Na obozach cyfrowego detoksu dzieją się straszne rzeczy. Tak leczą dzieci z TikToka
Nastolatki uzależnione od smartfonów to globalny problem. W Stanach Zjednoczonych rozwiązaniem stają się drogie obozy detoksu cyfrowego, gdzie odwyk od ekranu przypomina obóz przetrwania z ucieczkami i interwencją policji.

Współczesny świat ma problem z technologią, a smartfony stały się jego centrum. To nie jest narzekanie weterana analogowych czasów, ale trzeźwa obserwacja rzeczywistości. Uzależnienie od ekranów dotyka coraz młodsze osoby, a rodzice, nawet ci urodzeni w nowym tysiącleciu, stają przed wyzwaniami, których sami nie doświadczyli w dzieciństwie. Ich pokolenie dorastało wraz z rozwojem internetu, ale dzisiejsze dzieci rodzą się praktycznie ze smartfonem w ręku.
Nowa generacja przynosi ze sobą zupełnie nowe problemy. Rodzice, którzy świadomie podchodzą do wychowania, starają się wpajać zdrowe nawyki cyfrowe i szukają sposobów, by ograniczyć potrzebę ciągłego sięgania po telefon. Ustalają limity czasowe, proponują alternatywne zajęcia i kontrolują treści, do jakich ma dostęp ich pociecha. To podejście wymaga jednak ogromnego zaangażowania i konsekwencji.
Niestety, nie zawsze się to udaje, a czasem brakuje na to zasobów lub świadomości. Skutkiem są sytuacje, w których dziecko spędza przed ekranem cały dzień, od pobudki o siódmej rano aż do późnego wieczora. To już nie jest niewinna rozrywka, ale problem, który wpływa na rozwój społeczny, zdrowie fizyczne i psychiczne. Młody człowiek zamknięty w cyfrowym świecie traci kontakt z rzeczywistością.
Ten problem nie jest wyłącznie polską specyfiką. Zmagają się z nim społeczeństwa na całym świecie, w tym w Stanach Zjednoczonych, gdzie rynek zdążył już wypracować radykalne, komercyjne rozwiązania. Skoro niemal połowa amerykańskich nastolatków przyznaje, że jest online „niemal stale”, pojawiła się potrzeba interwencji. Jedną z nich są obozy detoksu cyfrowego.
Obóz przetrwania bez smartfona
W USA rosnącą popularnością cieszą się letnie obozy detoksu, które obiecują oduczyć nastolatków od ekranów. Koszt takiego turnusu to około 2000 dolarów tygodniowo. Uczestnicy, w większości chłopcy uzależnieni od gier i dziewczęta aspirujące do bycia influencerkami, trafiają tam wbrew własnej woli. Ich reakcje na cyfrowy odwyk bywają skrajne.
Jeden z chłopców próbował przemycić na teren obozu trzy telefony. Pierwszy oddał dobrowolnie, drugi znaleziono w jego torbie, a trzeci zdemaskował współlokator po kilku dniach.
Dyrektor jednego z takich ośrodków opowiada dla Wired, że desperacja uczestników prowadzi do dramatycznych zachowań.
Pewien nastolatek uciekł z obozu i dotarł aż do autostrady, skąd zabrał go patrol policji. Po powrocie „rozpoczął trzydniowy strajk głodowy i ostatecznie musieliśmy wysłać go do szpitala, ponieważ musiał coś zjeść”. Inny chłopak podczas wyjścia na plażę poprosił przypadkową parę o telefon, by zadzwonić do matki z błaganiem o ratunek. Matka nie tylko go nie zabrała, ale w kolejnym roku wysłała na obóz jego młodszego brata.
Większość dzieci przyjeżdżających na obóz ma poważne deficyty społeczne. „Nie potrafią dobrze się komunikować. Wszystko jest w skrótach. Nie nawiązują kontaktu wzrokowego. Nie potrafią dokończyć pełnego zdania” – mówi organizator. Ich domowe nawyki są równie niepokojące. „Ich nawyki żywieniowe i senne są okropne. Większość dzieci, zwłaszcza gracze online, siedzi do 2 lub 3 w nocy. To katastrofa”.
Na obozie wszystko się zmienia: pobudka jest o 6:30, a o 22:00 wszyscy muszą już spać. W ciągu dnia drzwi do pokojów są zamykane, a wychowawcy powtarzają: „Siedzenie w pokoju i dąsanie się nie jest zajęciem obozowym”.
Przeczytaj więcej o zdrowiu psychicznym i uzależnieniu od technologii:
Jak walczy się z uzależnieniem od smartfona?
Ciekawym mechanizmem socjalizacyjnym jest przymusowe dzielenie pokoju z jedną lub dwiema osobami. Początkowa niechęć i wrogość wobec współlokatorów szybko przeradza się w sojusz. „To zabawne, ponieważ tworzy się mentalność „my kontra oni”. (...) Nienawidzą nas, nienawidzą swoich rodziców za to, że ich tu wysłali, więc od razu, niechcący, nawiązują więź” – wyjaśnia dyrektor serwisowi. Ten mechanizm staje się fundamentem pierwszych prawdziwych relacji.
Oprócz typowych zajęć obozowych, jak wyjścia na plażę czy ogniska, program obejmuje też zajęcia edukacyjne, w tym z podstaw finansów. Terapeuci uświadamiają młodzieży, że firmy technologiczne nie troszczą się o ich dobrą zabawę. „Musimy uświadomić tym dzieciakom, że firmy technologiczne nie dbają o ich zabawę i przyjemność; zależy im na ich czasie i pieniądzach”. Omawiane są przypadki dzieci, które zadłużały karty kredytowe rodziców na zakup wirtualnych przedmiotów w grach. Celem nie jest całkowite odcięcie od technologii, ale nauczenie zdrowego i świadomego korzystania z niej.
Co zaskakujące, choć obóz wydaje się dla uczestników koszmarem, co roku kilku z nich decyduje się na powrót. Nie robią tego z powodu nawrotu uzależnienia, ale z chęci pomocy nowym obozowiczom. Chcą im pokazać na własnym przykładzie, że da się przetrwać ten trudny czas i wyjść z niego silniejszym. Mówią nowym, naburmuszonym uczestnikom: „Byłem tobą w zeszłym roku. Byłem dokładnie tam, gdzie ty, i wyszedłem na prostą”.
Ile kosztowałby taki obóz w Polsce?
Fakt: bezpośrednie przeliczenie 2000 dolarów na złotówki (w trakcie pisania tego tekstu, nieco poniżej 7300 zł) byłoby mylące ze względu na różnice w sile nabywczej i kosztach życia. Jednak nawet po uwzględnieniu polskich realiów, taki specjalistyczny turnus należałby do najdroższych na rynku. Standardowy dwutygodniowy obóz letni w Polsce to koszt rzędu 2500–4000 zł. Obóz detoksu cyfrowego musiałby być znacznie droższy.
Głównym czynnikiem podnoszącym cenę jest konieczność zatrudnienia wyspecjalizowanej kadry. Zamiast zwykłych wychowawców, potrzebni byliby psychologowie, terapeuci uzależnień i personel przygotowany na kryzysowe sytuacje. Grupy musiałyby być znacznie mniejsze, a opieka niemal indywidualna, co generuje wyższe koszty. Więc realistycznie, cena za tygodniowy pobyt na takim turnusie w Polsce mogłaby wynosić od 4000 do nawet 6000 zł. I to byłaby prawdziwa usługa premium.