Połowa pracowników umysłowych straci pracę. Tak mówi gość od AI
To nie jest kolejna sensacyjna przepowiednia futurologa, lecz ostrzeżenie od człowieka, który doskonale wie, o czym mówi - w końcu jego firma właśnie tworzy narzędzia, które mają to wszystko zmienić.

Historycznie automatyzacja kojarzyła się głównie z fabrykami i taśmami produkcyjnymi. Roboty zastępowały spawaczy, operatorów maszyn i pracowników fizycznych. Teraz jednak nadchodzi era, w której algorytmy sięgają po prace wymagające wykształcenia wyższego i analitycznego myślenia. Dario Amodei, prezes Anthropic - firmy stojącej za chatbotem Claude - nie owijał w bawełnę podczas wywiadu dla Axios: Większość z tych osób nie zdaje sobie sprawy, że to ma się wydarzyć. To brzmi jak szaleństwo, więc ludzie po prostu w to nie wierzą.
To prawda, że brzmi to niewiarygodnie. Kto by pomyślał, że absolwent prawa czy finansów może zostać zastąpiony przez algorytm? Jednak dane z rynku pracy już teraz pokazują niepokojące trendy. Firma SignalFire, która monitoruje ruchy zawodowe ponad 650 mln pracowników na LinkedIn, zauważyła, że największe firmy technologiczne znacząco ograniczyły rekrutację świeżych absolwentów. W minionym roku nowi absolwenci stanowili jedynie 7 proc. nowych zatrudnień, co oznacza spadek o 25 proc. w porównaniu z 2023 r. i ponad 50 proc. w stosunku do poziomów sprzed pandemii z 2019 r.
Czytaj też:
Szef działu badań w SignalFire, Asher Bantock, przedstawił przekonujące dowody na to, że AI jest główną przyczyną tego spadku. Stanowiska początkujące są bardziej podatne na automatyzację, ponieważ składają się z rutynowych zadań, które AI może łatwo przejąć. I nie chodzi tu o jakieś abstrakcyjne spekulacje - już teraz AI potrafi programować i prowadzić badania finansowe z efektywnością dorównującą, a czasem przewyższającą człowieka.
Branże w ogniu - kto straci pierwszy?
Amodei wskazał konkretne sektory, które znajdą się na pierwszej linii frontu: technologie, finanse, prawo i consulting. To nie przypadek - to właśnie te branże opierają się w dużej mierze na przetwarzaniu informacji, analizie danych i tworzeniu dokumentów. Wszystko to to chleb powszedni dla współczesnych modeli językowych.
W świecie finansów junior analitycy już teraz zastanawiają się nad swoją przyszłością. Tradycyjnie młodzi absolwenci rozpoczynali karierę od żmudnego przeszukiwania dokumentów, przygotowywania prezentacji i analizowania danych - dokładnie tych zadań, które generatywna AI wykonuje z coraz większą precyzją. Podobnie w kancelariach prawnych, gdzie aplikanci spędzali lata na przeglądaniu kontraktów i przygotowywaniu dokumentacji, a teraz AI może przeanalizować tysiące stron w czasie, w którym człowiek przeczyta kilka akapitów.
Szczególnie wymowne są słowa Marka Zuckerberga, który przewiduje, że jeszcze w tym roku Meta będzie miała AI, które może skutecznie pełnić funkcję... inżyniera średniego szczebla zdolnego do pisania kodu. To nie jest odległa przyszłość - to dosłownie za kilka miesięcy. I jeśli CEO Mety ma rację, oznacza to, że nawet programiści - dotychczas uważani za niemal niepodatnych na automatyzację - będą musieli przewartościować swoje kariery.
Paradoks twórców AI - piłowanie gałęzi, na której się siedzi
Najbardziej ironiczne w całej tej sytuacji jest to, że ostrzeżenia płyną od ludzi, którzy sami tworzą technologie prowadzące do tej rewolucji. Amodei, stojący na czele Anthropic - firmy wartej 61,5 mld dol. - doskonale wie, że jego Claude 4 już teraz potrafi automatyzować zadania, które jeszcze niedawno wymagały ludzkiej inteligencji. To jak gdyby Alfred Nobel przestrzegał przed destrukcyjną mocą dynamitu, który właśnie wynalazł.
Sam Amodei przyznaje, że ma spore obawy dotyczące wpływu AI na rynek pracy, jednocześnie prowadząc firmę, która intensywnie rozwija te technologie. Można się zastanawiać, czy to przejaw odpowiedzialności społecznej, czy może wykalkulowana strategia PR mająca na celu przygotowanie opinii publicznej na nadchodzące zmiany.
Ciekawym przykładem tego paradoksu są zmiany w samej polityce rekrutacyjnej Anthropic. Początkowo firma zabraniała używania AI w procesie aplikacji, chcąc ocenić autentyczne ludzkie umiejętności. Jednak już w minionym tygodniu zmieniła zdanie i zaczęła pozwalać na aplikacje wspomagane przez AI. Jak komentuje Mike Krieger z Anthropic: Ewoluujemy w sposobie oceny kandydatów, sugerując przyszłość, w której współpraca z AI będzie wymogiem pracy, a nie opcją.
A my - obserwatorzy czy uczestnicy rewolucji?
Dla nas ta sytuacja jest szczególnie fascynująca z kilku powodów. Po pierwsze jesteśmy świadkami prawdziwej rewolucji technologicznej rozgrywającej się na naszych oczach. Te same chipy Nvidii, które jeszcze niedawno kojarzyły się głównie z grami i kopaniem kryptowalut, teraz napędzają algorytmy, które mogą przekształcić całą gospodarkę.
Po drugie, jako grupa dobrze zorientowana w technologii, mamy unikalną perspektywę na to, co się dzieje. Wiemy, jak szybko rozwija się sztuczna inteligencja, ale też rozumiemy jej ograniczenia. Obserwujemy, jak kolejne modele językowe stają się coraz bardziej wyrafinowane, ale też widzimy, gdzie jeszcze halucynują i popełniają błędy.
W branży elektroniki konsumenckiej AI już teraz odgrywa istotną rolę. W produkcji płytek drukowanych wykorzystuje się algorytmy uczenia maszynowego do kontroli jakości montażu w procesie SMT. Systemy AI analizują dane pomiarowe 3D, eliminując błędy wynikające z odbić światła i poprawiając dokładność pomiarów. Nawet programowanie urządzeń AOI (Automated Optical Inspection) staje się coraz bardziej autonomiczne dzięki metodom głębokiego uczenia.
Augmentacja czy automatyzacja - gdzie leży różnica?
Warto odróżnić dwie strategie implementacji AI w miejscu pracy: augmentację i automatyzację. Augmentacja oznacza, że AI wspomaga człowieka, zwiększając jego produktywność - na przykład lekarz używa AI do szybszego i dokładniejszego diagnozowania, a analityk finansowy wykorzystuje algorytmy do lepszych rekomendacji inwestycyjnych. To podejście tworzy sytuację win-win, gdzie technologia i człowiek się uzupełniają.
Automatyzacja z kolei oznacza całkowite zastąpienie człowieka przez maszynę. I to właśnie ten scenariusz budzi największe obawy. Marc Benioff z Salesforce twierdzi, że agenci AI są zaprojektowani nie po to, by zastępować ludzi, ale by zwiększać ich produktywność. Jednak praktyka pokazuje, że granica między augmentacją a automatyzacją jest często płynna i zależy od konkretnych decyzji biznesowych.
Nowe miejsca pracy - czy powstanie ich wystarczająco dużo?
Optymistyczne prognozy wskazują, że AI może faktycznie tworzyć więcej miejsc pracy niż niszczy. World Economic Forum przewiduje, że do końca dekady AI wyeliminuje 92 mln stanowisk, ale jednocześnie utworzy 170 mln nowych, co da netto wzrost o 78 mln pozycji. To brzmi obiecująco, ale diabeł tkwi w szczegółach.
Nowe miejsca pracy będą wymagały innych umiejętności niż te, które znikają. WEF podkreśla rosnące znaczenie kompetencji w zakresie AI, big data, sieci i cyberbezpieczeństwa. Najwyższe bezpieczeństwo zatrudnienia będą miały stanowiska wymagające pracy fizycznej - rolnicy, robotnicy fizyczni i kierowcy ciężarówek. Z kolei wśród pracowników umysłowych relatywnie bezpieczni pozostaną programiści i deweloperzy aplikacji.
Problem polega na tym, że transformacja nie będzie płynna. Kasjer w supermarkecie, którego zastąpi kasa samoobsługowa, nie stanie się automatycznie specjalistą od cyberbezpieczeństwa. Między znikającymi a powstającymi miejscami pracy istnieje przepaść kompetencyjna, której pokonanie wymaga czasu, pieniędzy i determinacji.
Scenariusz polski - gdzie jesteśmy w tej grze?
Z perspektywy polskiego rynku pracy sytuacja jest szczególnie interesująca. Z jednej strony jako kraj o relatywnie dużym sektorze usług IT i nowoczesnej gospodarce jesteśmy narażeni na podobne trendy jak Zachód. Z drugiej strony nasze gospodarowanie zasobami ludzkimi i struktura zatrudnienia mogą oferować pewną odporność na szok automatyzacyjny.
Warto pamiętać, że Polska ma długą tradycję przemysłu elektronicznego i produkcji komponentów. Firmy takie jak te opisywane w kontekście zastosowań AI w produkcji elektroniki już teraz eksperymentują z nowymi technologiami, ale robią to w sposób, który uzupełnia ludzką pracę, a nie ją zastępuje.
Jednak nie możemy być naiwni. Jeśli prognozy Amodeia się sprawdzą, polskie firmy będą musiały konkurować z organizacjami na całym świecie, które będą wykorzystywać AI do radykalnego obniżenia kosztów. Agent AI kosztuje 240 dol. rocznie, podczas gdy agent w call center w Bangalore - 15 tys. To 98 proc. oszczędności, które mogą całkowicie zmienić globalną konkurencyjność.
Co (z)robimy z tą wiedzą?
Ostrzeżenia Amodeia nie są pierwszymi tego typu, ale pochodzą z wiarygodnego źródła i opierają się na konkretnych obserwacjach rozwoju technologii. Sam przyznaje, że jego główną troską jest to, jak AI może przejąć kontrolę nad mniej atrakcyjnymi zajęciami - nudnymi lub niebezpiecznymi. To brzmi pozytywnie, ale rzeczywistość może okazać się bardziej skomplikowana.
Kluczowe pytanie brzmi: czy jako społeczeństwo jesteśmy gotowi na tak szybką transformację? Amodei maluje obraz przyszłości, w której "rak zostanie wyeliminowany, gospodarka będzie rosła o 10 proc. rocznie, budżet będzie zrównoważony - ale 20 proc. ludzi będzie bezrobotnych. To paradoks technologicznego postępu: ogromne korzyści dla całości przy jednoczesnym wykluczeniu znacznej części społeczeństwa.
Dla nas ta sytuacja niesie ze sobą szczególną odpowiedzialność. Rozumiemy potencjał i ograniczenia AI lepiej niż przeciętny obywatel. Możemy więc pełnić rolę tłumaczy między światem technologii a szerszym społeczeństwem, pomagając w zrozumieniu tego, co się dzieje i jak się na to przygotować.
Przygotowanie na przyszłość - indywidualne i zbiorowe
Na poziomie indywidualnym kluczowe staje się rozwijanie umiejętności, które są komplementarne do AI, a nie konkurencyjne z nim. WEF wskazuje, że mimo technologicznej rewolucji pracodawcy wciąż szukają pracowników z tradycyjnymi kompetencjami, takimi jak myślenie analityczne, odporność, elastyczność i zdolności przywódcze. To są obszary, w których ludzie zachowują przewagę nad maszynami.
Na poziomie zbiorowym potrzebujemy poważnej dyskusji o tym, jak zarządzać transformacją. 77 proc. firm planuje wdrożenie programów przekwalifikowania swoich pracowników, a 70 proc. zamierza zatrudniać specjalistów AI. To pozytywne sygnały, ale czy wystarczające?
Amodei ostrzega, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z nadchodzącej zmiany. To może oznaczać, że gdy transformacja nastąpi, będzie odczuwalna jako nagły szok, a nie stopniowa ewolucja. Historia pokazuje, że nagłe zmiany technologiczne mogą prowadzić do poważnych napięć społecznych, jeśli nie zostaną odpowiednio zarządzane.
Między entuzjazmem a realizmem
Przewidywania prezesa Anthropic mogą brzmieć jak scenariusz science fiction, ale opierają się na rzeczywistych trendach technologicznych, które obserwujemy już dziś. Spadek rekrutacji absolwentów w firmach technologicznych, rosnące możliwości AI w automatyzacji zadań poznawczych i deklaracje CEO największych korporacji - wszystko to wskazuje na to, że jesteśmy na progu znaczącej transformacji rynku pracy.
Mamy unikalną pozycję do obserwowania i rozumienia tych zmian. Możemy być przewodnikami dla innych, pomagając im nawigować w świecie, w którym człowiek i maszyna będą musieli znaleźć nowe sposoby współpracy. Ale musimy też zachować zdrowy sceptycyzm wobec zarówno utopijnych, jak i dystopijnych wizji przyszłości.
Prawda prawdopodobnie leży gdzieś pośrodku między AI rozwiąże wszystkie problemy świata a AI zniszczy rynek pracy. Nasza rola jako świadomych technologicznie obywateli to pomóc w kształtowaniu tej przyszłości tak, aby technologia służyła człowiekowi, a nie odwrotnie. I kto wie - może w tym nowym świecie znajdziemy miejsca pracy, o których jeszcze nie śniliśmy.