Byli pewni, że za Merkurym nic ma. Teraz odkryli obiekt bliższy Słońca niż ta planeta
Poszukiwanie jakichkolwiek ciał niebieskich w bezpośrednim otoczeniu Słońca stanowi poważne wyzwanie. Jakby nie patrzeć, trzeba przy tym szukać obiektów, które kryją się w blasku naszej gwiazdy.
Spoglądając nocą w niebo, astronomowie mogą z łatwością odkrywać kolejne planetoidy. Na tle ciemnego, nocnego nieba, odbijające światło słoneczne nawet niewielkie skały są łatwe do spostrzeżenia. Załóżmy jednak, że chcemy poszukać planetoid znajdujących się między Ziemią a Słońcem.
Tutaj jest już trudniej. Jakby nie patrzeć, musimy skupić się na jasnym dziennym niebie i na dodatek wszystkie obiekty znajdujące się między nami a Słońcem owszem są podświetlone przez naszą gwiazdę dzienną, ale nie z tej strony, którą my widzimy.
Poziom trudności jest zatem wielokrotnie wyższy. Stąd też założenie, że jeżeli kiedykolwiek zaskoczy nas jakaś planetoida na kursie kolizyjnym z Ziemią, to najprawdopodobniej będzie zbliżała się do nas od strony Słońca, niezauważona do samego końca. Taką zresztą planetoidą była ta, która spadła w pobliżu Czelabińska.
Czytaj więcej:
Odkryli planetoidę bliższą Słońcu niż Merkury.
Jak w najnowszym artykule naukowym donoszą astronomowie, właśnie udało się odkryć planetoidę, która zbliża się do Słońca na odległość zaledwie 20 mln km. Dla porównania Ziemia znajduje się 150 mln km od Słońca, a Merkury, pierwsza planeta Układu Słonecznego - 55 mln km. Tak blisko nikt planetoidy się nie spodziewał. Odkrycie było możliwe, tylko dzięki temu, że astronomowie obserwowali przestrzeń bezpośrednio otaczającą Słońce przez zaledwie 10 minut przed tym, jak Słońce wyłoni się spod horyzontu i 10 minut po tym, jak się pod nim skryje.
2021 PH27, bo takie oznaczenie nosi rzeczona planetoida, porusza się po orbicie eliptycznej, która nawet w najdalszym punkcie nie zbliża się do orbity Ziemi. Kiedy jednak obiekt ten zbliża się do Słońca na te 20 mln km, skały na jego powierzchni osiągają temperatury rzędu 500 stopni Celsjusza. Prognozy dla tego kosmicznego kamienia nie są zbyt obiecujące. Naukowcy podejrzewają, że w ciągu kilku milionów lat obiekt ten ostatecznie zakończy swoje życie zderzeniem z Wenus.
A może tak zderzenie z Ziemią?
W toku tych samych obserwacji prowadzonych za pomocą Dark Energy Camera w Chile, badacze odkryli jednak jeszcze jedną planetoidę. 2022 AP7 to obiekt o średnicy 1,5 km, który w peryhelium swojej orbity znajduje się bliżej Słońca niż Ziemia, a w aphelium nieco za Jowiszem. Widzicie już ten problem? Podczas każdego okrążenia Słońca obiekt ten przecina orbitę Ziemi. Póki co dochodzi do tego wtedy, kiedy i ten obiekt i Ziemia znajdują się po przeciwnych stronach Słońca.
Kiedy jednak dodamy kilka, kilkadziesiąt tysięcy lat to sytuacja się zmieni, i Ziemia i 2022 AP7 będą znajdowały się mniej więcej w tym samym miejscu w przestrzeni podczas przekraczania orbity Ziemi. Istnieje zatem możliwość, że ostatecznie planetoida ta zderzy się z Ziemią. Przy rozmiarach rzędu 1,5 km może to być poważny problem. Na szczęście jednak już przetestowaliśmy technologię uderzania w planetoidę, więc mamy tysiące lat na to, żeby dopracować ją na tyle, aby pozbyć się tego obiektu z naszej okolicy zanim będzie za późno.
Czytaj więcej:
- W stronę Ziemi leci planetoida. Ma wielkość wieżowca
- Chiny chcą nas chronić przed niebezpieczeństwem z kosmosu
- Ma kilometr średnicy i zbliża się do Ziemi. W niedziele będzie najbliżej naszej planety
- Jak obronić Ziemię przed planetoidami i uniknąć masowego wymierania? Pomysł jest prosty: wyślemy w kosmos pociski
Wracając jednak do 2021 PH27
Odkrycie planetoidy krążącej zaledwie 20 mln km od Słońca powinno stanowić pewną satysfakcję dla dawnych astronomów, którzy już od XVII wieku byli przekonani, że między Merkurym a Słońcem musi coś jeszcze być. Hipotetyczna planeta miała nawet własną nazwę - Wulkan. Pojawiały się nawet doniesienia o zaobserwowaniu planety, francuski matematyk Urbain Le Verrier ogłosił nawet odkrycie Wulkana w 1859 roku. Niestety jego obserwacji nigdy nie udało się potwierdzić. Przez długi czas podejrzewano, że Wulkan odpowiada za pewne drobne nieścisłości w orbicie Merkurego, stąd i poszukiwania trwały nadal. Wiara w istnienie Wulkana upadła dopiero w 1915 roku kiedy to opublikowana przez Einsteina ogólna teoria względności precyzyjnie wyjaśniła wszelkie nieścisłości orbity Merkurego zakrzywieniem czasoprzestrzeni w pobliżu Słońca.
Czytaj więcej:
No, chyba że założymy, iż Wulkan to w rzeczywistości Wolkan, planeta, na której urodził się Spock, a która później uległa zniszczeniu wskutek stworzenia osobliwości we wnętrzu planety. Być może dlatego jej już nie ma. Pytanie tylko: gdzie jest Spock?