Zagłosuj, by w mieście stanęła publiczna toaleta. Szczytna idea farsą
Jeżeli trzeba głosowania, żeby w mieście pojawiły się podstawowe usługi, to znaczy, że coś poszło mocno nie tak.

W teorii budżet obywatelski to sympatyczna inicjatywa. Miasto przeznacza część środków na realizację projektów, które wybierane są przez mieszkańców. Przed laty naiwnie oczekiwałem, że będzie wyglądało to następująco: mieszkańcy danego osiedla wymyślili sobie, że chcą mieć np. mały tor saneczkarski. Przekonują sąsiadów, wyliczają korzyści. Tor saneczkarski nie jest priorytetem dla miasta, ale skoro pojawił się taki projekt, zebrał odpowiednią liczbę głosów – budujemy. Przegrani, których idea fikuśniej rzeźby nie została wybrana, wiedzą, że muszą się zmobilizować przy okazji kolejnej edycji.
Wyobrażałem sobie, że budżet obywatelski to coś ekstra. I w teorii tak mogłoby pewnie być. Problem w tym, że mieszkańcy zaczęli zdawać sobie sprawę, że na rzeczy dodatkowe, specjalne, nie ma miejsca, bo najpierw trzeba zadbać o podstawy. Skoro od lat nie można doprosić się o progi zwalniające na osiedlu, to budżet obywatelski jest ostatnią szansą, aby przeforsować pomysł i doprowadzić do jego realizacji. Tyle że sens całej idei kompletnie się rozjechał, bo zamiast dostawać coś ekstra, mieszkańcy muszą w zasadzie zastępować polityków, którzy nie wiedzą, że na osiedlach są dziurawe chodniki albo brakuje drzew.
Lektura projektów dopuszczonych do głosowania w łódzkim budżecie obywatelskim jest po prostu smutna. Do wyboru jest m.in. budowa boiska do koszykówki i siatkówki przy jednej ze szkół, zakup książek do biblioteki czy "poprawa dostępności i dostosowanie budynku Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi do norm określających dostępność dla osób z niepełnosprawnościami jak i osób z małymi dziećmi przewożonymi w wózkach".
Zaraz przejdę dalej, ale muszę zatrzymać się przy tym – tak, mieszkańcy mają sami zagłosować za tym, aby Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej był bardziej dostępny dla osób z niepełnosprawnościami. Przerażające!
Mieszkańcy mogą zagłosować również za latarniami na ulicy czy poprzeć zakup radiowozu dla Straży Miejskiej ze specjalistyczną zabudową do przewozu osób.
Równie szokującym projektem jest ten dotyczący budowy pełnoprawnego punktu z toaletami męskimi i damskimi
Nasz projekt jest odpowiedzią na realne potrzeby fizjologiczne, które mają ogromny wpływ na komfort zarówno turystów (w tym przede wszystkim zorganizowanych grup turystycznych do 50 osób - dzieci, młodzieży i seniorów), jak i mieszkańców Łodzi, również osób z niepełnosprawnościami. Doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że rozwiązania zaproponowane dotychczasowo w ramach łódzkich restauracji działających przez Piotrkowskiej czy jedyna ogólnodostępna toaleta w Łódzkiej Informacji Turystycznej jest niewystarczająca dla grup zorganizowanych, wycieczek szkolnych czy indywidualnych turystów – piszą pomysłodawcy.
Coś, co powinno być absolutnym priorytetem dla miasta, musi wygrać głosowanie w budżecie obywatelskim. Idea, której celem było oddanie głosu społecznościom, staje się walką o realizowanie podstawowych potrzeb. To samo dotyczy przecież nowych nasadzeń czy remontów. Naprawa sali gimnastycznej czy muszli koncertowej w parku to nie jest fanaberia mieszkańców, a coś, czym dawno władze powinny się zajmować. Tymczasem projekty spycha się do głosowania, a wiadomo, że część siłą rzeczy nie przejdzie. I mieszkańcy będą czekać kolejne lata np. na remont chodnika albo publiczne toalety? Czy mają liczyć na to, że w przyszłym roku się uda?
Być może po prostu nie rozumiem idei budżetu obywatelskiego. Albo ktoś odpowie, że to mieszkańcy wiedzą lepiej, co należy zmienić w okolicy. Jeśli jednak to mieszkańcy mają w takich głosowaniach prosić się o postawienie toalet, remont chodnika czy nową zieleń, to moim zdaniem coś tu ewidentnie nie gra. To powinna być praca lokalnych polityków, a nie społeczności. To podstawy, a nie nagrody dla dzielnic.
Rozumiem, że autorzy projektów zdają sobie sprawę, że budżet obywatelski jest ostatnią deską ratunku. Nie obwiniam nikogo za takie, a nie inne proponowane projekty. Żałuję tylko idei, która mogła dawać coś ekstra, a musi być plastrem na niezadbane rany.
Bo najwyraźniej inaczej nie ma szans na ich realizację.