Jeżeli nic nie zrobimy, to faktycznie grożą nam poważne konsekwencje, które na dodatek nie będą się rozkładać równomiernie na całej planecie. W niektórych miejscach będzie bardzo źle, w innych nieco lepiej, ale też gorzej niż obecnie. Musimy sobie wyjaśnić, co rozumiemy przez „apokalipsę”. Czy mówimy o całkowitej zapaści ekosystemów, które nie będą w stanie podtrzymywać swoich podstawowych funkcji? Często nie zastanawiamy się nad tym, że przyroda dostarcza nam pewnych usług. Filtrowanie wody, oczyszczanie powietrza i tworzenie tlenu, którym oddychamy, żyzne gleby i dostarczanie pożywienia. Do ziszczenia najczarniejszego scenariusza mamy jeszcze dużo czasu. Jeżeli zaczniemy wprowadzać konsekwentne działania na rzecz walki z globalnym ociepleniem, to poważne niedostatki wody i żywności raczej nam nie grożą. Osobiście uważam, że mówienie o końcu świata nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ludzie bardzo często reagują na takie słowa zniechęceniem. Uważają, że skoro wszystko stracone, to nie ma sensu się angażować. Musimy mobilizować do działania, żeby nasze pokolenie zostawiło świat w trochę lepszym stanie. Wciąż mamy czas na skuteczne działanie.