REKLAMA

Zapłaciłem za magnetofon 2 tys. zł. I uważam, że to był bardzo dobry zakup

TEAC W-1200 to sprzęt wyjątkowy, bo najprawdopodobniej to obecnie jedyny masowo produkowany magnetofon. Alternatywy wśród nowych produktów praktycznie nie ma, ale czy to jedyny powód, by już niemal na przełomie 2022 i 2023 roku sięgnąć po tak - wydawałoby się - archaiczny sprzęt?

magnetofon
REKLAMA

Jeżeli jesteś sobie w stanie wyobrazić, że w 2022 roku można słuchać kaset, pomiń początkowe akapity, dam znać, gdy przejdziemy do czysto sprzętowych kwestii. Najpierw traktowałem kasety jako zwykły gadżet. Chciałem wesprzeć artystę, ale też mieć coś fizycznego, a nie tylko muzykę w postaci plików. Taka forma kolekcjonerstwa bardzo szybko mi się spodobała, bo niemal każdy album wydany w tej formie był małym dziełem sztuki. Od przepięknych okładek, po sam kolor kaset. I fakt, że to ręczna robota. Ktoś, najczęściej wydawca, ale również sam artysta drukuje, wycina czy w końcu nagrywa na taśmę. Żmudny proces, czyste rękodzieło w myśl zasady DIY. Żadna masówka, skoro mało które wydawnictwo składa się z więcej niż 100 sztuk – regułą jest 50, jeszcze częściej 20-30 egzemplarzy.

REKLAMA

Kiedy ktoś pytał mnie, czemu kupuję kasety (a takie pytania zdarzają się często, kiedy np. po koncercie stoję przy barze z paczką zakupionych albumów) najpierw odpowiadam właśnie o estetycznych wartościach. To po prostu ładny produkt. Dawniej wlatywał argument o, nazwijmy to, punkowości. Muzyka na taśmie brzmi gorzej, niszczeje. Mateusz Wysocki z wydawnictwa Pawlacz Perski mówił, że "kaseta to pokora wobec dźwięku, ćwiczenia z cierpliwości". Wiedziałem, co miał na myśli, bowiem wówczas kaset słuchałem albo na starym radiu, albo odkurzonym walkmanie. Odpalałem je nie pomimo niedoskonałości, ale właśnie dla nich.

Tyle że niedoskonałość to wcale nie jest cecha kaset. Co więcej, uznanie, że kasety są dobre, bo brzydkie, to bardzo niesprawiedliwa i krzywdząca ocena. Przekonałem się o tym dopiero całkiem niedawno, kiedy po latach kupowania kaset zdecydowałem się na pierwszy porządny magnetofon. Po krótkim przeglądzie polecanych przez znajomego modeli, wybrałem sprzęt, który był ładny, dobry i nie aż tak drogi. Pojechałem do pana z ogłoszenia, który okazał się być prawdziwym audiofilem z memów. Przeprosił mnie, że kable zwykłe, a nie pozłacane, ale mieszkanie w remoncie, on tu tylko od czasu do czasu bywa. Magnetofon kupił w latach 70., potem jednak zdecydował się na lepszy model, a upatrzony przeze mnie sprzęt grywał od czasu do czasu. Wizualnie prezentował się nieźle, grał również bardzo ładnie, więc pan profesjonalnie go zapakował, rozliczyliśmy się i zadowolony z magnetofonem pod pachą pojechałem do domu. A tam na nowo zakochałem się w kasetach.

Zauroczyło mnie brzmienie. Ciepłe, ale trochę inne niż w winylach. Wiem, że bardzo łatwo wpaść w szufladkę z napisem "audiofil-wariat", ale dopiero wtedy zrozumiałem piękno kaset. Sęk w tym, że po kilku miesiącach magnetofon padł. Diagnoza: paski do wymiany, ale może to być silnik, a wtedy to kaput. Cena naprawy nie była problemem, za to czas – owszem. Niby kasety to relikt przeszłości, ale do nielicznych majstrów stale ciągną maniacy, którzy znoszą zepsuty (a pewnie często znaleziony/odzyskany) sprzęt i proszą o pomoc. Mój magnetofon mógłby zostać w warsztacie 2-3 miesiące, co było fatalną wiadomością, bo chciałem muzyki słuchać ciągle. Co robić? Kupić inny używany czy nowy? Postawiłem na TEAC W-1200 z ciekawości, czy współczesny magnetofon ma jeszcze sens. Wiem jednak, że w końcu naprawię stary, a zapewne moja domowa kolekcja "kaseciaków" jeszcze się powiększy.

TEAC W-1200 – teraz wreszcie zajmiemy się sprzętem

Pierwszy kontakt z magnetofonem był lekkim rozczarowaniem. Owszem, wygląda potężnie. Razi jednak w oczy plastikowość. Kiedy dotyka się przycisków, czuje się taniochę. A przecież to jednak sprzęt za 2 tys. zł. Wiem, że w świecie audiofiliskim to mniej więcej tyle, co cena wczorajszej kajzerki, ale jednak. W porównaniu do mojego poprzedniego egzemplarza z lat 70. różnica była kolosalna. Tam wciśnięcie dowolnego przycisku miało w sobie coś z magii, ekscytacji, że obcuje się z klasą. Z daleka aż tak to nie razi - choć pilot przypomina o wykorzystaniu przez producenta kiepskich materiałów - ale jednak przedni panel można uznać za wadę TEAC W-1200.

 class="wp-image-3056934"

O tej niedoróbce zapomniałem z innego powodu: TEAC W-1200 po prostu solidnie gra. Przetestowałem mnóstwo kaset: od ambientowych albumów, przez nagrania terenowe czy elektronikę, na rapie czy Ewie Demarczyk kończąc. Byłem zaskoczony, jak wiele magnetofon wyciągnął z bardzo starej, zakurzonej kasety. Najpierw słuchałem będąc podłączonym do zestawu Denon CEOL-N10 i standardowych kolumn, by potem przenieść się na wzmacniacz PMA-600NE. W tej konfiguracji podoba mi się "głębia" utworów, a także przyjemny, ciepły bas. Największe zaskoczenie było jednak w tym, że magnetofon grał "czysto", ale dodając charakterystyczne brzmienie kaset. Przez to mój ulubiony album Mac Millera w wersji kasetowej przebija wersję cyfrową.

Dużo zależy też od tego, jak sama kaseta została nagrana. Np. album Komet "Paso fino" faktycznie pod względem wokalu brzmi płasko, głos jest jakby wytłumiony. Ale już perkusja, bas czy klawisze mają ciepłą barwę, dla której sięgam po kasety. Epka garażowego Sheer Mag udowodniła mi, że o żadnej płaskości nie ma mowy – wręcz przeciwnie, mogłem mówić o wręcz koncertowych doznaniach.

Na bardziej audiofilskim blogu Stereo i Kolorowo czytamy, że

Nie czuję się audiofilem - choć mam wrażenie, że jestem na początku tej drogi - więc może dlatego z tak raczej surową oceną się nie zgadzam. Mnie W-1200 wyleczył z protekcjonalnego oceniania kaset, pokazując, że w tym niepozornym nośniku mogą skrywać się dźwięki, których nie dostaniemy w plikach, na płycie CD czy winylu. Słucham dużo muzyki, różnorodnej, na kasetach mam wiele gatunków i uważam, że na tym magnetofonie brzmią one więcej niż dobrze.

REKLAMA

Największym minusem W-1200 jest… brak konkurencji

Nie ukrywam, że w moim przypadku o zakupie zadecydował fakt, że dostanę gwarancję, możliwość naprawienia sprzętu, do którego części zapewne istnieją. Dla niektórych plusem może być możliwość zgrania muzyki do plików (dla mnie to jednak bez różnicy, bo kupuję na kasetach muzykę nową, więc pliki dostaję na Bandcampie). Przede wszystkim ten magnetofon... jest, i to na szczęście w naprawdę dobrej formie. Jeżeli macie sentyment do kaset i myślicie, żeby do nich wrócić, to za sprawą W-1200 się w nich rozkochacie. A potem, jak ja, być może będziecie myśleć o dalszych eksperymentach, zakupach czy testach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA