Mało kto zrobił tak wiele dla nauki co Donald Trump
Gdy w 2016 r. Donald Trump wszedł do Białego Domu z hasłem America First mało kto spodziewał się, że kilka lat później europejskie laboratoria, agencje kosmiczne i think-tanki będą dziękować mu - choć przekornie - za nowe pieniądze.

Wystarczy zerknąć na wykresy. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) dysponowała w 2015 r. budżetem 4,43 mld euro. Rok później wzrósł on do 5,25 mld euro (+18 proc.), a w 2020 r. - już po pierwszej kadencji Trumpa - sięgnął 6,68 mld euro (+16,8 proc. r/r). Kulminacją był szczyt Space19+ w Sewilli: ministrowie państw ESA przyklepali wtedy rekordowe 14,4 mld euro na pięć lat, największy zastrzyk gotówki w historii agencji.
Nie minęły trzy lata, a poprzeczka znów poszła w górę - w 2022 r. ESA przyjęła plan na 16,9 mld euro na kolejne trzy lata, podnosząc finansowanie o dalsze 17 proc. Oficjalne komunikaty mówiły o rywalizacji z Waszyngtonem i Pekinem, ale kuluary aż huczały: skoro Stany są nieprzewidywalne, trzeba mieć własny port kosmiczny, własne rakiety i własne satelity.
Czytaj też:
Od Ariane po Euclida - europejska flota nabiera rozpędu
Pieniądze nie trafiły do szuflady. Space19+ od razu sfinansował m.in. detektor fal grawitacyjnych LISA, teleskop Athena, wielorazowy prom Space Rider i udział ESA w marsjańskim programie Sample Return. Najświeższe decyzje z Paryża (2022) dorzuciły środki na księżycową sieć łączności Moonlight, konstelację szerokopasmową IRIS² oraz lądownik Argonaut.

Równolegle płyną miliardy na miniaturyzację i AI w satelitach obserwacji Ziemi, które zasilą przyszłe smart-urządzenia danymi pogodowymi i nawigacyjnymi w czasie rzeczywistym. ESA otwarcie przyznaje, że bez nowej konkurencji geopolitycznej te projekty najpewniej utknęłyby na etapie prezentacji w PowerPointcie.
Autonomia czy kaprys? Europejski sen o niezależności
Trumpowska gra taryfami i groźba odcięcia od amerykańskich technologii skłoniła Brukselę do ostrzejszego kursu. Termin digital sovereignty z branżowej niszy trafił na czołówki gazet - i do budżetu. Komisja Europejska wspiera rodzimy chmurowy Euro-stack, a w lutym ponad 100 firm (od OVHCloud po Proton) wezwało unijnych decydentów do kupowania europejskich rozwiązań, zanim dominacja Big Tech stanie się bronią polityczną. Think-tank EPC poszedł dalej, proponując nawet blokadę rynkową dla niepokornych platform.
Nie jest to czcza pogróżka. Po powrocie Trumpa relacje handlowe znów iskrzą, a unijne inwestycje w AI, kwanty i półprzewodniki nabrały przyspieszenia - co przyznał sam komisarz ds. cyfrowych, wskazując te trzy sektory jako niezbędne do przetrwania ery niepewności.
Rakiety bez wizy. Jak Sojuz i SpaceX nauczyły Europę pokory
Nie tylko polityka zza oceanu podniosła ciśnienie. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę z dnia na dzień zniknął dostęp do rakiet Sojuz, na których ESA opierała część misji. Efekt? Europejskie satelity Galileo i EarthCARE lecą dziś… Falconami 9 Elona Muska - co boleśnie przypomniało ministrom, że autonomia startowa jest więcej niż sloganem. W odpowiedzi agencja ruszyła z European Launcher Challenge, obiecując kontrakty firmom gotowym wysyłać ładunki na orbitę przed 2028 r.

To właśnie mieszanka trumpowskiej nieprzewidywalności i rosyjskiej agresji stworzyła idealne warunki do budowy nowych Ariane 6, mikro-launcherów typu RFA One czy Isar Spectrum. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci buduje rampę startową.
Nauka kontra kaprysy Białego Domu - paradoks XXI wieku
Czy Trump chciał wzmocnić światową naukę? Mało prawdopodobne. Czy to zrobił? Statystyka jest bezlitosna. ESA zwiększyła roczny budżet o ponad 70 proc. w ciągu dekady. Programy eksploracji Księżyca i Marsa dostały zielone światło, a europejskie firmy półprzewodnikowe i chmurowe zyskały polityczne paliwo, by walczyć z Big Tech o lokalne rynki.
Widać to również w sektorze PNT. Gdy Trump podpisał rozporządzenie, by uniezależnić Stany Zjednoczone od własnego GPS, Europa przyspieszyła rozwój Galileo a władze ESA otwarcie mówiły o konieczności niezależności sygnału - kolejny cichy sukces agresywnej retoryki zza Atlantyku.
Ironia losu w trybie Boost Mode
Donald Trump lubi być nazywany deal-makerem. W praktyce okazał się najlepszym fundraiserem dla europejskiej nauki od czasów sputnikowego szoku. Strasząc cłami, wywracając sojusze i chwaląc America First skutecznie przekonał stary kontynent, że przyszłość elektroniki, kosmosu i cyfrowych usług trzeba finansować z własnej kieszeni.
Czy to oznacza koniec zależności od Stanów Zjednoczonych? Jeszcze nie. Ale jeśli ESA w kilka lat potrafiła przejść z roli junior-partnera NASA do gospodarza rekordowego budżetu i lidera księżycowych inicjatyw to kolejną dekadę możemy powitać w świecie, w którym europejski startup dostarczy wam smartfon, nawigację i Internet - bez jednego dolara z Doliny Krzemowej.
I tak oto prezydent, który obiecał uczynić Amerykę znów wielką, mimowolnie sprawił, że reszta globu poczuła przypływ finansowego testosteronu. Historia ma poczucie humoru - subtelne, ale jakże skuteczne.
*Zdjęcie otwierające: Joshua Sukoff / Shutterstock