REKLAMA

Szef Roskosmosu: Ameryka nie ma żadnego statku kosmicznego. SpaceX nie istnieje? Srogie piguły Rogozinie

Dmitrij Rogozin uciekł w świat własnych urojeń i stracił kontakt z rzeczywistością. Wicepremier i szef Roskosmosu stwierdził, że Stany Zjednoczone nie posiadają żadnego statku kosmicznego.

05.04.2022 08.54
Rosjanie przekonują, że SpaceX nie istnieje
REKLAMA

Dmitrij Rogozin, szef rosyjskiej agencji kosmicznej pojawił się ostatnio w chińskiej telewizji rządowej. Absurdy, które tam z siebie wyrzucał warte są odnotowania.

REKLAMA

Niemal od początku wojny na Ukrainie, wicepremier Rosji ds. obronności i sektora kosmicznego konsekwentnie niszczy każde przejawy współpracy rosyjskich inżynierów z zachodnim sektorem kosmicznym. Łazik ExoMars nie poleci dzięki niemu w tym roku na Marsa, sonda Wenera-D najprawdopodobniej w ogóle nie powstanie, OneWeb nie będzie wynosił już swoich satelitów na orbitę rosyjskimi rakietami, a ostatnio waży się nawet także przyszłość współpracy na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Ewidentnie jednak Rogozin postanowił okopać się na swoich pozycjach i na stałe przenieść się do świata własnych urojeń, w których to Rosja jest prawdziwą potęgą kosmiczną, z którą nikt nie może się równać. Pierwszym przejawem takiego odrealnienia była wypowiedź, w której Rogozin "zabrał zachodowi" swoje rakiety i powiedział, że teraz niech sobie Amerykanie latają na swoich miotłach. Owszem, rosyjskie rakiety to sprawdzony środek transportu, ale zdecydowanie niejedyny i tak naprawdę nikomu za bardzo nie będzie ich brakowało.

Rogozin: Ameryka nie posiada żadnego statku kosmicznego

Teraz jednak - właśnie w chińskiej telewizji - Rogozin przebił samego siebie. W rozmowie ze stacją CGTN Rogozin przekonywał, że Rosja jest kluczowym elementem istnienia Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Dlaczego?

Tylko rosyjski statek kosmiczny Sojuz może transportować amerykańskich, europejskich, kanadyjskich i japońskich astronautów na pokład stacji kosmicznej. Sojuz jest niezastąpiony, ponieważ Ameryka nie posiada żadnego statku kosmicznego

- powiedział Rogozin.

Powstaje tutaj pytanie: po co on w ogóle gada takie głupoty? Przecież wiadomo, że Rogozin jest świadomy istnienia Crew Dragona, a pyskówki z Elonem Muskiem nie są mu obce. Więcej, jeszcze do niedawna plan był taki, że dla zachowania jakiejś współpracy od czasu do czasu amerykańscy astronauci wciąż będą latać na stację na pokładzie Sojuza, a rosyjscy kosmonauci będą czasami korzystali z Crew Dragona. Sam Rogozin pół roku temu przekonywał, że SpaceX ma już odpowiednie doświadczenie, aby móc wozić rosyjskich kosmonautów na stację kosmiczną.

Szef Roskosmosu Dmitrij Rogozin w chińskiej telewizji: Rola Rosji w eksploracji kosmosu jest niezbędna

Być może szef Roskosmosu uznał, że część chińskiej opinii publicznej nie orientuje się w temacie i uwierzy mu na słowo? Możliwe także, że Rogozin chciał podkreślić rosyjskie doświadczenie i możliwości w przestrzeni kosmicznej mając nadzieję na nawiązanie szerszej współpracy z błyskawicznie rozwijającym się chińskim sektorem kosmicznym. Na to mogłyby wskazywać dalsze wypowiedzi, w których szef Roskosmosu przyznał, że z chęcią rozpocząłby współpracę z Chinami nad wysłaniem łazika na Marsa, po tym jak zerwał współpracę z Europejską Agencją Kosmiczną. Tu warto przypomnieć, że europejski łazik marsjański Rosalind Franklin miał dotrzeć na Marsa na pokładzie lądownika Kozaczok dostarczonego przez Roskosmos.

W całym projekcie łazika głównym elementem jest lądownik. Sam łazik nie jest tutaj tak istotny. Wydaje mi się, że moglibyśmy dokończyć tę misję z innym partnerem, na przykład z Chinami

- niby przypadkiem wspomniał Rogozin.
REKLAMA

Pytanie, czy Chiny będą zainteresowane współpracą z tak chaotycznym i niewiarygodnym partnerem. Jakby nie patrzeć Chiny bez niczyjej pomocy wysłały dwa lata temu swoją pierwszą sondę marsjańską Tianwen-1, a następnie za jej pomocą dostarczyły na powierzchnię Marsa łazik Zhurong, który do dzisiaj jeździ po równinach Utopia Planitia. Można zatem zakładać, że to Rosja potrzebuje partnera, ale Chiny już niekoniecznie.

Pozostaje mieć nadzieję, że inżynierowie z Państwa Środka nie dadzą się nabrać na tanie zagrywki kremlowskiego pachołka. Jakby nie patrzeć, przy najbliższej okazji może on tak samo pogonić nowych partnerów, jak i starych. Lepiej go zostawić samego sobie, niech się bawi swoimi rakietami na własnym podwórku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA