REKLAMA

Dawno nie było tak dobrego momentu, by dołączyć do świata Xboksa. Od Halo Infinite trudno się oderwać

Problematyczna dla Xboksa miniona generacja konsol do gier powoli odchodzi do przeszłości. To był świetny rok dla Microsoftu. Halo Infinite, od którego trudno mi się oderwać, to najlepsze podsumowanie minionego roku.

06.12.2021 20.52
halo infinite kooperacja
REKLAMA

Microsoft bardzo kiepsko zaczął minioną generację konsol do gier. Brak wiary w dalszą popularność salonowych gier wideo i próby przeobrażenia marki Xbox w obejmującą rozrywkę wszelakiego rodzaju – w tym muzykę, filmy czy seriale – zakończyła się porażką. Na szczęście reakcja była stosowna: Microsoft podziękował za dalszą współpracę ówczesnemu kierownictwu i awansował Phila Spencera na nowego szefa marki. Decyzja, jak się później okazało, była strzałem w dziesiątkę.

REKLAMA

Czytaj też:

Opisanie Spencera frazesem właściwy człowiek na właściwym miejscu byłoby niedopowiedzeniem. Nowy szef działu gamingu uratował podupadającą markę prowadząc zmyślną politykę, nastawioną głównie na graczy. Odświeżenie sprzętowe konsol Xbox One bez łamania zgodności ze sprzętem w jego pierwszej iteracji, wydanie kosmicznych pieniędzy na przejęcie najlepszych twórców gier w branży czy wprowadzenie innowacyjnych usług Xbox Game Pass czy Xbox Cloud Gaming, ponowna ekspansja na rynek PC to tylko część licznych dokonań Spencera.

Ten jednak nie jest cudotwórcą. Mimo wspomnianych sukcesów Spencer nadal musiał się mierzyć z bałaganem pozostawionym przez jego poprzednika.

Nawet wówczas najpotężniejsza konsola na rynkuXbox One X – siłą rzeczy musiała bazować na technologii projektowanej pierwotnie z myślą o energooszczędnych laptopach. Z kolei ogromne inwestycje w nowe studia deweloperskie nie od razu mogły przynieść efekt. Wysokobudżetowe gry klasy AAA powstają przez wiele lat.

Dziś Spencera nie można już tłumaczyć bałaganem po poprzedniku. Mamy nową generację konsol, upłynęło też dość czasu, by oczekiwać efektów gwałtownego rozrostu Xbox Game Studios. Na szczęście tłumaczyć go nie trzeba. Xbox Series X okazał się rewelacyjną technicznie konsolą, a jej tańsza odmiana – Xbox Series S – błyskotliwym pomysłem na pozyskanie graczy, którzy szukają porządnego choć niedrogiego sprzętu do grania.

Xbox Game Pass ma się świetnie, a innowacyjne Xbox Cloud Gaming jest kopiowane przez niemal wszystkich wiodących dostawców usług online, z Google’em i Amazonem na czele. Nawet Windows 10 i Windows 11 były i są sukcesywnie uaktualniane o nowe technologie i usprawnienia projektowane właśnie z myślą o graczach.

Również i w kwestii samych gier jest lepiej niż dobrze. Kierując się moim subiektywnym gustem i wyłącznie jedną platformą, na której gram (konsola), bez trudu mogę wskazać liczne produkcje Xbox Game Studios, które bez wstydu mogą kandydować do tytułu gier roku, śmiało stawiając czoła exclusive’om z PlayStation, Nintendo czy Steama:

  • Psychonauts 2, czyli wciągająca, oryginalna, świetna technicznie gra platformowa z rewelacyjną opowieścią, przystępną mechaniką i unikalnym poczuciem humoru, często prowokującym mnie do śmiania się na głos
  • Quake, czyli w mojej subiektywnej ocenie najlepiej zrobiony remaster klasycznej gry tego roku
  • Microsoft Flight Simulator, który nie tylko zaspokoi potrzeby nawet najbardziej zapalonych fanów awiacji, to na dodatek jest absolutnie przepiękny
  • Forza Horizon 5, którą bez wahania nazwę najlepszą samochodową grą typu arcade w historii tego gatunku

A przecież to tylko mój gust. I tylko wycinek tegorocznych premier od Xbox Game Studios, obejmujących bardzo szerokie spektrum możliwych gustów – od strategii Age of Empires IV po nastwiony na grę online uroczy survival Grounded.

Historia Xboxa to historia Halo. Zaskakująco, jak zbieżne są wzloty i upadki tych marek.

To Halo sprawiło, że Xbox zdobył tak dużą popularność. Innowacyjny shooter od studia Bungie jest uważany za drugi dobrze zrobiony first person shooter na konsole (za ten pierwszy uznaje się GoldenEye 007 na Nintendo 64) i pierwszy, którego rozwiązania są kopiowane po dziś dzień. Od samoregenerującego się zdrowia zamiast apteczek, przez sposób narracji, sterowanie i strzelanie, aż po tryb multiplayer, bazujący na systemowej, działającej globalnie na konsoli usłudze online. Xbox Live był bowiem projektowany wspólnie z Bungie i miał przede wszystkim spełniać potrzeby twórców Halo.

 class="wp-image-1962374"
Bez Halo: Combat Evolved zapewne nie byłoby dziś Xboxa. A konsolowe shootery prawdopodobnie obrałyby zupełnie inny kierunek

Gigantyczny sukces Halo nie jest na polskim rynku aż tak odczuwalny. Xbox pierwszej generacji nie zdobył większej popularności w Europie, w naszym kraju był wręcz egzotyką. W popularyzacji z pewnością nie pomogły mu też duże opóźnienia we wprowadzaniu Xbox Live do Polski – mimo iż same konsole Xbox 360 były względnie popularne. Halo to jednak popkulturowy fenomen… przynajmniej do czasu.

Studio Bungie w pewnym momencie zdecydowało, że chce odpocząć od Halo i współpracy z Microsoftem. Porozumiało się z właścicielem Xboxa i pozbyło się praw do marki, szukając nowych wyzwań – czego efektem była nowa, niezwykle popularna marka Destiny. Dalszym rozwojem Halo zajęło się 343 Industries, powołane za bardzo duże pieniądze studio, mające na celu skupienie się właśnie na tej marce. I tu zaczęły się pierwsze problemy.

Twórcom z 343 z pewnością nie można odmówić serca do tego, co robią. Halo 4, Halo 5, kolekcja remasterów klasycznych gier, spin-offy w formie Halo Wars były przygotowane z ogromną pieczołowitością, starannością i szacunkiem do spuścizny Bungie. Do ideału brakowało im jednak bardzo wiele. Jednym z fundamentów legendy i sukcesu Halo był jego tryb multiplayer – tymczasem gry 343 były trapione przez liczne problemy techniczne. Rozczarowywały też kolejne odsłony kampanii dla pojedynczego gracza. Widać było w nich miłość do marki, zabrakło jednak talentu i pomysłowości, przez co gry te były co najwyżej bardzo dobre – a więc zdecydowanie poniżej oczekiwań względem tak kultowej serii.

Największa katastrofa nadeszła jednak przy okazji zapowiedzi konsol Xbox Series X|S. To Halo Infinite – budowane na zupełnie nowym engine – miało być tak zwanym system-sellerem. A więc grą, dla której gracze rzucą się po nowe konsole. Jej pierwszy publiczny pokaz można było jednak określić jako… uczciwy, i to właściwie tyle ciepłych słów, które można tu napisać. Halo Infinite na udostępnionym materiale wyglądało gorzej od poprzednich części, projektowanych z myślą o pierwszym Xbox One.

 class="wp-image-1939847"
Xbox Series X|S zadebiutował bez Master Chiefa i Cortany

Spencer podjął wówczas dość odważną decyzję: przełożył premierę gry o ponad rok, by 343 Industries miało czas ją dopracować. Brzmi sensownie, ale warto pamiętać o konsekwencjach tej decyzji: nowe konsole w efekcie debiutowały na rynku bez ani jednej oryginalnej, nowej gry od Xboxa. Ich nabywcy mogli cieszyć się grami, które już dobrze znali (uaktualnionymi o łatki ulepszające grafikę) oraz produkcjami wydawnictw, które udostępniały swoje produkcje również na PlayStation 5.

Halo Infinite jest jednak już gotowe. Od pewnego czasu można za darmo grać w jego tryb multuplayer. Już pojutrze pojawi się płatne DLC (darmowe dla abonentów Xbox Game Pass) wprowadzające kampanię dla pojedynczego gracza. Grałem i w jedno, i w drugie. Decyzja o przesunięciu premiery okazała się strzałem w dziesiątkę. Jeszcze nie przeszedłem całej gry, w trybie online również spędziłem raptem z kilkanaście godzin. Jednak póki co jest po prostu genialnie. To najlepsze Halo, w jakie grałem w życiu. A grałem we wszystkie części i spin-offy.

Obstawiam, że to Halo Infinite będzie first person shooterem online przyszłego roku.

Tak po prawdzie to wiele w tym niemocy konkurencji. Tegoroczne odsłony pewniaków w formie Call of Duty: Vanguard i Battlefield 2042 okazały się co najmniej rozczarowujące. Pierwsza z gier zawiera świetny – choć niezwykle krótki – tryb dla pojedynczego gracza i dość ospałe multi, którego problemy zaczęły się od zmiany engine’u gry. Z kolei kod sieciowy nowego Battlefielda to zwykła fuszerka, wymagająca licznych łatek, by móc czerpać większą frajdę z zabawy. Piszę to zresztą z ciężkim sercem: do tej pory to właśnie Battlefield (i gwiezdnowojenny spin-off w formie Battlefronta) to moja ulubiona seria shooterów online.

Halo Infinite w trybie multiplayer to właściwie same dobre decyzje. Od wypełnionych adrenaliną meczy 4 na 4 do bardziej rozbudowanych 12 na 12, gra zapewnia niekończącą się frajdę. Nie tylko za sprawą pięknej i niezwykle płynnej grafiki, ale też dzięki doskonałemu kodu sieciowemu, różnorodnym i idealnie zbalansowanym mapom, różnorodnym trybom czy prowokującym do indywidualnego stylu gry rozmaitym pukawkom.

Halo Infinite multiplayer zapewnia mnóstwo frajdy i doskonale zbilansowane. Niektórzy gracze skarżą się tylko na zbyt duży grind, czyli bardzo powolną progresję rozwoju i zdobywania kolejnych usprawnień i dodatków kosmetycznych. 343 Industries potwierdziło jednak, że wysłuchało krytyki i że to zostanie niebawem zmienione. Halo Infinite multiplayer jest świeże, miodne, dopracowane i śliczne. Jest też darmowe (gra ma zarabiać na płatnych dodatkach kosmetycznych), więc tym bardziej nie ma żadnego powodu, by nie dać mu szansy: na konsoli Xbox, PC czy w ramach streamingu. Jestem przekonany, że większość fanów starego Halo oraz shooterów online będzie równie zachwycona, co ja.

Największą – i niezwykle pozytywną! – niespodzianką okazała się jednak kampania fabularna dla jednego gracza. Śledząc dalsze przygody Master Chiefa krzyczałem z radości i czułem gulę w gardle ze wzruszenia.

Gdy po raz pierwszy ogłoszono, że Halo Infinite będzie grą z otwartym światem byłem pewien obaw – które dodatkowo nasiliły się, gdy podczas pokazu na chwilę pokazano mapę gry. Sprawiało to wrażenie, jakby Halo Infinite miało wejść w nowoczesny świat imitując niezwykle modne shootery z otwartym światem, takie jak Far Cry.

 class="wp-image-1939850"
Halo Infinite

Jestem tymi grami niezwykle zmęczony. Niemal wszystkie oferują graczom gigantyczną, piękną, szczegółową mapę, na której… nie ma co robić. Główną w nich aktywnością jest przedzieranie się z punktu A do punktu B. Świat w takich grach robi duże wrażenie (i stojąca za tym technologia), tyle że gdy już zachwyt wirtualnym światem minie gracz szybko zdaje sobie sprawę, że spędza czas głównie na podróżowaniu. Oraz na wykonywaniu generycznych, wtórnych questów rodem z koreańskiego MMO na przeglądarkę internetową – a nie pasujących do przygody, jaką gra obiecała.

Na szczęście Halo Infinite nie poszło tą drogą. Struktura gry najbardziej kojarzy mi się z serią Crysis (konkretniej: pierwszą i trzecią odsłoną). Gracz ma jasno wyznaczony, nieodległy jego położeniu cel na sporawej, ale jednak ograniczonej mapie. Otwartość gry pozwala graczowi na wolność w osiągnięciu tegoż celu i zastosowaniu pasującej mu (i jego wyposażeniu) taktyki. Są też opcjonalne, nieobowiązkowe side-questy, które… no nie są przesadnie ciekawe i najczęściej polegają na wystrzelaniu wszystkich wrogów w jakiejś bazie. Są za to względnie krótkie, przez co się nie nudzą, na dodatek zawsze za ich wykonanie czeka wartościowa i fajna nagroda. Jak wóz bojowy, ślizgacz czy nowa broń.

W kwestii samej mechaniki walki zmieniło się niewiele – co akurat jest bardzo dobrą wiadomością. W kwestii odczuwania strzelania, wszak najważniejszej cechy shooterów, Halo już doszło dawno do perfekcji. Pojawiły się dwa nowe elementy: techniczny i gameplayowy, na które chciałbym zwrócić uwagę i je wyróżnić. W kwestii technologii: dawno nie widziałem tak dobrze animowanej gry. Fizyka i animacje są niezwykle dopieszczone, gra symuluje reakcje wrogów na każde uderzenie, trafienie, inaczej pod danym kątem, inaczej innym pociskiem. W kwestii gameplayu pojawiła się nowość w kontekście Halo, nieco inspirowana Doomem Eternal: hak z wciągarką. Tyle że w Doomie służyła ona do wprowadzenia mechaniki a’la parkour, podczas gdy w Halo znacząco wzbogaca potyczki przez dodanie do nich wertykalności. Trochę kieruje to Halo w stronę Quake’a, ale – o dziwo – pasuje jak ulał.

Halo Infinite to również bardzo udana audiowizualnie gra. Muzyka i dźwięk są absolutnie bez zarzutu, to najwyższa liga. Z oprawą graficzną jest nieco gorzej. Co prawda Infinite pełen jest przepięknych widoków, jest też niezwykle szczegółowy jeśli chodzi o to, co znajduje się tuż obok gracza. Widać jednak kompromisy, dzięki którym gra działa dobrze nawet na Xbox One S. Głównie w tak zwanym draw distance: im dalej coś znajduje się od gracza, tym jest mniej szczegółowa. Co prawda nie występuje irytujący efekt pop-in, podmiana szczegółowości obiektów dalej oddalonych odbywa się dość dyskretnie. Jeżeli gracz jednak zdecyduje się na skupianie się własne na tej wadzie, szybko dostrzeże, że gra raptem kilkadziesiąt metrów od gracza wyłącza większość efektów cieniowania. I to nawet na Xbox Series X w trybie wysokiej jakości obrazu.

 class="wp-image-1939865"
Halo Infinite

Najbardziej urzeka jednak sama przygoda i narracja. To Halo dla nowego pokolenia, więc mimo licznych odniesień do poprzednich odsłon i ogromnego szacunku dla dotychczasowego lore – i jeszcze większej liczby smaczków dla prawdziwych fanów serii – jest też bardzo przystępna dla osób, które nigdy wcześniej w Halo nie grały. A przygoda jest magiczna. Nie chcę zdradzać szczegółów fabuły, by nie psuć graczom niespodzianek. To jednak bardzo budujący i emocjonalny nowy rozdział przygód Master Chiefa. Gry jeszcze nie skończyłem – nie mogę się jednak doczekać, kiedy poznam finał tej opowieści.

Halo to Xbox, a Xbox to Halo. Skoro tak, to generacja Xbox Series będzie niezwykle udaną.

REKLAMA

Xbox ma już w swoim portfolio niebywałą liczbę kultowych lub aspirujących do tego miana marek. Age of Empires, Forza, Gears of War, Minecraft, Fallout, Flight Simulator, Doom, The Elder Scrolls, Fable, Perfect Dark, Psychonauts, Sea of Thieves czy nawet… windowsowy Pajsans (to ostatnie piszę całkiem serio). Budują je studia, które już nieraz udowodniły swój talent, zaangażowanie i kompetencje.

Dołączmy do tego obecność na PC, na wyjątkowo udanych technicznie konsolach do gier i w ramach innowacyjnego, niemalże przełomowego Xbox Cloud Streaming. Usługi Xbox Game Pass promować wręcz nie trzeba: to hit, którego nawet na siłę trudno krytykować. A ja niedawno przerwałem zabawę w najlepszą samochodówkę arcade’ową w historii – Forzę Horizon 5 – by zagrać w najlepszą odsłonę popkulturowego fenomenu, jakim jest Halo. Miło, że wszechświat znowu wrócił do równowagi. I że Nintendo, Steam, PlayStation i Xbox rywalizują jak równy z równym. To wspaniały czas dla graczy. Wspaniały czas dla fanów Halo i platformy Xbox. A to, że Halo Infinite na PC, konsole i streaming jest dostępny za darmo dla abonentów Xbox Game Pass to już wisienka na torcie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA