Znalazł się winny. To przez niego Twitter i media społecznościowe tak wyglądają
Podobno gdyby to ulubione słowo polskie. W takim razie Jack Dorsey musi mieć przodków pochodzących z naszego kraju, bo właśnie uznał, że gdyby tylko postąpił inaczej, Twitter - ale i całe media społecznościowe - mogłyby wyglądać inaczej.
Sylwetkę Jacka Dorseya przeczytasz w Magazynie Spider's Web+. Dziś Dorsey uderza się w pierś i pisze: to, co obecnie dzieje się na Twitterze, to moja wina. Jeden ze współzałożycieli portalu w swoim tekście podkreślił, jakie wartości powinny przyświecać social mediom. Najważniejsze to być odpornym na wpływy rządów i korporacji oraz pozwalać jedynie autorowi wpisu na skasowanie jego treści. Kiedy stało się jasne, że Dorsey nie może zrealizować tych wartości, postanowił odejść z Twittera.
"Uważam, że firmy stały się zbyt potężne"
Więcej na ten temat Dorsey pisał jeszcze w 2021 roku. Już wtedy zauważał, że ban dla Trumpa ustanowił niebezpieczny precedens: korporacja w znaczący sposób wpłynęła na debatę publiczną. Można nie zgadzać się z poglądami byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, uważać je za szkodliwe, ale to nie od decyzji portalu czy jednostki powinno zależeć, czy mogą być wygłaszane. Z perspektywy czasu taka autorefleksja może wydawać się słuszna, ale należy pamiętać, dlaczego ban na Trumpa został nałożony. Donald Trump uważał, że wybory zostały sfałszowane. Facebook i Twitter zgodnie uznali, że wpisy mogły być jedną z inspiracji do szturmu na Kapitol.
Jack Dorsey patrzy na sprawę szerzej i tamte wydarzenia uznaje za konsekwencje swoich czynów. Jak przyznaje, błędem było skupienie się na interesie firmy, a nie dobru użytkowników. Ten problem wielu zdiagnozowało już dawno.
Zgadza się z tym Dorsey, który również uważa, że trzeba oddać władze ludziom. Ale nie oznacza to końca algorytmów. Jako użytkownicy powinniśmy mieć prawo decydować, który algorytm jest dla nas najlepszy. Musimy mieć wiedzę na temat tego, w jaki sposób dobiera treści i jak działa, najlepiej na zasadzie otwartego protokołu. Ale możemy też móc z nich rezygnować. "Absolutna przejrzystość budzi zaufanie" - stwierdza jeden z założycieli Twittera, dodając, że żałuje, że nie wymusił transparentności wcześniej. Cóż, my też.
Jak widać nie tylko mądry Polak po szkodzie. Dorsey przeprasza już od kilku miesięcy, bo to nie pierwszy raz, kiedy przyznał, że decyzja o banie dla Trumpa była kierowana dobrem firmy, a nie użytkowników. W kwietniu dodał, że jest częściowo winny za popsucie internetu. Na ile w tym świadomego żalu za grzechy, a na ile promocja kolejnego projektu? W końcu skoro zepsuł, to chce naprawiać - a my mamy uwierzyć, że wie jak.
Ważne jednak jest to, że Dorsey chce finansowo wspierać małych graczy. Zacznie się od miliona dolarów dla aplikacji Signal, ale jest też chętny na sugestie, kogo wspomóc jeszcze. Być może jest to jakiś chwilowy pomysł na to, by ci, którzy oferują alternatywę, mogli utrzymać się na niełatwym rynku.
Gorzkie autorefleksje zdarzały się też choćby Zuckerbergowi. Pytanie tylko, co teraz. Czeka nas twardy reset, popularność zdecentralizowanych serwisów społecznościowych czy może wszystko zostanie po staremu? Po aferze z wyciekiem danych użytkowników Facebooka social media też miały się oczyścić. Minęły lata, a my zmagamy się z kolejnym problemem, jakim jest działalność Muska. I ewidentnie widać, że całe to zło ma wspólne korzenie.