Nie zgadniecie, co Apple wsadził do swojego powerbanku. Przecieram oczy
Nowy iPhone Air zachwyca smukłością, ale rozczarowuje baterią. Apple ma na to "rozwiązanie" – dedykowany powerbank, który, jak się okazuje, skrywa ten sam komponent co sam telefon, a i tak nie naładuje go do pełna.

iPhone Air to kompletnie nowy model w ofercie Apple'a, który pozycjonowany jest jako urządzenie stawiające wygląd i komfort ponad maksymalną wydajność. Nie należy on do serii oznaczonej numerem, jak iPhone 17 czy 17 Pro, lecz stanowi osobną propozycję dla klientów, dla których priorytetem jest estetyka.
Jego koncepcja opiera się na świadomych kompromisach: ma tylko jeden obiektyw aparatu, nieco słabszy procesor A19 Pro z mniejszą liczbą rdzeni graficznych, mniejszy akumulator, nie posiada głośników stereo ani fizycznego gniazda na kartę SIM, opierając się wyłącznie na technologii eSIM.
Cechą wyróżniającą iPhone'a Air jest jego smukłość, wynosząca zaledwie 5,6 mm (nie licząc wzniesienia na aparat), co czyni go jednym z najsmuklejszych telefonów na rynku i, według pierwszych relacji, wyjątkowo wygodnym w trzymaniu.
Ta smukła konstrukcja została osiągnięta kosztem pojemności baterii i bardziej rozbudowanych podzespołów, co definiuje ten model jako telefon dla użytkowników o mniejszych wymaganiach technicznych, ceniących przede wszystkim design.
Problem i "rozwiązanie" w cenie 499 zł

Największym wyzwaniem w konstrukcji iPhone'a Air okazał się akumulator o pojemności zaledwie 3149 mAh. Aby zaradzić potencjalnie krótkiemu czasowi pracy, Apple wprowadził dedykowany Akumulator MagSafe, wyceniony w Polsce na 499 zł.
Akcesorium zostało zaprojektowane specjalnie dla tego modelu i według producenta wydłuża czas jego działania o około 65 proc., co ma rozwiązać problem mniejszego ogniwa dla bardziej wymagających użytkowników.
Analiza serwisu iFixit ujawniła jednak, że wewnątrz obudowy Akumulatora MagSafe znajduje się ogniwo o identycznym kształcie i pojemności (3149 mAh), co bateria zamontowana w samym iPhonie Air.
Rozbieżność między pojemnością akumulatora a oferowanym przez niego doładowaniem na poziomie 65 proc. (zamiast 100 proc.) wynika z natury ładowania bezprzewodowego. Proces ten jest mało efektywny, a straty energii mogą sięgać nawet 35 proc.

Ekonomia według Apple
Co ciekawe, choć wewnętrzna bateria jest taka sama, sam powerbank jest znacznie grubszy od telefonu (7,64 mm kontra 5,6 mm) z powodu zastosowania plastikowej obudowy zamiast tytanowych ram telefonu.
Decyzja o użyciu tego samego ogniwa w smartfonie i dedykowanym mu akcesorium jest prawdopodobnie podyktowana względami ekonomicznymi. Ujednolicenie komponentów pozwala Apple zamawiać większe partie u dostawców, co przekłada się na niższe koszty produkcji i uproszczenie łańcucha dostaw.
Tak właśnie wygląda cięcie kosztów według Apple. Producent oszczędza na logistyce, unifikując komponenty, a jednocześnie tworzy problem (krótki czas pracy), by następnie sprzedać jego rozwiązanie. Ta strategia kończy się dla klienta wydatkiem 499 zł na akcesorium, które przez straty energii nie jest w stanie nawet raz w pełni naładować telefonu, do którego zostało stworzone.
Przeczytaj więcej o nowościach od Apple'a: