REKLAMA

Straszą nas zagładą ludzkości, ale to nie na tym polega prawdziwy problem ze sztuczną inteligencją

Na naszych oczach zmienia się świat. Oto sztuczna inteligencja, która wyewoluowała z pojęcia czysto naukowego do poziomu wytrychu nadużywanego przez marketingowców, wraca do swoich pierwotnych znaczeń i każe stawiać pytania o przyszłość ludzkości. 

Sztuczna inteligencja zabierze nam pracę
REKLAMA

Ukuty przez naukowców prosty podział na sztuczną inteligencję słabą i silną rozróżniał oprogramowanie, które naśladuje ludzkie przymioty umysłowe od takiego, które rzeczywiście je posiada. Innymi słowy, słaba sztuczna inteligencja to zbiór algorytmów potrafiących wnioskować na podstawie danych, podobnie jak człowiek. Jej historię można nałożyć na dzieje rozwoju komputerów. To, co obserwujemy obecnie, czyli rozwój generatywnej SI, nadal mieści się w definicji słabej sztucznej inteligencji, która używana jest do wykonywania określonych zadań. Oczywiście złożoność, chociażby modelu GPT-4, jest nieporównywalna do tej ze znanych już wcześniej systemów ekspertowych, ale jeszcze długo nie będziemy w stanie mówić o silnej sztucznej inteligencji, czyli takiej, która jest samoświadoma i autonomiczna. Ujmując rzecz wprost: straszenie nią, to sprytny sposób odwrócenia uwagi od prawdziwych problemów z SI.

Czytaj także:
- „Nie rozumiemy, co się tutaj dzieje” - naukowiec szczerze o tym, jak działa sztuczna inteligencja
- Zwolnił 90 procent pracowników i zastąpił ich chatbotem. Oto co się stało
- Dramat aktorów. Hollywood chce zeskanować ich ciała, zapłacić grosze i nagrywać filmy bez ich udziału

REKLAMA

Sztuczna inteligencja nas nie zabije, ale zabierze pracę.

Powyższy wstęp ma uświadomić na bazie naukowych klasyfikacji, w którym momencie rozwoju technologii jesteśmy. Jest on dość osobliwy, bo chatboty zbudowane w oparciu o modele językowe, przechodzą test Turinga, który miał rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z człowiekiem czy maszyną. Jeżeli nie potrafimy tego zrobić, można uznać, że oprogramowanie jest inteligentne, a przynajmniej – w mniej widowiskowym ujęciu – nie możemy powiedzieć po rozmowie z nim, że nie jest człowiekiem.

Czy to kogokolwiek uspokaja? Z pewnością nie grafików, którzy patrzą na to, jak za pomocą promptów oprogramowanie potrafi wykonywać edycję zdjęć, albo – jak DALL-E 2 czy inne modele AI - tworzyć realistyczne obrazy w oparciu o podaną słownie i w języku potocznym specyfikację. Chcesz mieć logo dla swojej firmy? Opisujesz je tak, jak ja teraz piszę ten tekst i dostajesz gotowy produkt. Jasne, chcąc je wykorzystać, napotkasz na kilka ciekawych problemów, na przykład prawnych, dotyczących własności intelektualnej do tworów stworzonych przez SI. W niedalekiej przyszłości te kwestie z całą pewnością zostaną uregulowane.

Spokojni nie mogą być też copywriterzy, żyjący z pisania. Odpowiednio „przepytany” ChatGPT potrafi stworzyć przyzwoite treści, a jeżeli zostaną one zredagowane przez profesjonalistę, będą wystarczająco dobre do publikacji w większości mediów. W tym miejscu można wspomnieć o pewnym paradoksie, bo zapewne ci sami copywriterzy, którzy w niedalekiej przyszłości będą musieli się przebranżowić, teraz ochoczo eksperymentują z chatbotami, które potrafią skrócić proces tworzenia tekstu.

O spokój nie można podejrzewać też nauczycieli i wykładowców. Ci pierwsi od dawna zmagają się z tym, że prace uczniów są niesamodzielne, a gotowe odpowiedzi na większość zadań z prac domowych są dostępne na platformach typu Brainly. Światli i nadążający za rozwojem technologii wykładowcy powoli rezygnują z prac pisemnych zadawanych „do domu”, a jeżeli już je zadają, to muszą powstać w ich obecności. Likwidacja zadań wymagających pisania to przecież samobójstwo, bo ta umiejętność powinna być raczej elementarna na uniwersytetach. Pracownicy naukowi pracy nie stracą, więc obawy są innej natury, ale trzeba odnotować, że chociażby Harvard udostępni swoim studentom chatbota, a dzięki niemu stosunek nauczycieli do uczniów ma wynieść 1:1.

Kto się jeszcze może bać? Chociażby programiści (choć w dłuższej perspektywie i nie ci zaawansowani). Zaledwie kilka tygodni temu mój znajomy pracujący w jednej z większych firm IT w Polsce, opowiadał o błędnym kole, które zaczyna toczyć się w branży. Stażystów w jego przedsiębiorstwie już nie potrzeba, bo SI potrafi ogarnąć proste zadania, ale w dalszej perspektywie i w wyniku prostego związku przyczynowo-skutkowego pojawią się problemy z juniorami, a następnie seniorami. Póki co, to raczej przykład anegdotyczny, ale już pokazujący pewien możliwy kierunek rozwoju branży, a przynajmniej udział w niej sztucznej inteligencji.

Komu sztuczna inteligencja nie zabierze pracy?

Jakże naiwne dziś wydają się wizje mówiące, że rozwój technologii doprowadzi ludzkość do dobrobytu. Na przykład niemiecki filozof, Arnold Gehlen, uważał, że zdobycze techniki odciążą człowieka, a w pewnym momencie dojdziemy do kresu techniki, który definiował jako pełną automatyzację. Wszelka praca zostanie wówczas zastąpiona. Z kolei filozof techniki, Lewis Mumford, twierdził, że dzięki automatyzacji człowiek będzie miał więcej czasu dla siebie, który spożytkuje na przykład na kontakt z naturą.

Niedawno odbyłem ciekawą rozmowę w salonie fryzjerskim. Opowiadałem znajomej fryzjerce o chatbotach i zdobyczach SI, gdy w pewnej chwili zwróciłem się do niej i powiedziałem: - Zobacz, Marta, twój zawód jeszcze długo nie zostanie zastąpiony przez maszyny. Z dwóch powodów. Po pierwsze, będą zbyt drogie. Po drugie, znajdzie się niewielu chętnych, do tego, by robot kręcił się wokół ich głów z nożyczkami. Owszem, na MIT powstał już projekt robota-fryzjera, ale zanim zastąpi on ciebie, mojego zawodu już dawno nie będzie. A przynajmniej nie w dotychczasowym kształcie.

Bać się, czy nie bać sztucznej inteligencji?

Nie jestem luddystą, który chciałby teraz ruszyć na krucjatę przeciwko serwerom OpenAI, Microsoftu czy innych liderów SI. Nie popadam w kononowiczowski nihilizm, przejawiający się w konstatacji, że nie będzie niczego. Zawsze bowiem coś będzie, nawet jeżeli miałby to być poziom subatomowy. 

REKLAMA

Nie chcę zatem, by ten tekst był odebrany jako przejaw frustracji lub podsycania paniki. Gdy zbudowano maszyny tkackie, wspomniani wyżej luddyści ruszyli niszczyć krosna. Rozwój techniki ma to do siebie, że zmienia niemal wszystko, a ludzi zmusza do radykalnej przemiany życia i nawyków. 

Należy jednak przede wszystkim pamiętać, że najbardziej cierpieć będą ci, którzy mają najmniej. Jakby - być może - powiedział wyklęty dziś Karol Marks, na ludzkiej biedzie tuczą się właściciele środków produkcji. I co prawda kijem Wisły nie zawrócimy, mimo wszystko warto przystanąć i zastanowić się nad prawdziwymi zagrożeniami, w przeciwieństwie do tych wyimaginowanych i tak bardzo sensacyjnych.

To znacznie bardziej sensowne niż snucie ponurych wizji zagłady ludzkości z rąk wyemancypowanej SI. Zauważmy bowiem, że nawet twórcy modeli językowych, ostrzegają przed "przerażającą" sztuczną inteligencją. Robi to chociażby szef OpenAI, Sam Altman. To łatwe, bo przecież straszenie bliżej nieokreśloną zagładą odwraca uwagę od ekonomii, podatków i Big Techów zarabiających krocie i zmieniających rzeczywistość i ludzkie życie. Elon Musk bardzo lubi snuć wizję SI niszczącej świat, co zupełnie nie koliduje w jego umyśle ze zwierzętami, które cierpią katusze w pseudoeksperymentach organizowanych przez jego Neuralink. Znacznie prościej straszyć odległą przyszłością, niż mierzyć się z aktualnymi problemami. Szczególnie, gdy może to uderzyć po kieszeni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA