Wychowujemy cyfrowo wykluczone pokolenie. To nasi rodzice
Mając naście lat usłyszałam, że "w życiu sobie nie poradzę, jak będę tyle przed komputerem siedzieć". Grubo ponad dekadę później role się odwróciły i okazuje się, że dom staje na głowie, bo mnie już nie ma i nie wiemy, gdzie kliknąć.
Kiedy w 2004 r. Telekomunikacja Polska wprowadziła stosunkowo tanią Neostradę Polacy zaczęli licznie podłączać się do internetu. Mniej więcej to w tym okresie topowym prezentem na komunię, na urodziny, czy na święta stał się także komputer. Inwestycja dla całej rodziny - rodzice mogli przeglądać internet i pozyskiwać różne informacje bez wychodzenia z domu, a dzieci otrzymały zabawkę jak żadną inną. Gdzieś tam jeszcze był argument pomocy naukowej, ale wstawić go można było pomiędzy bajki, albo płyty z Bakusia.
W większości relacji rodzic-dziecko dynamika jest prosta - rodzic opiekuje się dzieckiem, pokazuje świat, wyjaśnia różne kwestie, otacza troską i miłością, ale i zapewnia podstawowe środki do przeżycia. Dziecko odwdzięcza się przede wszystkim miłością i wyrastaniem na jeszcze lepszego człowieka niż byli nim jego rodzice.
Tym pierwszym odwdzięczeniem się była rola supportu IT z 10-cio letnim, życiowym doświadczeniem
Komputery i internet trochę zaburzyły tę dynamikę. Przynajmniej pod względem interakcji z komputerem i w moim pokoleniu, czyli osób, które ledwie odrastały od ziemi gdy internet można było mieć w domu bez posiadania na koncie głównej kumulacji w totku. Mimowolnie powstał schemat, w którym dziecko dostaje komputer zabawkę, ale w zamian ma pomagać rodzicom w wielu czynnościach. Zakupach na Allegro, sprawdzania konta w banku, sprawdzaniu poczty, zainstalowaniu jakiegoś programu czy obeznaniu z komputerem jako takim. Nie jest to regułą, bowiem często w domu były dwa komputery, czasami to rodzic był tym bardziej obeznanym - ze względu na zainteresowania, wykształcenie czy zawód, który wymagał pracy z komputerem. Jednak w wielu przypadkach to dziecko stawało się tym specem od komputera, a rodzic często kończył na włączeniu komputera, otwarciu Firefoxa i wejściu na te kilka ulubionych portali i witryn.
I na nic zdawały się dodatki do "Wyborczej" czy innego dziennika, dostępność prasy komputerowej czy - trochę paradoksalnie - wyszukiwarki Google, w której można było znaleźć wszystko, w tym poradnik jak wykonać jakąś czynność na komputerze. Dynamika była zbyt wygodna, a perspektywa zmian dość daleka, bowiem zgodnie z danymi eurostatu w polskim społeczeństwie wyprowadzka od rodziców następuje w wieku 27,8 lat (kobiety) oraz 29,9 (mężczyźni). Zależnie od przypadku, domowy spec wyprowadzi się z domu za 15-20 lat.
Aż do 19 roku życia obsługiwałam przelewy. Potem się nauczyli. Ale tylko przelewy na numer konta, nadal odmawiają jakichkolwiek innych operacji finansowych samodzielnie
Teraz ta dość logiczna i wygodna dynamika odbija się czkawką. Bowiem właśnie mija te 15-20 lat i gospodarstwa domowe, w których powstał owy schemat, odbija się czkawką. Oczywiście są domy, gdzie posiadanie smartfona w ręku codziennie i pewna społeczna presja na bycie obeznanym z technologią sprawiły, że to minimum wiedzy o świecie cyfrowym jest obecne, a niektórzy naprawdę całkiem zręcznie sobie radzą.
Jednak nadal mamy do czynienia z dziesiątkami tysięcy ludzi, którym wyprowadzka latorośli generuje problem. Mój problem zaczął narastać już ponad dwa lata temu gdy musiałam cyklicznie jeździć za granicę na dłuższe okresy czasu - dwa tygodnie, miesiąc, półtora.
"Kupimy na Allegro gdy wrócisz."
"Jak przyjedziesz, to opłacimy ubezpieczenie samochodu."
"Jak zostaniesz na dłużej w Polsce to zrobimy ten Profil Zaufany, bo ja nie umiem ani mama też nie."
Wyliczanka ciągnie się w nieskończoność, a mnie samej jest gdzieś pomiędzy wstydem i poczuciem winy a smutkiem. Wstydem, bo już jako nastolatka mogłam przygotować się na taki scenariusz, przycisnąć rodziców, by usiąść, chociaż nauczyć się jak wyłączyć smartfona, albo że router Wi-Fi ani żadna inna elektronika nie ma świadomości i "nie musi odpocząć, by znowu działać". Z drugiej strony to smutek, bo wiem, że nie powinnam się obwiniać za decyzje dwojga dorosłych ludzi. Istnieje także różnica pokoleń, bowiem moi rodzice to wciąż ludzie wychowani w domu wielopokoleniowym. Nawet jeżeli wyprowadzka latorośli była, to była na tyle blisko, że rodzicom pomagało się aż do śmierci.
"W sumie nigdy o tym nie myślałem. Zawsze myślałem, że tu będziesz i będziesz."
Pierwszy telefon po wyprowadzce? "Router świeci się na czerwono, a nie na niebiesko"
Przez długi czas był to dla mnie temat tabu, nawet dla mnie samej siebie to był temat tabu. Wypychałam ze świadomości fakt, że moment, w którym opuszczę rodzinne gniazdo to moment, w którym całe (aczkolwiek jedynie dwuosobowe) gospodarstwo domowe stanie się cyfrowo wykluczone. Ale jakiś czas temu miałam okazję porozmawiać na temat tej kwestii w gronie podobnych mi wiekowo osób i... niestety, nie jestem sama. Jedne opowieści brzmiały, jakbym słuchała o moich własnych rodzicach, inne "powiedzieli, że nie było cię w domu, bo pojechałeś na uczelnię, więc kliknęli link z tego SMSa od PGE i potem dzwonili gdzie jest kod CVV" mroziły mi krew w żyłach.
Mniej lub bardziej, ale drżymy o świat naszych rodziców w post-odchowawczym świecie. Zwłaszcza że akurat w Polsce co raz więcej usług staje się cyfrowych, presja na bycie w internecie za pomocą dowolnego urządzenia (bo tu jest dowolność: smartfon, tablet, laptop, komputer - co komu lepiej leży w dłoni) istnieje i ma naprawdę ogromną zasadność.
Mnie samej został już tylko płacz nad rozlanym mlekiem i oraz z lekka irracjonalne obwinianie siebie, ale tym, którzy są w podobnej sytuacji i mogą jeszcze odkręcić tę sytuację, radzę, byście po prostu usiedli ze swoimi rodzicami. Wzięli smartfony i myszki w dłoń i pokazali różne rzeczy. Z wyszukiwarki Google (albo dowolnej inną, jaką pokażecie rodzicom) wręcz wylewają się poradniki i instrukcje. Na wagę złota mogą być też pomoce naukowe stworzone z myślą o dzieciach, które tłumaczą podstawowe zagadnienia w prosty sposób.
Może zainteresować cię także: