Przeczytałem kolejną bzdurę o zetkach i szlag mnie trafił. Dajcie już spokój z tymi stereotypami
Zetki robią to, milenialsi tamto, a Polacy są zgodnie zmęczeni upałami, których w tym roku w zasadzie nie ma. Nieuprawnione generalizacje to choroba czasów internetu.

Ilekroć widzę artykuły lub posty w mediach społecznościowych ogłaszające władczym tonem, że zetki, czyli przedstawiciele pokolenia urodzonego po 1995 r., odznaczają się jakąś szczególną cechą, skręca mnie z irytacji.
Tendencja, by etykietować kolejne pokolenia, nie jest nowa, ale nie była wcześnie tak mocno obecna w przestrzeni publicznej. Na tyle, że gdy słyszę w rozmowach z ludźmi, że zetki to nieodpowiedzialne nieroby pozbawione wyobraźni, doświadczam już nie tylko irytacji, ale gniewu.
Gdy znajomi rozpoczynają tyrady o tym, jakie to zetki są złe i roszczeniowe, pytam o podstawę do wyciągnięcia takich wniosków. Słyszę wówczas dowody anegdotyczne o tym, że ktoś, gdzieś nie angażuje się w pracę, gdy starsze pokolenie karnie celebruje kult zapierdolu wykonuje swoje obowiązki. Odpowiadam wówczas równie anegdotycznymi przykładami z rozmów, które czasem zdarza mi się odbywać z młodszymi ode mnie ludźmi. Rzecz jasna przeczą one temu, co rozmówca próbuje mi wmówić.
W tej wymianie doświadczeń staram się zazwyczaj nie przypisywać zbiorowości określonych cech, bo najczęściej jest to nadużycie. I tak na przykłady nieodpowiedzialności i roszczeniowości podaję kontrprzykłady obowiązkowości i zaangażowania. Rozchodzimy się w przekonaniu o swoich racjach, ale mam przynajmniej satysfakcję, że nie powielam stereotypów.
Jako gatunek mamy wyjątkową skłonność do uproszczeń.
Lepiej nam się żyje, gdy świat można objaśnić za pomocą schematów. Łatwiej też zrzucić winę na własne porażki, bo mechanizm działa tak, że niemal na zawołanie znajdziemy sobie przyczynę zła, którego doświadczamy. Wystarczy wrzucić wszystkich do jednego garnka i mamy gotową potrawę. Źli Niemcy, Polacy (jeśli akurat cierpimy na ojkofobię), uchodźcy, Romowie, Żydzi, zetki… Wymieniać można w nieskończoność.
Oczywiście – wracając do zetek – istnieją badania, którymi obejmuje się przedstawicieli określonych przedziałów demograficznych, ale najczęściej nie wynika z nich, że WSZYSTKIE zetki (tu kilka przykładów z mediów): „pokochały restiwale”, „czeka je wtórny analfabetyzm”, „szydzą z ubioru milenialsów”, „nie uprawiają seksu”, „nie chcą się dostosować”, „wolą chillować na kanapie”. Zdarza się, że tego typu wyroki podparte są mniejszym lub większym badaniem, ale najbardziej bawią zawsze przykłady mające potwierdzić dętą tezę z tytułu i ją zilustrować. Oto okazuje się, ze 24-letnia Julia i 22-letni Krystian są typowymi przedstawicielami pokolenia i nie dość, że mają gdzieś robotę, to jeszcze żądają darmowych dostaw sojowej latte (pod warunkiem że nie jest ona atrybutem milenialsów) i energetyków.
Rzecz nie dotyczy wyłącznie zetek. Z taką samą atencją traktowani są milenialsi i boomersi. Oto dowiaduję się na przykład, że moje pokolenie jest stracone. Chyba już się nie podniosę i pójdę po prostu umrzeć po przeczytaniu takiego wyroku.
Pochopne generalizacje nie tłumaczą świata
Nasze oparte na anegdotycznych przykładach „dowody” tak naprawdę nie mówią niczego o zbiorowości takiej czy innej. Najczęściej wyciągamy wniosek ogólny na podstawie zbyt małej liczby przypadków lub niewystarczających danych. A gdy już opatrzymy nasze stwierdzenie kwantyfikatorem dużym „dla wszystkich”, „dla każdego” mamy gotowy przepis na stereotypy. Tak oto wrzucamy do jednego worka całą zbiorowość, nazywamy ten worek i budujemy opinie w stylu: zetki to nieroby, mężczyźni nie płaczą, kobiety są mniej logicznie.
Jako wydawca serwisu internetowego sam muszę uderzyć się w pierś, bo zdarza mi się i to pewnie dość często użyć na przykład sformułowania „Polacy” w tytule. Pokusa jest bowiem potężna. Z jednej strony czytelnicy uwielbiają proste recepty, z drugiej, redaktorzy również, bo należą do przedstawicieli tego samego gatunku, który na potęgę korzysta z uproszczeń, by oswoić otaczający świat.
O zetkach zaś piszę pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz. Powód jest prosty – tego typu określenia wynikające z generalizacji - tak naprawdę nie tłumaczą rzeczywistości. Ba, ci wszyscy specjaliści od zetek, milenialsów czy boomersów miewają nawet problem z pokazaniem, kiedy kończy się jedno „pokolenie”, a zaczyna drugie. Szkoda czasu na takie uproszczenia.
Czytaj także: