iPhone Air na urlopie mnie zaskoczył. Nie tylko negatywnie
Zabrałem najcieńszy telefon Apple’a w historii na urlop, aby sprawdzić jego akumulator, aparat i pozostałe podzespoły w praktyce. Kilka rzeczy mnie zaskoczyło - część negatywnie, inne wręcz przeciwnie.

iPhone Air to zupełnie nowy telefon w ofercie Apple’a z 6,5-calowym ekranem, który pojawił się zamiast iPhone’a 17 Plus. Jest większy od iPhone’ów 17 i 17 Pro (6,3”) i mniejszy od iPhone’a 17 Pro Max (6,3”), a jeśli chodzi o wydajność i cenę (5199 zł), to plasuje się pomiędzy tymi dwoma modelami z wyższej półki(5799 zł w górę) oraz tym bazowym smartfonem na ten rok (3999 zł).
Ten nowiutki iPhone Air jest przy tym najszczuplejszym telefonem Apple’a w historii, a do tego najlżejszym modelem od lat. Niestety wymusiło to na firmie pójście na pewne kompromisy, w tym jeśli chodzi o zamontowany w nim akumulator. Pod pewnymi względami wypada gorzej od tańszego iPhone’a 17; w urządzeniu zamontowano tylko jeden obiektyw na pleckach, nie ma głośników stereo itd.
Jednocześnie to właśnie iPhone Air budzi we mnie największe emocje spośród wszystkich nowych sprzętów Apple’a. I tak jak od lat korzystam z tych największych telefonów Apple’a, a w tym roku to iPhone 17 Pro Max został moim głównym telefonem do pracy przy wideo, tak na urlop, podczas którego nie planowałem kręcić filmów, postanowiłem zabrać ze sobą właśnie iPhone’a Air.
Jaki jest iPhone Air na co dzień?
Przede wszystkim: cholernie wygodny! iPhone Air jest o aż 30 proc. lżejszy od iPhone’a 17 Pro Max. Do tego jego obudowa, nie licząc oczywiście tej grubszej górnej części, w której upchnięto aparat oraz niemal wszystkie podzespoły poza akumulatorem, mierzy jedynie 5,6 mm grubości, podczas gdy przyzwyczaiłem się już do 8,8-milimetrowego telefonu. I to naprawdę robi różnicę.
Korzystanie z iPhone’a Air jest znacznie wygodniejsze niż z innych telefonów Apple’a z ostatnich kilku lat - niska waga nie tylko mniej męczy rękę, ale też pozwala sprawniej manewrować urządzeniem podczas np. robienia zdjęć. Ekran o mniejszej powierzchni niż w iPhonie 17 Pro Max również nie był żadnym problemem, bo nie czułem, by guziki były za małe, treści ściśnięte lub ucięte itd.
Chwytając telefon leżący na stole miałem czasem wrażenie, jakbym brał do ręki urządzenie, z którego ktoś wyciągnął akumulator. Jedyne, co czego mogę się przyczepić, to fakt, iż pomimo zastosowania płaskowyżu aparatu obiektyw z rogu obudowy i tak wystaje, przez co telefon giba się na blacie, jeśli próbujemy na nim coś napisać bez brania go do dłoni (ten problem może rozwiązać etui).
A jak z tym akumulatorem w iPhonie Air?
Apple zamontował w iPhonie Air akumulator o pojemności zaledwie 3149 mAh (dla porównania nieco większy iPhone 17 Pro Max z dystrybucji europejskiej, czyli z gniazdem na kartę SIM, ma ogniwo o pojemności 4823 mAh). Nie jest żadnym zaskoczeniem, że w syntetycznych testach przekłada się to na krótszy czas pracy niż w przypadku pozostałych iPhone’ów. Ale jak jest w praktyce?
Podczas urlopu korzystałem z telefonu mniej niż na co dzień, ale bynajmniej nie leżał cały czas na ładowarce w pokoju. Robiłem zdjęcia (zarówno żonie, jak i krajobrazów), wyszukiwałem restauracje w okolicy, kupowałem bilety, oglądałem transmisje na żywo, strumieniowałem gry i komunikowałem się z bliskimi, a… i tak nie udało mi się go ani razu w pełni rozładować przed pójściem spać.
iOS w tym modelu nieźle razi sobie z oszczędzaniem energii, a firma stosuje różne sztuczki, by czas pracy poprawić (w tym np. dezaktywuje tryb Always On Display, jeśli konfigurujemy urządzenie od zera). Do tego w ofercie Apple’a pojawił się magnetyczny powerbank do iPhone’a Air, który ze sobą zabrałem, ale nie musiałem z niego korzystać. Po kilku dniach przestałem go ze sobą nosić.
Magnetyczny powerbank do iPhone’a Air również ma zamontowane ogniwo o pojemności 3149 mAh, które wydłuża czas pracy tego telefonu o 65 proc. (przy uwzględnieniu strat energii podczas ładowania indukcyjnego włączonego urządzenia). Co zaś istotne, taki zestaw może pracować nawet dłużej niż goły iPhone 17 Pro Max bez powerbanka. Z czasem pracy jest znacznie, znacznie lepiej, niż się obawiałem.
iPhone Air: aparat
Niestety tak jak w przypadku akumulator Apple nagina prawa fizyki, tak jeśli chodzi o aparat, to są rzeczy, których się nie przeskoczy. iPhone Air dostał na pleckach wyłącznie jeden obiektyw o identycznych parametrach, co ten główny z iPhone’a 17. Robi tym samym gorsze zdjęcia niż iPhone 17 Pro Max i jest okrojony z wielu przydatnych funkcji. A kilku z nich na wakacjach naprawdę mi brakowało.
Główny obiektyw w iPhonie Air robi 48-megapikselowe zdjęcia. W aplikacji aparatu możemy wywołać przy tym zoom 2x, który wycina 12-megapikselowy kadr ze środka matrycy. Da się też rozmyć tło, ale wyłącznie programowo. A czego zabrakło? A chociażby możliwości robienia zdjęć ultrapanoramicznych i makro (0.5x), z optycznym zoomem większym niż 2x oraz kręcenia wideo w trybach Akcja i Filmowym.

W praktyce wielokrotnie łapałem się na tym, że nie jestem w stanie uchwycić takiego kadru, jaki chciałem uzyskać, czy to zamku w oddali, czy to księżyca w pełni, czy to panoramy z balkonu. Do tego podczas nagrywania pamiątkowych wideo na basenie brakowało mi dodatkowej stabilizacji obrazu, a w jacuzzi - rozmycia tła. Na to wszystko pozwalały mi telefony, z których korzystałem od lat.
A czy to faktycznie problem? To zależy, jak bardzo istotne są dla użytkownika te dodatkowe funkcje i czy jest przyzwyczajony do korzystania z nich. Nie da się jednak ukryć, że w praktyce to aparat, a nie akumulator, okazał się dla mnie największym ograniczeniem podczas wspomnianego wyjazdu - a podobnie byłoby, gdybym chciał używać iPhone’a Air do pracy podczas konferencji i targów.
Tyle dobrego, że z przodu zamontowano taki sam obiektyw na froncie, jak w przypadku wszystkich pozostałych iPhone’ów z obecnej kolekcji. Robi on 18-megapikselowe zdjęcia, a ze względu na to, że ma kwadratową matrycę (z uciętymi rogami), możemy robić pionowe i poziome selfie niezależnie od tego, w jakiej pozycji trzymamy telefon (do czego nadal się przyzwyczajam).
Głośnik w iPhonie Air rozczarował mnie z kolei bardziej niż się spodziewałem.
W tym telefonie nie zamontowano głośników stereo, a dźwięk dobiega wyłącznie z jego górnej części w okolicy skanera Face ID, bo te dziurki na dole obudowy kryją wyłącznie mikrofony. Podczas grania i oglądania wideo w poziomie jest to dość wkurzające, bo miałem nieustannie wrażenie, iż źle trzymam telefon, więc mimowolnie poprawiałem chwyt, by sobie przypomnieć, że lepiej nie będzie.
Do tego głośnik w tym modelu jest bardzo cichy. Często miałem problem ze zrozumieniem głosu dobiegającego z urządzenia, podczas gdy w iPhonie 17 Pro Max ten problem nie występował. No i na domiar złego z jakiegoś powodu często rozmawiam w trybie głośnomówiącym, przystawiając sobie do ucha dolną krawędź urządzenia do ucha. iPhone’a Air musiałem za każdym razem obracać w inną stronę.
Nie jest to może coś, co odwiodłoby mnie od zakupu telefonu, no ale szkoda, że Apple’owi nie udało się tego problemu rozwiązać na etapie projektowania tego urządzenia. To spory krok wstecz względem starszych modeli, a chociaż korzystam ze słuchawek AirPods Pro niemal cały czas ze względu na ich funkcję wzmocnienia słuchu, to czasem chcę dać uszom od nich nieco odpocząć.
A co jeszcze warto wiedzieć o iPhonie Air?
Przede wszystkim to, że w telefonie nie ma slotu na kartę SIM, co w moim przypadku okazało się zaletą. Korzystam od lat z oferty Orange Flex i wirtualnych kart SIM, więc przeniesienie takowej z jednego telefonu na drugi zajęło mi dosłownie kilka minut. Jeśli jednak mamy kartę fizyczną, to przed aktywacją telefonu trzeba będzie ją wymienić na cyfrowy zamiennik.
Nie ma też co narzekać na specyfikację. iPhone’a Air wyposażono w takie same moduły łączności, jak pozostałe iPhone’y z tego roku, czyli w NFC, UWB 2. generacji, Bluetooth 6.0 i Wi-Fi 7 (rozkręcające się, podobnie jak w pozostałych telefonach Apple’a, do 1,5 Gb/s w połączeniu z routerem Funbox 10). Do tego mamy tu Face ID, Dynamiczną Wyspę oraz guziki Action Button i Camera Control.
Sercem urządzenia jest przy tym chip Apple A19 Pro znany z iPhone’a 17 Pro (aczkolwiek z jednym rdzeniem GPU mniej) z 12 GB RAM-u, który jest potężniejszy niż Apple A19 z iPhone’a 17 z 8 GB RAM-u, więc działa jak rakieta. Ekran, poza rozdzielczością i długością przekonątnej, ma przy tym takie same parametry, jak w topowych modelach (do 120 Hz, 460 ppi, do 3000 nitów).







iPhone Air ma przy tym port USB-C działający w standardzie USB 2.0, który przesyła dane tak samo wolno, jak ten z iPhone’a 17. Ładowanie z jego użyciem odbywa się z kolei wolniej niż w przypadku pozostałych modeli (do połowy w pół godz. zamiast w 20 min.). Telefon ładowałem tylko w nocy, więc nie było to problemem, ale na doładowanie w ciągu dnia trzeba byłoby poświęcać więcej czasu.
Tyle dobrego, że w przypadku ładowania bezprzewodowego z użyciem akcesoriów MagSafe lub Qi2.2 osiągamy w iPhonie Air takie same wartości, jak w przypadku pozostałych modeli, czyli 50 proc. w pół godziny. Odbywa się ono co prawda z mniejszą mocą (20 W w porównaniu do 25 W), ale… mamy tu w końcu mniejszy akumulator, więc czas potrzebny na uzupełnienie go w połowie jest zbliżony.
iPhone Air - cena i kolory
Wszystkie telefony Apple’a z 2025 r. mają 256 GB pamięci w standardzie. W przypadku iPhone’a Air za bazowy model płacimy 5299 zł. Dostępne są również iPhone’y Air z 512 GB za 6299 zł i z 1 TB za 7299 zł. Za wspomnianego wcześniej powerbanka trzeba dopłacić kolejne 499 zł, jeśli uznamy, że bez takowego się mimo wszystko nie obejdzie.


iPhone Air dostępny jest przy tym w czterech kolorach, a paleta jest inna niż w przypadku pozostałych modeli. Oprócz tego białego, z którym miałem do czynienia w przypadku testowanego przez siebie egzemplarza (będącego jednocześnie moim ulubionym), dostępne są również kolory niebieski, złoty oraz czarny. Każdy z nich potęguje wrażenie smukłości i lekkości.
A czy warto kupić iPhone’a Air?
Patrząc obiektywnie na cenę i specyfikację? Zdecydowanie nie! iPhone 17 jest od niego co prawda nieco mniejszy i wyraźnie grubszy, ale za to ma drugi obiektyw, głośniki stereo i pojemniejszy akumulator i kosztuje o aż 1200 zł mniej. iPhone Air to w tym kontekście telefon zupełnie nieopłacalny… co paradoksalnie wcale nie oznacza, że nie znajdzie zadowolonych nabywców.
Z czego to wynika? Ano z faktu, że nie każdy robi zakupy patrząc wyłącznie na parametry, przeliczając je na złotówki. iPhone Air to sprzęt z kategorii premium dla osób, które są gotowe dopłacić za design, jednocześnie godząc się na wspomniane wyżej kompromisy w zakresie możliwości foto, czasu pracy itd. Ten telefon jest w końcu, tak po prostu, fajny!
Czytaj również inne nasze teksty poświęcone nowościom Apple’a:
Jednocześnie iPhone Air jest telefonem pełnym sprzeczności. Ze względu na swoje braki przypadnie do gustu najbardziej tym osobom, które z telefonu korzystają okazjonalnie do tego, by kilka razy zadzwonić, przejrzeć raz dziennie rolki i cyknąć tuzin fotek rocznie na wakacjach. Problem w tym, że takim osobom spokojnie wystarczyłby jakikolwiek smartfon za tysiaka.
Naprawdę trudno będzie Apple’owi takich ludzi przekonać, by wydali na telefon kilkakrotnie więcej pieniędzy tylko po to, by był ładny. Z kolei wszelkiej maści power-userzy nie przeboleją tych braków w specyfikacji i zdecydują się albo na sprzęt konkurencji, albo na inne modele od Apple’a; czy to tańszego iPhone’a 17, czy to znacznie potężniejszego iPhone’a 17 Pro w jednym z jego dwóch rozmiarów.
Ja z kolei, odkładając iPhone’a Air do pudełka i przenosząc kartę SIM z powrotem na ogromnego i ciężkiego iPhone’a 17 Pro Max, wodziłem za nowym modelem bez numerka tęsknym wzorkiem. Wiem, że tej jego lekkości i szczupłości będzie mi teraz brakowało. W przypadku narzędzi do pracy funkcja zawsze wygrywa jednak u mnie z formą. Jak w tym memie o oszczędzaniu RAM-u, gdziekolwiek się jest.
Na koniec warto zaś dodać, że wiele osób widzi w iPhonie Air przymiarkę Apple’a do pierwszego składanego iPhone’a. Nie zdziwię się, jeśli ten model to taki poligon doświadczalny dla inżynierów z Cupertino, a jego następcą nie będzie iPhone Air 2, tylko iPhone Fold.