Lada moment będziemy się dziwić, że mogliśmy tak żyć
Rewolucyjne zmiany w miastach zachodzą na naszych oczach. Szkoda tylko zmarnowanych lat.

Ostatnio na jednej z grupek wyświetliło mi się stare zdjęcie ul. Piotrkowskiej, najprawdopodobniej z lat 70. Była to typowa ulica w mieście, z normalnym ruchem samochodowym. Wiele osób, w tym ja, narzeka jeszcze, że chluba Łodzi ciągle nie jest pełnoprawnym deptakiem na swej najbardziej reprezentatywnej części, ale mimo wszystko ruch samochodów jest ograniczony. W zdjęcie z lat 70. trudno było uwierzyć.
Mam wrażenie, że za kilkanaście lat podobne uczucie będzie towarzyszyć spoglądającym na zdjęcia naszych aktualnych ulic, skrzyżowań czy placów, po których obecnie spacerujemy. I my będziemy dziwić się, że tak żyliśmy. Zmiany, które zachodzą, są znaczące, choć ich tempo momentami może rozczarowywać. Sam chciałbym, żeby rozkuwanie betonu było intensywniejsze, bardziej bezkompromisowe. Może przez to, że chcę więcej, nie doceniam aż tak bardzo tego, co już się zmieniło?
Centrum Łodzi, tuż przy wejściu na deptakową – choć tylko z nazwy, bo środkiem chodzić lepiej tylko podczas długich weekendów i świąt, kiedy piesi opanowują miasto – część Piotrowskiej, to dobry przykład. Piotrkowską przecina trasa W-Z, łącząca dwa duże łódzkie osiedla. Od kilku lat jest też przystanek Stajnia Jednorożców, najważniejszy punkt przesiadkowy dla tramwajów. To właśnie ta okolica przeszła gruntowną zmianę. Pamiętam czasy przed powstaniem tunelu samochodowego, kiedy chcąc szybciej przejść na drugą stronę, trzeba było skorzystać z podziemnego przejścia. Wystawiali się tam sprzedawcy filmów dodawanych do gazet. Dzięki temu za nieduże pieniądze – 5 zł za sztukę – zbudowałem niemałą kolekcję filmową.
Od kilku lat tunelem jeżdżą wyłącznie auta, a piesi odzyskują przestrzeń na powierzchni. Ludzie spotykają się przy pomniku jednorożca, który nawiązuje do kolorowego centrum przesiadkowego. Na początku mi się nie podobał, wydawał się kiczowaty, ale z czasem nabrałem do niego sympatii. Dla turystów jest atrakcją, a dla mieszkańców stanowi punkt spotkań. Przechodząc widać, że to miejsce startu. Grupy się zbierają i stąd ruszają na Piotrkowską. Powstało coś z niczego, niewielki placyk ożył, coś się wokół niego dzieje.

A dziać będzie się jeszcze więcej. Po jednej i drugiej stronie następuje odbetonowanie przestrzeni. Wielkie? Nie rozpędzałbym się, ale zmiany są spore. Już je widać. Przy drapaczu chmur posadzono drzewa, już nie tylko przy ulicy, ale również na placyku zrobiło się zielono. Niewielka zmiana, ale przyjemna. Robi naprawdę sporą różnicę. Za kilka lat rośliny będą dawały cień, więc jeszcze milej będzie odpoczywać na siedziskach przypominających kamienie. Zresztą już wiele osób na nich siada. Nawet niewielkie wyspeki z roślinami cieszą oko, pokazując, że można zieleń wciskać niemal wszędzie. Wystarczy chcieć.
Nieopodal wytworzyła się sympatyczna alejka z drzewami. Jeszcze kilka lat temu było pusto, aż razi to w oczy:

fot. Google Street View, 2017 r.

fot. Google Street View, 2024 r. (nie widać też drzew w tle, a są)
Szkoda tylko, że zmiany dzieją się dopiero teraz. Tym bardziej że powyższe zestawienie dobrze pokazuje, że im wcześniej się zaczęło, tym lepiej, bo trzeba poczekać, aż rośliny urosną itd.
I nie chodzi o to, że do zabetonowania polskich miast doszło przed laty. Przestrzeń, która teraz wypełnia się zielenią, mogła stać się zieloną oazą nie tak dawno temu. Okolica, gdzie dochodzi do mini-rewolucji, przeszła gruntowną zmianę za sprawą sporego wieżowca i hotelu, który się wybudował. Już wtedy można było zadbać o drzewa, trawy, rośliny, a mimo to pozostawiono betonową pustynię. Inwestycja została oddana do użytku… w grudniu 2020 roku! Po pięciu latach konieczna była rewitalizacja.






Podobny błąd popełniono w innych częściach miasta, dzięki czemu można było wjechać bohatersko na białym koniu i pięknie mówić o ekologii. Dobrze, że przyznano się do błędu i zdecydowano na zmianę, ale czy naprawdę nie dało się przewidzieć skutków wcześniej, skoro temat betonozy był na ustach wszystkich od dłuższego czasu?
Stąd ten żal – już teraz mogliśmy żyć w lepszej przestrzeni, gotowej na zmianę klimatu. Przespano kilka lat. A przecież już wtedy znany był problem suszy, braku zieleni w miastach, rosnących temperatur. I dlatego teraz trzeba było zrywać beton, robiąc miejsce drzewom i kwiatom.
Pocieszam się, że za kilka lat przestanie mieć to znaczenie
Będziemy mieć w końcu lepsze otoczenie do życia. Robiąc slalom pomiędzy drzewami w centrum miasta, będziemy dziwić się, że kiedyś plac wyglądał inaczej, był betonowym skwerem. Jasne, po drodze jest jeszcze wiele do zrobienia. Miasta sadzą drzewa, ale później o nich zapominają. To dopiero początek drogi. I chociaż żałuję, że zmiany zachodzą może zbyt powoli, z opóźnieniem, to jednak nie sposób nie docenić, że przynajmniej w końcu obraliśmy właściwy kierunek. Różnicę już czuć.