresztą doprowadza do kryzysu na rynku, bo bogate wytwórnie muszą wypuścić milion płyt Adele i Elvisa Presleya, a maluczcy nie mogą wytłoczyć swoich nowych, współczesnych dzieł.
Miałem bronić retromanii, a w zasadzie podrzucam argumenty oponentom. Bardzo łatwo przecież dojść do wniosku, że moda na stare sprzęty służy wielkim firmom, które mogą bogacić się naiwniakach chcących realizować swoje marzenia z przeszłości. Na dodatek łudzą się, że słuchanie na kasetach czy winylach było czymś fajnym, podczas gdy w rzeczywistości rodziło to wiele problemów. Sami siebie oszukują i jeszcze za to płacą!
Mimo wszystko uważam, że stare sprzęty – czy to używane, czy wzorowane na dawnych – wcale nie pełnią wyłącznie takiej konsumpcyjnej roli. Kiedy słucham muzyki na kasecie, nie robię tego dlatego, bo chcę wrócić do wczesnych lat 90. Odkrywam ten nośnik na nowo, mając wreszcie ku temu dobre możliwości. Gdy zobaczyłem, jaki gramofon był w piwnicy moich dziadków, nie dziwiłem się, że płyty brzmiały na nim fatalnie. Oczywiście dziś też znajdziemy pełno słabych gramofonów, żerujących właśnie na tanim sentymencie, ale to efekt uboczny, a nie zamierzony cel.
Kiedy pokazałem znajomemu jak wygląda jedna z moich ulubionych gier 2022, prawie mnie prześwięcił
W dobie niesamowitych kart graficznych, niemal fotorealistycznej grafiki, mamy wracać do czasów pixel-artu? Tyle że moda na retro pozwala nam uciec od pogoni za doskonałością i skupić się na czymś innym, ale równie ważnym, jak pomysł, sama rozgrywka czy np. muzyka. Tak jak łatwiej jest wydać muzykę na kasecie niż w dużej wytwórni, tak dzięki modzie na pixel-art dostaliśmy mnóstwo kapitalnych produkcji o małych ekip, a często nawet samodzielnych twórców.
Zdaję sobie sprawę, że bardzo łatwo wpaść w pułapkę. Z jednej strony cenię kasetowy brud, niedoskonałość nośnika, charakterystyczne brzmienie czy też pikselową grafikę w indie produkcjach, zaś z drugiej coraz większą uwagę zwracam na to, jak gra gramofon i jakie kolumny w przyszłości mógłbym kupić, żeby kontrabas brzmiał jeszcze czyściej i wyraźniej. Ten paradoks łatwo jednak wytłumaczyć, a nawet usprawiedliwić – w tym właśnie rzecz, że dzisiaj możemy do sprzętów podchodzić wielowymiarowo. Nie tylko jak do czegoś, co ma spełnić jedną, konkretną funkcję: być jak najlepszym, najszybszym, najgłośniejszym. Oczywiście, że możemy puścić płytę na portalu streamingowym i dobrze się bawić, ale możemy też docenić ją na wiele różnych sposobów.
Warto nabyć umiejętność doświadczania [nostalgii] i w razie odpowiednich okoliczności umieć ją przeżyć – komentowała dr Anna Braniecka z Katedry Psychologii Pozytywnej, autorka badania na jej temat. Mam wrażenie, że podobny proces odpowiedniego "przeżywania" nostalgii zachodzi w świecie technologii, czego dowodem jest choćby Walkman. Ja już nie mogę doczekać się ulepszenia dawnej idei.