Stadia umarła. Wszystkich 12 użytkowników w żałobie, w tym niestety ja
Google Stadia wczoraj umarła. Wtyczka zostanie wyciągnięta 18 stycznia, ale już dziś nie ma sensu grać w tej usłudze. Czuję się, jakby Google wbił mi nóż w plecy, bo byłem ze Stadią od pierwszego dnia jej działania w Polsce.
29 lipca pojawiły się przecieki o tym, że Stadia ma zostać zamknięta. Taką informację miał zdradzić w nieoficjalnej rozmowie jeden z regionalnych menadżerów Google’a na zamkniętej imprezie. Przy tym przecieku padał termin zamknięcia "do końca lata", co uśpiło czujność wielu osób, ale osobiście od tego czasu przestałem mieć zaufanie do Stadii.
Tymczasem wczoraj Google na oficjalnym blogu, a także we wszystkich mediach społecznościowych, poinformował o końcu usługi Stadia. Szerzej informowaliśmy o tym wczoraj, ale najważniejsze informacje są trzy: Google wyłącza wtyczkę 18 stycznia, sklep Stadii już teraz nie działa, a wszystkie pieniądze wydane w usłudze na gry lub sprzęt (ale nie na abonament Pro) zostaną zwrócone.
Stadia zaczęła z wysokiego C
Google, chmura, duże pieniądze w tle. Co mogło pójść nie tak? Wszystkie elementy tej układanki były na swoim miejscu, ale kolejny raz okazało się, że Google po prostu nie ogarnia rynku gier.
Debiut Stadii był bardzo mocny, bo usługa zaczęła z wysokiego C. Red Dead Redemption 2 jako jeden z tytułów startowych pozwalał dawać nadzieję, że Google’owi udało się pozyskać najbardziej atrakcyjnych w branży partnerów do rozwoju gamingu w chmurze. Kolejne premiery gier Ubisoftu tylko to potwierdzały.
Debiut w Polsce był jeszcze lepszy, bo zbiegł się w czasie z premierą Cyberpunka 2077, który był dostępny w Stadii. Ba, Stadia była platformą, na której Cyberpunk tuż po premierze działał najlepiej. Sam przeszedłem tę grę właśnie na Stadii i był to mój pierwszy tytuł ograny od A do Z w chmurze. Od tej pory streaming jest moim głównym sposobem grania.
Jednocześnie Stadia umierała od dawna
Jako użytkownik Stadii widziałem, że w usłudze dzieje się źle. Dużych premier segmentu AAA było mało, a poza grami Ubisoftu premiery były nieliczne. Był problem z dodatkami do gier i z aktualizacjami. Było sporo niezrealizowanych obietnic. Pamiętacie jeszcze zapewnienia Google’a o tym, że można będzie oglądać gamplay gry na YouTubie i samemu wskoczyć do gry dokładnie w tym samym momencie dzięki Stadii? No właśnie.
Marketing Stadii? Jaki marketing? Ta usługa nie miała żadnej promocji w internecie. Profile społecznościowe świeciłyby pustkami, gdyby nie dyskusje dość prężnej (choć nielicznej na tle innych usług) społeczności.
Google minimalizuje wściekłość graczy po zamknięciu Stadii. Zwrot pieniędzy to dobry ruch
Google informuje o zamknięciu Stadii ok. 3,5 miesiąca przed fizycznym wyłączeniem usługi. Tym samym daje graczom trochę czasu na skończenie gier, które czekają w kolejce. To dobre zagranie, choć osobiście, przy moim wolnym tempie grania połączonym z dużą "kupką wstydu" bardziej pasowałby mi okres sześciu miesięcy.
Do tego Google zwróci graczom pieniądze wydane w Stadii. Zwroty dotyczą gier i dodatków kupowanych bezpośrednio w sklepie Google Stadia, a także sprzętu (kontrolerów i zestawów z Chromecastami) kupionego w niedostępnym w Polsce Google Store. Niestety Google nie zwróci pieniędzy za płatności wewnątrz gier oraz za abonament Stadia Pro.
Zwrot pieniędzy to bardzo prokonsumenckie zagranie, bo przecież Stadia była osobną platformą, a więc w tytuły kupione na Stadii nie zagramy nigdzie indziej.
Pieniądze to nie wszystko. Stadia okazała się po prostu stratą czasu
W całym zamknięciu Stadii najbardziej bolą mnie sejwy z gier, które najpewniej przepadną. Cross-save z innymi platformami ma tylko część tytułów, w tym m.in. tylko najnowszy Assassin’s Creed Valhalla. W innych tytułach jest z tym średnio.
Najlepszym przykładem jest Cyberpunk 2077, w którym aktualizacja 1.6 dodała cross-save. Można bez problemu przenieść swój zapis z peceta na Xboxa, ale o Stadii można zapomnieć. Gra w wersji na Stadii po prostu nie ma dodanej funkcji cross-save. Jest to skandal.
Na szczęście są sposoby, by jakoś sobie z tym poradzić. Można pobrać z Google’a swoje dane osobowe, zaznaczając, by pobrać jedynie dane z usługi Stadia. Powinniśmy tam znaleźć pliki zapisu gier, ale pozostaje pytanie, czy inne usługi (np. Steam) zaakceptują taki plik w bezbolesny sposób. Jeśli nie, dosłownie setki godzin gry pójdą na marne.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gracze byli po prostu betatesterami zaplecza cloud gamingu. Finalnie nie zapłacili za to pieniędzmi, ale zapłacili swoim czasem. A teraz Google planuje sprzedawać swoje zaplecze strumieniowania na zewnątrz. Pierwszym klientem jest Capcom, który zrobił własny streaming dla Resident Evill. Takich streamingów może być więcej.
Zamknięcie Stadii wygląda, jakby decyzja została podjęta w 15 minut
Po pamiętnym wycieku z lipca, kiedy dowiedzieliśmy się o nadchodzącej śmierci Stadii, Google zaprzeczał. Dziś te deklaracje zestarzały się wyjątkowo źle.
Ponadto Google zaledwie kilka dni temu wdrożył… redesign całej usługi. Są nowe aplikacje webowe, które wyglądają zdecydowanie lepiej. Rychło w czas.
Do tego sklep Stadii do samego końca stał w rozkroku. Jeszcze kilka godzin przed zapowiedzianym końcem usługi można było kupić na Stadii Fifę 23 w przedsprzedaży. Z kolei gra zadebiutowała oficjalnie dziś o północy, czyli kilka godzin po zamknięciu sklepu Stadii. Teraz nie ma więc możliwości zakupienia gry. Po co wobec tego była promocja FIFY 23?
Najbardziej absurdalnie wyglądają jednak wpisy deweloperów, którzy o śmierci Stadii dowiedzieli się z mediów. Na Twitterze wyrastają wątki o tym, że kolejne studia przygotowywały swoje gry z myślą o premierze m.in. na Stadii, a teraz nie wiedzą, co mają zrobić.
Umarła Stadia, niech żyje streaming
Wyłączenie Stadii można czytać jako porażkę streamingu, ale to nieprawda. Jest to wyłącznie porażka Google’a jako dostawcy infrastruktury dla graczy.
Spójrzmy bowiem na alternatywy dostępne w Polsce, czyli GeForce Now i Xbox Cloud. Obie usługi rosną, są stale rozwijane i widać, że Nvidia oraz Microsoft pompują w nie góry pieniędzy. Korzystam z obu tych rozwiązań i każde z nich jest na swój sposób genialne. GeForce Now ma zdecydowanie najlepszą jakość grafiki oraz najmniejszy input lag, natomiast Xbox Cloud ma arcyciekawy model dystrybucji, gdzie usługa streamingu jest spięta z kontentem, czyli grami w ramach Game Passa.
Eksperyment pt. Stadia pokazał, że długofalowo podejście Nvidii jest po prostu bezpieczniejsze dla gracza. Gry kupujemy na zewnętrznych platformach, więc nawet gdyby kiedyś GeForce Now został zamknięty (odpukać w niemalowane!), to nasze gry i sejwy pozostaną nietknięte. Dla mnie jest to mocny argument za GeForce Now.
A Stadia? Może gdyby trafiła w inny czas rynkowy. Może gdyby premiera nie zbiegła się z pandemią, kiedy każdy szukał cyfrowej rozrywki, by nie zwariować w domu. Może gdyby usługa nie trafiła idealnie w moment braku dostaw kart graficznych, kiedy gracze szukali alternatyw dla drogich pecetów... Biednemu zawsze wiatr w oczy.