Rekordowe opady w Krakowie. Sposób na powodzie jest jeden. I działa też na susze
Teoretycznie susze i powodzie to dwa różne zagrożenia i problemy. Okazuje się, że aby przeciwdziałać kontrastującym zjawiskom, wystarczy zadbać o rzeki. Im szybciej to zrozumiemy, tym bardziej będziemy przygotowani na zjawiska jak w trakcie tegorocznego lata.
Stacja pomiarowa prowadzona w krakowskim Ogrodzie Botanicznym zanotowała historyczny rekord – informuje serwis lovekrakow.pl. Czwartkowy dobowy opad na poziomie 103 mm był najwyższy od 126 lat. Czyli od początku prowadzenia pomiarów.
Ostatni raz równie mocno popadało we wrześniu 1963 roku. Tyle że wówczas rekordowym opadom towarzyszyły burze. Ostatni krakowski deszcz to z kolei tzw. deszcz rozlewny.
„Opady tego typu doprowadzają do powstania największych fal powodziowych na rzekach” – wyjaśnia IMGiW
W ubiegłym tygodniu w wielu miejscach w jeden dzień spadło tyle deszczu, ile powinno przez cały miesiąc. Już potwierdzają się więc prognozy naukowców. Międzynarodowy zespół badawczy opublikował w czerwcu wyniki swoich badań, które wskazują, że wraz ze wzrostem globalnych temperatur coraz częściej będziemy musieli mierzyć się z ekstremalnymi opadami deszczu i powodowanymi przez nie powodziami - jak chociażby w Niemczech. To jeszcze jeden przykład na to, że jest gorzej, niż myślimy, skoro obawy badaczy bardzo szybko stają się naszą rzeczywistością.
Ekstremalne opady deszczu poprzedzane są miesiącami suszy – to zresztą kolejne zjawisko, które potęgowane jest przez zmieniający się klimat. Jeszcze w czerwcu polskie gminy apelowały do mieszkańców, aby ci nie zużywali wody „niepotrzebnie” – po kilku dniach taką prośbę wystosowało przeszło 250 gmin. Z kolei zdjęcia satelitarne pokazywały niski poziom wody w Wiśle, przez co na rzece tworzyły się wyspy.
Teoretycznie susze i powodzie to dwa zupełnie różne zjawiska. Jak się jednak okazuje, walczyć można z nim jednym sposobem. Prostym, bo naturalnym.
Chodzi o to, aby przywracać rzeki do ich pierwotnego stanu
Tak właśnie robią Holendrzy – wyjaśnia dr hab. Zbigniew Popek, prof. SGGW z Katedry Inżynierii Wodnej Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska SGGW, cytowany przez serwis Nauka w Polsce (via Smoglab.pl).
– Oczywiście nikt nie będzie rozbierał wałów na warszawskim odcinku Wisły, ale w wielu miejscach jest to możliwe – a wręcz wskazane. Dobrym pomysłem jest przywracanie rzek do stanu jak najbardziej naturalnego - mówi ekspert.
Odtwarzanie terenów zalewowych i renaturyzacja rzek to właśnie sposób na radzenie sobie ze zjawiskami, które w trakcie katastrofy klimatycznej będą narastać. Niestety, póki co w Polsce retencja wody jest na bardzo niskim poziomie. Nam udaje się zatrzymać ledwie 6,5 proc. objętości średniorocznego odpływu rzecznego, podczas gdy w innych europejskich państwach średnia wynosi od kilku do nawet kilkunastu procent.
Przykładem mogą być nie tylko Holendrzy, ale też Słowacy. Jak wyjaśniał Radek:
Póki co polskim pomysłem na zatrzymanie wody były „oczka wodne przy każdym domu”.