REKLAMA

Twórca ChatGPT straszy świat groźną sztuczną inteligencją. To trochę dziwne, prawda?

Osoby odpowiedzialne za rozwój i popularyzację sztucznej inteligencji najgłośniej krzyczą o zagrożeniach i domagają się działań polityków. O co tu chodzi? Strzelam, że o sprytne zacieranie śladów i tworzenie wiarygodnego alibi.

sztuczna inteligencja
REKLAMA

W "Fabryce Absolutu" Karela Capka pewien zdolny wynalazca tworzy maszynę, która jest w stanie generować boską istotę. Jej działanie jest dosłownie magiczne, ale konstruktor zdaje sobie sprawę z potencjalnych zagrożeń, więc czym prędzej chce pozbyć się swojego dzieła, mając dość uniesień i religijnych natchnień. Początek historii opisanej przez czeskiego pisarza jakoś skojarzył mi się z tym, w jaki sposób dzisiejsi twórcy algorytmów i sztucznej inteligencji odnoszą się do swoich prac. Z tą różnicą, że oni straszą, ale nie chcą zaniechać dalszych działań czy usunąć się w cień. Wręcz przeciwnie: dają się pochłonąć czarowi, jednocześnie przestrzegając przed zbliżającym się zagrożeniem. Parafrazując Goethego: są częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, wiecznie zło czyni. Bo nikt ich nie powstrzymał.

REKLAMA

Sam Altman, CEO OpenAI, firmy stojącej za ChatGPT, w serii wpisów na Twitterze po raz kolejny odniósł się do potencjalnych niebezpieczeństw związanych ze sztuczną inteligencją. Jego zdaniem regulacje są konieczne i choć póki co możliwości sztucznej inteligencji nie są "przerażające", to bardzo szybko może się to zmienić.

- Jednym z największych zagrożeń dla przyszłości cywilizacji jest AI - mówił Elon Musk pytany o ChatGPT. Nowy właściciel Twittera od dawna przestrzegał przed rozwojem tej technologii, co jednak nie przeszkodziło mu inwestować w OpenAI. Chcąc nie chcąc jest jednym z ojców sukcesu ChatGPT.

O co w tym wszystkim chodzi? Przypomnijmy, że Altman na początku szczytu popularności ChatGPT tonował nastroje i umniejszał możliwości narzędzia. Być może obawiał się, że zbyt wielki szum może wywołać zawyżone oczekiwania co do kolejnych odsłon czatu. Czasami trzeba uspokoić publikę, ale czasami warto zwrócić uwagę na swój produkt. Teraz wypadło na zrobienie szumu, a straszenie bez wątpienia przyciąga wzrok. Ot, zwykły marketing.

Mam jednak wrażenie, że chodzi o coś innego. Kiedy posłuchamy, jak tłumaczą się dziś twórcy czy też właściciele największych portali społecznościowych, jak Facebook czy Twitter, usłyszymy: nie wiedzieliśmy, do czego nas to zaprowadzi. Jack Dorsey, jeden ze współzałożycieli Twittera, bije się w pierś i mówi, że jego wielkim błędem było skupienie się na interesie firmy, a nie ludzkości. Może i górnolotne, ale coś w tym jest.

Już widać, że osoby stojące za sztuczną inteligencją tego błędu nie popełniają. Jak przypomina Business Insider, Altman już w 2015 roku na swoim blogu pisał o konieczności regulacji kwestii związanych ze sztuczną inteligencją. Przyjmuje rolę naukowca: my robimy swoje, w imię nauki i postępu, ale umywamy ręce przed ewentualnymi konsekwencjami. Jakby co, to ostrzegaliśmy. Gorący kartofel został przerzucony na stronę polityków.

Jest to nawet pocieszające, że zmienia się narracja i świat technologii zaprasza polityków do współpracy. Trochę to jednak dziwnie wygląda. ChatGPT za chwilę stanie się powszechny i dostępny w przeglądarkach, a odpowiedzialni za narzędzie zwracają się w stronę władz i mówią: no zrobicie coś w końcu, czy nie? To tak, jakby na drodze, na której jakimś cudem jeszcze nie obwiązują przepisy, ktoś pędzi 200 km/h i przytomnie zwraca uwagę: jeżeli nie zostaną wprowadzone ograniczenia to niewykluczone, że weźmiemy udział w nielichym wypadku! Tylko czy nie prościej byłoby samemu zahamować?

W przypadku sztucznej inteligencji ciekawe jest też to, że wątpliwości nie są nowe

19 sierpnia 1839 roku Francuz Louis Jacques Daguerre pokazał pierwsze zdjęcie otrzymane metodą dagerotypii. Data ta uznawana jest za początek fotografii. Tłumy wiwatowały na wieść o nowym wynalazku. Tylko malarz Paul Delaroche obserwował to wszystko z rozpaczą i ponoć stwierdził, że właśnie sztuka malarstwa dokonała żywota.

Doskonale wiemy, że Delaroche chybił. Owszem, może już nie zlecamy malarzom wykonania portretów, które potem trafiają na ściany, ale jednak sporo po tej granicznej dacie powstały np. arcydzieła Olgi Boznańskiej, a i sama sztuka malarska ma się całkiem nieźle do dziś.

Nie chcę przywołując tę historyczną anegdotkę powiedzieć, że nie ma sensu obawiać się takich rozwiązań jak ChatGPT. Wręcz przeciwnie. Pytania zadawane przez Maćka (choćby: " Dlaczego mam zatrudniać tłumaczy książek, filmów i innych treści pisanych?"; "Po co mam utrzymywać muzyków studyjnych do tworzenia dżingli czy innych prostych dźwiękowych tworów?"; "Dlaczego mam utrzymywać duży dział obsługi klienta, skoro większość połączeń z klientami dotyczy relatywnie trywialnych problemów?") są zasadne. Fakt, że giganci świata technologii tak zaciekle rywalizują w temacie sztucznej inteligencji, musi dawać do myślenia, co z nami będzie.  

ChatGPT imponuje, bo postęp wydaje się gwałtowny

Pstryk, i cały świat mówi o bocie, który działa rewelacyjnie, a jeszcze trzy miesiące temu nie miał pojęcia o jego istnieniu. Jednak jak zauważył Rafał, od sztucznej inteligencji i algorytmów uzależnieni jesteśmy od dawna. Tak samo leciwe są pytania o zasadność i sens wielu prac. David Graeber wymyślił termin "bullshit jobs", który w polskiej wersji nazwany został nieco łagodniej: "praca bez sensu".

Na pytanie: "Czy Twoja praca daje światu coś sensownego?" 37 proc. Brytyjczyków i 40 proc. Holendrów odpowiada, że za istnieniem ich zajęcia nie przemawia nic. Czy myślisz, że twoja praca ma znaczenie? Jeśli uważasz, że nie, to prawdopodobnie masz rację – i należysz do coraz większego grona osób wykonujących zawody, które nie mają żadnego sensu – opisywał książkę Graebera wydawca.

Nie przez przypadek podświadomie czujemy, że sztuczna inteligencja wykosi najpierw te czynności "bez sensu", które są podtrzymywane sztucznie. Właśnie dlatego Dan McQuillan zwracał uwagę, że sztuczna inteligencja nie jest żadną rewolucją, a raczej ewolucją. Kolejnym nowocześniejszym narzędziem do zautomatyzowania pracy ludzi i sprawienia, aby ciągle byli pod presją – "da się was zastąpić". Dlatego Łukasz Moll dodaje, że sztuczna inteligencja jest skutkiem, a "przyczyną jest kapitalistyczne dążenie do potanienia, deskillingu i dehumanizacji pracy".

REKLAMA

Tym bardziej sprytne wydają się zagrywki jej twórców – być może nawet przypadkowe. Osoby przestrzegające przed sztuczną inteligencją kreślą przed nami wizje buntu maszyn, opychając tym samym typowo systemowe i ludzkie przyczyny obecnego stanu rzeczy. Samo straszenie wydaje się być idealnym opisem systemu: może i robimy coś, co doprowadzi do strasznych wydarzeń, ale pokusa zbicia majątku i bycia postrzeganym jako wizjonerzy jest silniejsza.


REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA