"Każda epoka ma swoje substancje uzależniające" – Rafał Lange z NASK o nowej pandemii wśród dzieci

– Statystycznie nie ma obecnie takiej klasy w szkole podstawowej, gdzie chociaż jeden uczeń nie jest uzależniony od treści erotycznych– mówi SW+ dr Rafał Lange, kierownik działu badań rynku i opinii w Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej. Jaki wpływ na to uzależnienie mają media społecznościowe? Co można zrobić, aby ograniczyć dzieciom dostęp do tych treści? Jak reagują na to rodzice?

25.01.2023 08.39
"Każda epoka ma swoje substancje uzależniające". Nowa pandemia wśród dzieci

W Polsce regularną praktykę oglądania filmów czy zdjęć pornograficznych deklaruje niemal co czwarty nastolatek, a już siedmiolatki kręcą filmy erotyczne ze swoim udziałem, robią nagie zdjęcia, a później wrzucają je do sieci.

Badania pokazują, że uzależnienie od takich treści wpływa na życie społeczne – uzależnieni tracą małżonków, pieniądze, prace. Czy to czeka też naszych nastolatków? Jakie są szanse na to, aby naprowadzić młode pokolenie na dobre tory? O to pytamy Rafała Langego, kierownika działu badań rynku i opinii w Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej.

"Za kilka lat w każdej gminie będzie grupa anonimowych uzależnionych od treści dla dorosłych"

Rafał Lange, fot. NASK

Barbara Erling: Ekskluzywna marka modowa Balenciaga wypuściła ostatnio szokującą kampanię, w której znalazły się zdjęcia dzieci, trzymające pluszowe zabawki. Niby nic w tym złego, ale maskotki ubrane były w stroje przypominające akcesoria do BDSM. Pluszowe misie związane były metalowymi łańcuchami oraz ubrane w nabijany ćwiekami skórzany strój. Fragmentami scenografii kampanii były też dokumenty dotyczące sprawy pornografii dziecięcej. Później dziwimy się, że dzieci bardzo szybko sięgają po takie treści, a przecież sami je w to pchamy.

Dr Rafał Lange*: A może te działania marketingowe są odpowiedzią na potrzeby rynku? Młodsze pokolenia coraz szybciej wchodzą w sferę seksualności, a takie działania jak Balenciagi są poniekąd próbą nadążania za tym, co dzieje się w internecie. Tam takie treści dostępne są na każdym kroku. Już siedmiolatki upubliczniają swoje wizerunki o charakterze seksualnym, kręcą filmy erotyczne, robią nagie zdjęcia, a później wrzucają je do sieci. Trudno jednoznacznie wskazać winnego seksualizacji młodego pokolenia.

Co nie znaczy, że problemu nie ma. Rodziców nie martwi, że ich dzieci mają styczność z treściami dla dorosłych? 

Niestety wielu z nich nawet o tym nie wie. Z naszych badań w NASK wynika ciekawa konkluzja. Otóż rodzice kontrolują tylko to, co dzieci oglądają w internecie i tylko wtedy, gdy robią to na ich telefonach. Kiedy dziecko, zwykle w wieku 10-11 lat, dostaje własny smartfon, rodzice kończą kontrolę. 

Robią to z lenistwa? Czy boją się, że coś znajdą?

Są trzy zasadnicze czynniki. Pierwszy to brak czasu. Praca, zajęcia pozalekcyjne dzieci, gotowanie obiadu, robienie zakupów. Dorośli często są tak obładowani obowiązkami, że nie mają zwyczajnie czasu na sprawdzanie tego, co ich potomstwo ogląda w internecie. Drugi – bardzo ważny – brak kompetencji. Rodzice czują, że nie nadążają za rozwojem technologii. Dzieci są w stosunku do swoich rodziców znacznie bardziej technologicznie rozwinięte. Trzeci powód to niestety wpływ środowiska rówieśniczego. Rodzice myślą: "Skoro wszystkie dzieci mają smartfona, dlaczego moje dziecko ma z niego nie korzystać?".

Zresztą główna forma kontroli rodzicielskiej to tzw. pogadanki. Rodzice stosują je zazwyczaj do momentu, aż ich dziecko osiągnie 15-16 lat, później odpuszczają sobie zupełnie kontrolę tego, co dziecko robi w internecie. Duża część rodziców ma świadomość, że dziecko ogląda te treści, ale wycofuje się ze swojej roli rodzicielskiej. Z dobrodziejstwem inwentarza smartfona przyjmuje, że jego dziecko, mając go, może mieć dostęp do pornografii, ale skoro wszystkie dzieci tak mają, to po co wyrywać sobie włosy z głowy?

Czyli rodzice wychodzą z założenia, że skoro wszyscy mają problem, to nikt nie ma problemu?

Rodzice obecnych nastolatków socjalizowali się w warunkach zupełnie innych. Nie mieli smartfonów, internetu mobilnego. Dlatego też traktują je jak szwajcarski scyzoryk, czyli narzędzie, które pomaga w życiu. Można na nim sprawdzić rozkład jazdy, zrobić przelew, zamówić nową kurtkę. Ot narzędzie do ułatwiania życia. Ale ich dzieci socjalizowały się już w zupełnie innych warunkach, więc dla nich smartfon nie jest narzędziem, a sposobem na wejście do świata społecznego.

Dla obecnych nastolatków jesteśmy "dziadersami", którzy nie rozumieją, do czego służy internet i jak jest ważny w budowaniu relacji i swojego wizerunku. Naukowcy ze Stanów Zjednoczonych przeprowadzili badania, w których pokazywano rodzicom fragmenty dialogów z mediów społecznościowych, gdzie autorzy używają skrótów, emotikonów. Dla nich były to treści zupełnie niezrozumiałe. Konkluzja jest taka, że nawet jakby chcieli sprawdzić, co ich dzieci piszą, to nic nie zrozumieją.

Czy taka postawa nie sprawia, że seksualizacja dzieci staje się coraz bardziej akceptowalna społecznie? Wiele dzieciaków nie widzi problemu w tym, żeby wysłać nawet obcej osobie tzw. nudesy. Z czego bierze się ten brak asertywności?

Z presji społecznej. Robią to wszyscy, więc ten, kto nie robi, jest wykluczony. Sfera seksualna, nagość zostały tak znormalizowane w internecie, że jak popatrzymy na wyniki naszych badań, to dwie trzecie młodych ludzi uważa, że wysyłanie własnych nagich zdjęć jest w porządku. Tylko jedna trzecia skłania się ku deklaracjom, że jest to czynność negatywna. Jedną z ich motywacji czy aspiracji jest bycie zauważonym. Jeśli statystyczny nastolatek spędzający około 4-5 godzin na dobę w internecie widzi, że aby zostać zauważonym, nie musi wykazać się specjalnymi umiejętnościami czy wiedzą, a wystarczy zamieścić lub przesłać intymne zdjęcia czy filmy, część z nich bez zastanowienia się na to decyduje.

fot. Stenko Vlad / Shutterstock.com

No tak, a później zespół ekspertów Dyżurnetu, działający jako punkt kontaktowy do zgłaszania nielegalnych treści w internecie, pokazuje szacunki, że 70 proc. treści pedofilskich pojawiających się w sieci jest produkowanych przez same dzieci.

Są dwa zasadnicze powody, dla których tak robią. Pierwszy – robią to dla fejmu, chcą zwrócić uwagę na swoją osobę. Drugi – wymiar finansowy. Z naszych badań wynika, że niemal połowa próśb o nagie zdjęcia pochodzi od osób nieznanych, anonimowych, zapewne część z nich wzmacniana obietnicą gratyfikacji w postaci zakupu jakiegoś dobra materialnego lub przekazania pieniędzy.

Taka sytuacja została bardzo dobrze opisana w Australii, gdzie okazuje się, że dla celów zarobkowych spotykają się pary 6-8 latków, które tworzą treści o charakterze seksualnym po to, żeby zarabiać. Brzmi surrealistycznie, ale taka jest rzeczywistość. Można zapytać, skąd idzie przykład – z internetu. Kiedy w Australii 22-letnia influencerka na swoim TikToku opowiada, że m.in. na portalu OnlyFans zarabia ponad milion dolarów miesięcznie, to dzieciaki zaczynają się tym interesować.

Badania NASK-u dowodzą, że dzieci pierwszy raz spotkają się z pornografią w wieku niespełna 11 lat. Wielu z nich ogląda ją codziennie.

11 lat to jest średnia wartość. Mamy bardzo duży odsetek dzieci, które z takimi treściami spotykają się w wieku sześciu, ośmiu lat. Statystycznie nie ma obecnie takiej klasy w szkole podstawowej, gdzie chociaż jeden uczeń nie jest uzależniony od pornografii.

Czyli pandemia?

Jak popatrzymy na najświeższe statystyki australijskie, amerykańskie, brytyjskie czy generalnie z Europy Zachodniej, widzimy, że jest to zjawisko niemalże globalne.

Naukowcy z Wielkiej Brytanii wskazują, że coraz częściej takie treści zawierają przemoc, co ma przyciągnąć uwagę widzów. Mówiła o tym w programie "The Howard Stern Show" idolka nastolatków Billie Eilish. Dziewczyna przyznała, że zaczęła w wieku 11 lat oglądać pornografię, a po pewnym czasie nie oglądała nic, co nie było pełne przemocy. "Byłam dziewicą, nigdy nic nie robiłam, więc to doprowadziło do problemów. Przez pierwsze kilka razy, kiedy uprawiałam seks, nie odmawiałam rzeczy, które nie były dobre. Myślałam, że ma mi się to podobać". Czy to też przypadek polski?

Nieprzypadkowo Indie zablokowały dostęp do Pornhuba. Zrobili to z powodu masowych gwałtów na dziewczętach. To zjawisko, podobnie jak internet, przekracza granice państw. Niektórzy próbują temu przeciwdziałać, np. w Luizjanie, w Stanach Zjednoczonych ustanowiono prawo, że aby zalogować się do Pornhuba, trzeba przesłać skan swojego prawa jazdy. Wiadomo, każdy ogarnięty nastolatek jest w stanie obejść to zabezpieczenie, natomiast dla tych najmłodszych dzieci to rzeczywiście jest jakiś sposób na ograniczenie dostępu.

fot. Konstantin Savusia / Shutterstock.com

Ale przecież pornografia w internecie jest na wyciągnięcie ręki. I to nie tylko w wyspecjonalizowanych portalach, ale przede wszystkim w mediach społecznościowych. "Wall Street Journal" przeprowadził badanie, z którego wynika, że bez względu na to, jakie treści dziecko ogląda, prędzej czy później trafi na treści dla dorosłych na TikToku. Mimo to żaden regulator na poważnie nie zajął się uregulowaniem tego, co można znaleźć na platformach dużych graczy.

To prawda, daliśmy dzieciom smartfona jako rodzaj niani, ale nie wiemy, co ta niania ze sobą przyniosła. Są jednak już pierwsze jaskółki zmiany. W Stanach Zjednoczonych urzędnicy federalni nie mogą mieć zainstalowanego TikToka z powodu bezpieczeństwa danych. To pierwszy krok ku temu, aby uświadomić sobie i społeczeństwu, że nie wszystko, co przychodzi z internetu, jest dobre. Trzeba jednak pamiętać, że potężne firmy technologiczne cały czas pracują nad podażą i kanałami dystrybucji, dostosowując je do sytuacji na rynku. Dlatego przeciwdziałanie temu problemowi będzie nieustannym mocowaniem się z celami finansowymi tych firm.

Uświadamianie o negatywnych stronach internetu dzieje się też w szkołach. A jednak to właśnie środowisko szkolne jest najczęstszym miejscem konsumpcji treści pornograficznych, a narzędziem smartfon. Czy wobec tego rozwiązaniem jest zakazanie używania smartfonów przez dzieci w szkołach?

W mojej opinii jest to jeden z lepszych sposobów, aby może nie wyeliminować zjawisko, ale je utrudnić. I nie tylko z punktu widzenia konsumpcji treści pornograficznych. Badania w Nowej Zelandii i Francji pokazują, że brak telefonu w szkołach sprzyja jakości nauki. W tych szkołach, które zakazały używania komórek, poprawiły się zarówno oceny, jak i zachowanie. Uczniowie stali się mniej agresywni, impulsywni, łatwiej się skupiają na lekcjach. Z punktu widzenia jakości kształcenia to jest kolejny powód, żeby coś takiego zrealizować.

Wyobrażam sobie, że znaleźliby się rodzice, którzy stanęliby w opozycji do tego pomysłu. Skoro oni kupili smartfon, to żaden nauczyciel ani dyrektor nie może zabrać własności ich dziecka.

Ale nie chodzi o zabieranie smartfonów, tylko o zakaz korzystania z nich w szkole. Jeśli kupiłem dziecku psa, czy teraz dziecko ma zabierać to zwierzę do szkoły? Nie. Tak samo i z telefonem.

Amerykańska Akademia Psychiatryczna, która zbiera i analizuje badania z całego świata i wydaje zalecenia dotyczące różnych dziedzin życia dziecka, rekomenduje, żeby przynajmniej do końca drugiego roku życia trzymać dziecko z dala od tabletu. To pomoże?

Porównam to do budowy osiedla. Dobrzy deweloperzy, gdy tylko wybudują osiedle, nie kładą chodników, a patrzą, jak ludzie wydeptują drogi i na tej podstawie dopiero kładą chodniki. Tak samo jest z nami. W naszym mózgu od momentu urodzenia powstaje wiele sieci neuronowych i mózg reaguje jak ten deweloper – patrzy, które ścieżki wykorzystujemy, resztę "zasypuje". W momencie, kiedy nauczymy dziecko, że tylko ścieżka cyfrowa jest atrakcyjna, po jakimś czasie nakłonienie dziecka, żeby z niej zrezygnowało, będzie niemożliwe.

Generalnie chodzi o to, aby nie upośledzać mózgu we wczesnym etapie rozwoju. Dziecko nie powinno być przyzwyczajone wyłącznie do świata cyfrowego, głośnego, kolorowego, dynamicznego. Tak jak niewskazane jest, aby niemowlę spożywało bardzo ostre potrawy, tak dla mózgu dziecka niedobre jest, żeby korzystać z tabletów czy telefonów.

Rozumiem, że to rodzice grają pierwsze skrzypce w wychowaniu swoich dzieci. Jednak problem jest tak szeroki, że wymaga już systemowych rozwiązań. A to z kolei wymaga szerszej debaty publicznej, przy czym Google tę debatę ogranicza, tnąc zasięgi mediom piszącym o pornografii.

Jest to ogromny paradoks, bo z jednej strony rzeczywiście przeglądarki ograniczają treści nawet edukacyjne o pornografii, a z drugiej zarabiają na ruchu z takich treści, który jest ogromny i sięga jednej trzeciej generowanego w internecie ruchu. Ludzie trafiają tam dzięki wyszukiwarkom, więc promowanie treści antypornograficznych to podcinanie gałęzi, na której siedzą. Ale wciąż faktycznie to rodzice sami muszą zadbać o swoje dzieci, innej ścieżki nie widzę.

Tylko skąd mają wiedzieć, jak postępować? Jak dotrzeć do nich z przekazem?

Są na to różne sposoby. My umieszczamy treści zarówno w internecie, choć wiemy, że nie docierają aż tak szeroko, w telewizji, radiu. Na konferencje wysyłamy naszych ekspertów. Jednak jak pokazują badania, fundamentalną rolę do odegrania ma szkoła i edukacja środowiskowa. Dużo porad na wychowanie dziecka rodzice czerpią od innych rodziców. Nawet w kwestii leczenia dzieci, rodzice o pomoc nie pytają Google’a, a innych rodziców, babci, znajomych. Recepty na rozwiązanie problemu pornografii przekazywane w interakcji bezpośredniej, właśnie dzięki środowisku szkolnemu, wydają się być optymalne, ale jeszcze nie do końca wykorzystane.

Zbyt wiele czasu na te dalsze rozważania raczej nie mamy. Badania przeprowadzone w Stanach pokazują, że uzależnienie od pornografii wpływa nie tylko na życie prywatne, ale też na życie społeczne. Uzależnieni tracili małżonków, pieniądze, prace. To czeka też naszych nastolatków?

Zdecydowanie tak. Każda epoka ma swoje substancje uzależniające. Są pokolenia, gdzie to jest heroina, są pokolenia, gdzie jest to hazard, a teraz mamy pokolenie uzależnione od pornografii. Tak jak obecnie w każdej gminie jest grupa anonimowych alkoholików, to za kilka lat w każdej gminie będzie też grupa uzależnionych od treści dla dorosłych, do której będzie można zgłosić się o pomoc.

Czy możemy coś z tym problemem zrobić? Czy ta generacja, która dorastała ze smartfonem w ręku, będzie pod tym kątem stracona?

Straceni nie są. Przecież jeszcze trzy dekady temu ludzie masowo palili papierosy, nie zdając sobie sprawy z tego, jakie ma to konsekwencje dla zdrowia. Jednak po pewnym czasie zrozumieliśmy, że nikotyna jest zła i społeczeństwo zaczęło odchodzić od palenia. Aktualne pokolenie nastolatków uzależnionych od pornografii bezspornie będzie miało problem, ale jak z każdym uzależnieniem i z tym można walczyć. W tej kwestii jestem optymistą. Krzyżyka bym na nich nie stawiał, raczej zastanowił się nad ofertą pomocy dla nich. Człowiek jest istotą rozumną, jak w końcu do niego dojdzie, że to dla niego złe, przestanie to robić. 

* Dr Rafał Lange – kierownik działu badań Rynku i Opinii w NASK, doktor nauk społecznych w dyscyplinie socjologii, adiunkt w Państwowym Instytucie Badawczym NASK i nauczyciel akademicki. Badacz bezpieczeństwa nastolatków w cyberprzestrzeni, ekspert w zakresie społeczeństwa sieciowego oraz informacyjnego. W przeszłości dyrektor Ośrodka Sondaży Społecznych OPINIA, National Youth Research Correspondent na Polskę Dyrektoriatu Młodzieży i Sportu Rady Europy. Realizował badania społeczne w Polsce i za granicą dla m.in. Rady Europy, Głównego Urzędu Statystycznego, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, YMCA, British Council.

Ilustracja tytułowa: Oleg Elkov/ Shutterstock.com

DATA PUBLIKACJI: 25.01.2023