Największy pożar w historii Kalifornii. Płonie obszar większy niż cztery Warszawy
Pożary w Kalifornii są ogromnym problemem. Jeden z nich, nazywany Dixie, spopielił już obszar czterokrotnie większy niż Warszawa, a ogień nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa.
Chociaż niektórzy wolą wierzyć, iż globalne ocieplenie to spisek, w ostatnich latach widzimy nasilanie się niebezpiecznych zjawisk pogodowych, które stały się zagrożeniem dla ludzi na wszystkich kontynentach. W naszym kraju szaleją trąby powietrzne oraz rekordowe upały, w Kanadzie też mamy bardzo wysokie temperatury, a w Brazylii spadł śnieg. Problemem są też pożary, które trawią między innymi prażony słońcem i wysuszony na wiór amerykański stan Kalifornia.
Pożar Dixie większy niż Nowy Jork
Pożar został nazwany Dixie od drogi, przy której się rozpoczął, jest już największym w całej historii Kalifornii. Ogień strawił obszar o powierzchni ok. 2 tys. km2. Jeśli macie problem z wyobrażeniem sobie tego ogromu zniszczeń, to The Guardian podaje, iż to więcej niż powierzchnia miasta całego Nowy Jork (i to dwukrotnie — czyli to tak, jakby spaliły się cztery Warszawy…).
Jedną z „ofiar” pożaru Dixie jest miasteczko Greenville, ale ta powstała w czasach gorączki złota mieścina to nie koniec. Infrastruktura to tak naprawdę mały pikuś, a jak podaje szeryf hrabstwa Plumas oddalonego nieco ponad 250 km na północ od Sacramento, w sobotę zgłoszono w związku z szalejącym ogniem zaginięcie ośmiu osób, z czego piątka to mieszkańcy zniszczonej mieściny.
Strażacy walczą z pożarem, a władze gorąco apelują do mieszkańców okolicznych terenów, aby ci nie ryzykowali i opuścili swoje domy — w walce z żywiołem nie mają i tak szans, a od dobytku powinno być dla nich ważniejsze własne życie oraz… zdrowie. Normy jakości powietrza w okolicy pożaru Dixie przekroczone są wielokrotnie i lepiej opuścić okolicę, przynajmniej na jakiś czas.
Jest na szczęście szansa na to, że Dixie niedługo wygaśnie.
Wedle meteorologów pogoda w rejonie objętym pożarem w najbliższych dniach powinna się nieco poprawić, dzięki czemu pożar może wyhamować, a potem — z pomocą dzielnych strażaków — wygasnąć. Nie wiadomo jednak, ile w praktyce terenu jeszcze spłonie, zanim uda się opanować żywioł.
Trwają też cały czas poszukiwania winnych. Na świeczniku jest firma PG & E (Pacific Gas and Electric Company), której sprzęt mógł przyczynić się do zaprószenia ognia. Prokurator federalny William Alsup wezwał przedstawicieli przedsiębiorstwa do udzielenia niezbędnych w tej sprawie informacji.
Warto przy tym też dodać, że Dixie, chociaż jest brzemienny w skutki, jest tylko jednym z wielu pożarów w Kalifornii w tym roku. Władze odnotowały już ponad sześć tysięcy incydentów, aczkolwiek ten największy odpowiada za niemal połowę utraconego na rzecz natury terenu…